poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Chapter 13

  - Hej śliczna - usłyszałam dobrze znany mi głos i poczułam parę rąk oplatających mnie w pasie. Trevor. Ostatnio zbliżyliśmy się jeszcze bardziej. Może nie jesteśmy parą, ale zachowujemy sie jakbyśmy nią byli. Ciągłe przytulanie, dawanie całusów, trzymanie się za rękę i inne tego typu rzeczy. Wiem to banalnie denne, ale postawcie się na moim miejscu. Pierwszy raz doznawałam takiej bliskości. To było coś nowego. Coś nadzwyczajnego, coś czego mogłam być jedynie świadkiem, a teraz byłam odtwórczynią tych wszystkich romantycznych gestów, które widywałam w filmach. To było dla mnie wręcz magiczne. 
  - Hej przystojny - musknęłam ustami jego policzek. Przyznam każdy kontakt z jego skórą powoduje u mnie gęsią skórkę i zazwyczaj spalam wtedy gigantycznego buraka wyglądając przy tym jak prosie.
  - Co tu robisz ? - nie byłam ciekawa szczerze mówiąc. Po tym czego byłam świadkiem tydzień temu wolałam nie spotykać się z blondynem na oczach Beau. Nie wiedziałam co ich łączyło, ale ostatnie ich spotkanie nie było ciekawe przez co nie chciałam kusić losu by przez przypadek nie wywołać jakichś niemiłych sytuacji między nimi.
  - Postanowiłem odebrać cię ze szkoły i wziąć na spacer do parku. Bells będzie zachwycona - chłopaku ty to potrafisz znaleźć idealny czas na bycie romantykiem.
  - Trevor mówiłam ci, że po szkole mam kore... - głos osobnika zbliżającego się do nas mi przerwał 
  - Corin ? - usłyszałam Beau. Nie był zdziwiony. On nie był nawet zły. On był wściekły - co ty robisz tutaj z ... - pokazał z pogadrą na Trevora - z nim!
  - Chyba ci się coś pokurwiło Brooks - Beau lekko wzrygnął się na przepełnione jadem słowa chłopaka, który wciąż mnie obejmował. 
  - Trevor ! - starałam się uspokoić sytuację po jednej stronie, ale to nic nie dało. Blondyn puścił mnie i podszedł do szatyna z niezbyt miłymi zamiarami - TREVOR ! - krzyknęłam głośniej i stanęłam między nimi. Blondyn odsunął się o kilka kroków - uspokój się - spojrzałam na niego wymownie, a ten z parsknięciem odszedł kręcąc głową z niedowierzaniem. 

  - CO CI ODBIŁO?! - Brooks krzyknął, gdy doszliśmy do jego domu. Ostatnio zaryzykowałam i poszłam dwa razy do jego, zamiast mojego domu na nasze "korki". Jestem taką ryzykantką - tak właśnie się besztam w myślach. Ale cóż zaczęłam się zmieniać. Znalazłam znajomych, możliwe, że chłopaka ( czego nie jestem pewna ) i ludzie w szkole już się ze mnie nie naśmiewają. To była wielka odmiana, która zmieniała także mnie od środka. Byłam bardziej otwarta i pozytywniej nastawiona do ludzi. Czyli krócej mówiąc : byłam bardziej ludzka. 
  - Ale o co ci chodzi ? - usiadłam na kanapie i spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Może nie miał najlepszych kontaktów z Trevorem, ale nie miał najmniejszego wpływu na to co, gdzie i kiedy robię. 
  - O Trevora Jeffersona! - wyrzucił ręce w powietrze machając nimi we wszystkie strony świata.
  - A co ty masz do tego co ja z nim robię ?! - wstałam odruchowo zabijając go wzrokiem - co jest nierealne, a w niektórych momentach byłoby tak bardzo potrzebne.
  - Mam dużo !
  - Na przykład ?! - chłopak się zmieszał. Coś ukrywał, widziałam to, ale nie chciał powiedzieć o co chodzi. Zacisnął lekko pięść, a policzki - co było widoczne ponieważ chłopak nie ma pulchnej buzi - zagryzł od środka. Zdenerwowanie brało nad nim górę i było to widoczne w każdym jego ruchu geście, a nawet słyszalne w nierównomiernym oddechu, który niekontrolowanie przyśpieszył.

  - Mieliśmy się uczyć - rzucił i poszedł szybszym krokiem do kuchni. Złapałam swój plecack za ramiączko i ruszyłam za nim. Usiadłam na wysokim barowym krześle postawionym przy blacie oddzielającym kuchnię i salon. 
  - Beau co jest między tobą, a Trevorem ? - starałam się być spokojna chociaż w środku wrzało od złości. Może był moim przyjacielem, ale cóż nie miał najmniejszego prawa wtrącać się w moje sprawy miłosne. Nie bez powodu były to MOJE sprawy, a to, że jego sprawy sercowe ograniczały się do wykonywania próśb Tracy to już nie moja wina. Trzeba wiedzieć kiedy sprawa jest przegrana, a nie drążyć.
  - Corin... nie pytaj - podszedł do lodówki i wyciągnął mleko, którego napił się wprost z gwinta. Higiena przede wszystkim - chcesz ? - skrzywiłam się na samą myśl o piciu z tej samej butelki co on. Nie wadomo co wcześniej trzymał w paszczy, a teraz jakby wcześniejsza rozmowa wcale nie istniała planował podzielić się ze mną śliną poprzez picie z tej samej butelki, której cały gwint włożył do ust podczas picia. 
  - Nie zmieniaj tematu - otrząsknęłam się - mów już - wstałam i podeszłam do niego. 
  - Powiem tylko tyle - odstawił butelkę - lepiej trzymaj się od niego z daleka bo on oznacza kłopoty
  - Beau ... - spojrzałam na niego spod byka splatając ręce na wysokości katki piersiowej - a mówisz tak bo ?

  - Znam go dłużej niż ty i wiem, że potrafi wciągnąć cię w niezłe gówno - obrócił się i wyszedł do ogrodu. O co mu chodziło? Czy tak trudno było mi powiedzieć o co mu w tym wszystkim chodzi? Oczywiście dla Brooksów wyznawanie prawdy jest jednym wielkim przestępstwem.

  - Corin - usłyszałam kobiecy głos - jak miło, że wpadłaś - "mommy Brooks" oplotła mnie swoimi ramionami przyciągając tak mocno, że nie potrafiłam wziąć oddechu. 

  - Giiina - przeciągnęłam pierwszą samogłoskę by kobieta nie połapała się, że weszła w złym momencie 
  - Jesteście głodni ? Za 5 minut obiad i Corin nie przyjmuję odmowy musisz zostać. Beau zawołaj braci są w pokoju - wyrzuciła chłopaka z pomieszczenia przerywając mi w poznawaniu szczegółów dotyczących Trevora Jeffersona. Dziś rano myślałam, że go znam na wylot i poza paleniem toksycznych skrętów nie ma żadnych ciemnych stron, ale gdy przyjaciel mówi, że osoba, z którą się spotykasz ma jakieś ciemne strony zaczynasz czuć niepokój, który właśnie przeszył moje ciało po szpik kości i nie umiesz na to nic poradzić - Skarbie pomożesz mi ? - trzymała w ręku 5 talerzy poukładanych jeden na drugim.

  - Oczywiście - podeszłam i odebrałam od niej talerze, by następnie poukładać je na stole

*POV Beau*

  - Mamy kłopot - pierwsze słowa jakie wypowiedziałem wchodząc do pokoju bliźniaków jakoś nie wywołały na nich wrażenia. Nie dziwię się im. To w jakich tarapatach jesteśmy nie wzbudza w nich już jakichkolwiek emocji przy wspomnieniu o nich. Zatargi z policją, marihuana i inne rzeczy, które kusiły nas swoją etykietką " niedozwolone". 
  - Co tym razem ? - głos wziął spokojnieszy z moich braci.
  - Trevor Jefferson przykleił się do Corin i coś czuję, że nie zrobił tego dla niej - nasze kłopoty były naszymi kłopotami. Zwykle nie przejmowaliśmy się kolejną setką długu czy coś w tym rodzaju, ale teraz mogło się to odbić na kimś kto nie ma z tym nic wspólnego. W dodatku tym kimś była Corin. Dziewczyna nie wiedziała jak bardzo naraża się pogłębiając znajomość z TJ-em. Nie był on typem osoby, która zakochuje się. Dla niego miłość istniała tylko do interesów. Kobieta była dla niego tylko dziurą, w której mógł się spuścić i zostawić nawet, gdyby zrobił jej dziecko. Pokochałem Corin jak siostrę nie chcę żeby coś się jej stało.
  - Jebany szmal - komentarz Luke'a był dość bezosobowy przez co spojrzałem z Jaiem na niego niego z niewiedzą wypisaną na twarzy 
  - Dokładniej? - Jai wstał z fotela stojącego przy biurku i kopnął materac, na którym leżał jego bliźniak tak, że podskoczył o parenaście centymetrów w górę i uderzył czołem o sufit 
  - Idiota ! - przyłożył dłoń do miejsca, które zetknęło się z twardą strukturą.
  - Miło Jai Brooks jestem 
  - Do kwadratu ! 
  - Kurwa Luke odpowiedz na pytanie, a nie rżnij głupa - nie wytrzymałem i naskoczyłem na niego.

  - Nie widzisz tego ? Corin ma kase. Co ja gadam górę kasy, Trevor kocha wszystko to co oznacza kasę czyli ....
  - Czyli chce dobrać się do jej portfela - dokończyłem zdanie powtarzając na poczatku przeciągane "czyli" 
  - Musimy coś zrobić - Jai jesteś taki inteligentny
  - Jakbyśmy nie wiedzieli - skarciłem go wzrokiem 
  - Proste musimy mieć ją na oku - Luke ty geniuiszu ... 
  - Tylko ciekawe jak ...
  - Ugadamy się z mamą, żeby została na noc bo chcemy zrobić jakiś sens horrorów czy coś. Uwierz Matka jej tak łatwo nie wypuści. Tak samo jak było z Arianą w tamtym tygodniu

  - Gdyby nie to, że miała bilet to by jej nie wypuściła - zaśmiał się Jai przypominając sobie akcje z zeszłego tygodnia. Matka była naprawdę zbyt nachalna, ale to matka tego nie pojmiesz. 
  - Dobra ruszajcie się kutasy obiad czeka 

*POV Corin*
  - I wtedy Luke się poślizgnął i walnął prosto twarzą w tort - tak nie ma to jak słuchać żenujących faktów z życia kogoś kto siedzi od ciebie niecałe pół metra.

  - Skończcie - chłopak miał oparte łokcie o stół, a twarz zakrytą dłońmi - błagam - z każdym faktem robił się coraz bardziej drażliwy. 
  - Chyba wystarczy - postawiłam się za nim. Cóż widziałam to wszystko inaczej niż domownicy. Oni na co dzień wyśmiewali się pewnie z swoich głupich wpadek. Ja tak nie miałam, ja nie miałam głupich wpadek od wypadku, a te sprzed wypadku prócz śmiechu wywoływały u mnie potok łez i kilku godzinne obwinianie się. Jednak te kilka lat psychologicznej terapii nie przyniosło, aż tak zadawalających efektów jakie oczekiwaliśmy z ojcem. 
  - Nie chcesz posłuchać jak Luke chciał "rzucić" Jaiowi tort na żarty, a zrobił to naprawdę ? - mina Beau była lepsza niż Kota w Butach w filmie "Shrek", ale i tak nie dało to wymarzonych rezultatów Brooksa
  - Beau wystarczy Luke ma już dosyć, a ja muszę się zbierać do domu Bells czeka, a tata pewnie wróci za kilka godzin 
  - Oj no weź zostań jeszcze
  - A Bells ? Beau pomyślałeś o niej ?
  - Mamo ! - chłopak krzyknął do matki, która już zdążyła niespostrzeżenie zgarnąć wszystkie naczynia i niczym ninja znaleźć się w kuchni.
  - Tak ?
  - Czy Corin może u nas spać ?!
  - Beau! 
  - Oczywiście, że może ! 
  - Jedziemy po Bells. Ostatnio w parku ciągle bawiła się z Lalą czyli nie masz już wyjścia 
  - Zabije cie kiedyś... 

_________

Wybaczcie tę przerwę, ale przeniosłam się z Copernicusa do Omegi, a tam jest większy napierdol i gdy wracam z pracy nie mam na nic sił ... 

Cała sobota z Omegą. Wyszłam o 8:30 wróciłam o 20 .... -,-

Więc.. podoba wam się rozdział ? Mam nadzieję, że tak bo jestem z niego cholernie dumna xD 

TONIGHT WE OWN THE NIGHT .... ♥ ( zakochałam się w tej piosence ♥ )

Czekam na waszą opinię i do napisania ( mam nadzieję, że niedługo )

4 komentarze:

  1. kocham to !!!!
    Kasztanek <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuperaśnie! Mam nadzieje, że Corin nie będzie wplątana w to (bez wulkaryzmów) coś. Całą nadzieje pokładam w Beau.
    Masz jeszcze więcej pracy. Oj chyba na serio szykuje ten kapeć. Nie ważne, że jestem w Bułgarii. Krumowi (temu z Harry'ego Potter'a) miotłe zakosze i przylece. Tylko że ja kapci nie mam. E tam Japonkami ich przez Chiński Mór (nie mam pojęcia jak sie pisze slowo 'mór'(jestę prezydentę)).
    Pozdro
    Kostek♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ołłłjeee... Napisałam 'wulkaryzmów' zamiast 'wulgaryzmów'.
      Brawa dla Kostka Geniusza.

      Usuń
    2. Wiem kostek kto to Krum. To mój ulubiony uczestnik Turnieju Trójmagicznego ♥

      Usuń