wtorek, 6 sierpnia 2013

Chapter 14

  - Skarbie nie jestem do tego przekonany - pierwsze w życiu przekonywanie ojca do zgody na spędzenie nocy poza domem. Boże to naprawdę żenujące. Dzieciaki w moim wieku mają już za sobą milion takich nocy, a ja w wieku 18 lat błagam o to pierwszy raz. Żenujące, żałosne, upokarzające - takie właśnie jest teraz moje zachowanie i użalanie się nad sobą
  - Tato mam już 18 lat czy nie sądzisz, że w tym wieku powinnam mieć prawo do wyjścia na nocleg u znajomych ? - starałam się być zbuntowaną córeczką. Niestety czy ja potrafię robić takie rzeczy? Prawdopodobnie nie, ale zawsze można spróbować.
  - Dobrze, ale nie upij się, nie zajdź w ciążę i nie wróć łysa lub jakoś inaczej odmieniona 
  - Dziękuję! - pisknęłam ojcu do ucha, zapewne teraz ogłuchł, ale wyleczy się ma na to czas. Pełno czasu.
  - Dobrze wróć jutro jak najszybciej się da 
  - Tato jutro jest Piątek 
  - To nie oznacza, że możesz nie iść do szkoły? 
  - Pojade z chłopakami ... 

  - No dobrze, ale zarz po lekcjach widzę cię w domu   
  - Dziękuję - stuknęłam w ekran w miejscu czerwonego guiziczka co zakończyło połączenie. Wzięłam plecak do ręki i schowałam w nim spodenki, bluzkę z napisem Vans i piżadmę składającą się z za dużych dresów i czarnej bokserki. Doruciłam jeszcze kilka potrzebnych na codzień mi drobiazgów i zasunęłam plecak z charakterystycznym dla zamka błyskawicznego dźwiękiem.

  - Gotowa ? - usłyszałam głos Beau z dołu. Brooksowie czekali na mnie w salonie oglądając jakiś program muzyczny, a ja musiałam sprawdzić jeszcze kilka szczegółów takich jak gaz, prąd czy okna. No może mój tata powinien wrócić za kilka godzin, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
      Zarzuciłam na plecy torbe i zbiegłam schodami w dół. Przykucnęłam przy psie
  - Bells pilnuj domu póki tata nie wróci - psinka zamerdała ogonem. Pewnie myślała, że mówię do niej o kolejnym w tej godzinie spacerze lub zabawie. Wstałam - możemy iść! - krzyknęłam do chłopaków. Telewizor ucichł, a za kilka chwil trójka żartownisi znalazła się obok mnie - chodźcie - wyszliśmy zostawiając sunię samą w domu na kilka godzin samą. Ponownie. Zakluczyłam dom. Włączyłam alarm i weszliśmy do samochodu. Ja na tylonym siedzeniu z Luke'iem zaś, gdy Jai siedział na siedzeniu pasażera Beau prowadził samochód.

  - My się tu nie zmieścimy! - zaprotestowałam kiedy Beau stanął pod domem Daniela. W tyle były 3 miejsca, a już ściskaliśmy sie jak sardynki w puszce. Chociaż nie one miały tam więcej miejsca. 
  - To usiądziesz mi na kolana - Skip poruszył brwiami co mnie bardziej odrzuciło niż zachęciło 
  - Corin albo ktoś komuś na kolana albo masz bagażnik - powiedział znudzony moimi narzekaniami Luke 
  - Masz wolne kolana ? - rzuciłam bez zastanowienia. Wybierając między Jamesem, Luke'iem, a Skipem zdecydowanie wolałam bliźniaka. Cóż on jako jedyny nie miał erotycznych odruchów w towarzystwie mojej osoby i to bardziej mnie do niego zachęcało niż pozostałej dwójki. 
  - Mam - starał się powiedzieć bez niechęci w głosie jednak nie wyszło mu to tak jakby tego chciał. Wyszło coś w stylu " siadaj jak musisz ". Don't worry też bym tak postąpiła na jego miejscu. 
      Westchnęłam głośno i z niechęcią podniosłam się by chłopak mógł wsunąć nogi pode mnie. Całą jazdę czułam się niekomfortowo i dziwnie. Dlaczego dziwnie? Dziewnie bo nawet mi się to podobało. Gdy usiadłam Luke nie wiedział co zrobić z rękoma i objął mnie nimi. Tak wiem to był tylko taki odruch dla wygody, ale coś skręciło mnie przyjemnie tam w środku. Chłopcy rzucali jakieś docinki typu "gołąbeczki", ale Lu docinał im tekstem typu "sprawdź czy ci nie stoi". Gdy to słyszałam miałam ochotę śmiać się na cały samochód, ale dałam radę się powstrzymać. 

  - Jesteśmy - samochód zatrzymał sie na podjeździe i oczywiście wredny Beau musiał otworzyć drzwi ze strony Luke'a tak byśmy razem z bliźniakiem wypadli wprost na twardy Beton. 
  - Idioto! - krzyknął schodząc ze mnie. Wyciągnął dłoń w moją stronę - nudzi ci się kurwa? - złapałam ją, a on pomógł mi wstać - wszystko ok ? - szok. Myślałam, że kiedy wstane on pójdzie - jak ty wytrzymujesz z tym bezmózgiem ? - zaśmiałam się
  - Bywają gorsi - uśmiechnęłam się do przyjaciela na co on puścił do mnie oczko. Te pare tygodni pozwoliło mi poznać go na tyle wystarczająco by nazywać Beau Brooksa przyjacielem i wiedzieć o nim to co powinnam.Rozumiał mnie, na początku łatwo nie było bo nie umiał mnie znieść, ale no cóż spędzajcie z kimś 5/6 dni w tygodniu i nie polubcie go, a potem niech nie stanie się waszym przyjacielem - właśnie mission impossible. Tak zyskałam swojego pierwszego po bardzo długim czasie przyjaciela. Sądzę, że jednak głupota Tracy na coś się zdała bo jakby nie patrzeć jej i Beau głupota do tego doprowadziła za co dziś jestem jej bardzo wdzięczna. 
  - chodź - Beau złapał mnie za rękę i wciągnął do domu. 

________

Udało mi się dzisiaj napisać kolejny rozdział ponieważ ..... było ok. 36 stopni na dworze i PAN TOMASZ ( chodź muszę tak zwracać się do niego tylko w pracy ) pozwolił mi iść do domu po minimalnej ilości godzin ( którą wytrzymuję maksymalnie. Bo po 4 h moje nogi odmawiają posłuszeństwa) + czekamy teraz na wypłatę, a gdy już tę dostanę .... KUPUJĘ SOBIE DESKOROLKĘ WYMARZONY PLECAK VANS i muszę upolować gdzieś męską bluzę całą białą by naprasować sobie napis " Janoskians" chcę mieć taką samą jak nasz LULU ♥

Ok dosyć tego gadania co chcę xD 

Mam nadzieję, że opublikujecie swoje opinię na temat rozdziału + KRUM KOCHANIE! LECĘ!

2 komentarze:

  1. Kocham Cię i Twoje opowoadanie. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Ciekawa jestem kto tak naprawdę podoba się Corin <3.

    OdpowiedzUsuń
  2. Omomomomom... Świetny rozdział. Szkoda że krótki.
    Dwa dni bez zasięgu na tej miotle leciałam ale dzisiaj już jestem w Polsce. Lol. Tu jest cieplej niż w Bułgarii, dlatego nie chce mi się nawet niemyśleć więc dłuższego komentarza nie będzie.
    Pozdro
    Kostek <3

    PS.4 godziny? Serio? Ja po godzinie bym wymiękła. Szacun.

    OdpowiedzUsuń