czwartek, 29 sierpnia 2013

Chapter 24

  - Corin nie jestem tego pewien - James wahał się co do mojego pomysłu z zarabianiem pieniędzy poprzez mycie aut i pomoc w wyprowadzaniu psów. Wiem nie było to zbyt w ich stylu, ale lepsze to niż kradzieże i dalsze pogłębianie się w przestępczości. Dlaczego takie pomysły? Mycie aut ponieważ zauważyłam mnóstwo pustych dziewczyn w tym mieście, które myślą cyckami, a nie mózgiem, a widziąc rozebrane torsy chłopców od razu się zatrzymają i rzucą kilkanaście dolców. Małymi kroczkami do celu. A w dodatku ja będe mogła bezkarnie popatrzeć się na Luke'a i jego sześciopak. Sama oczywiście też będę myć auta więc włożę w te pracę trochę siły. A wyprowadzanie psów? Cała nasza paczka ubóstwia psy i wyprowadzanie owych czworonogów za pieniądze połączy przyjemne z pożytecznym. Przy okazji mogłam zaciągnąć Brooksa na spacer i pogadać sobie od tak. Przecież uczucia rodzą się poprzez rozmowy i spędzanie wspólnie czasu nieprawdaż ?
  - James o co chodzi 
  - Nie jestem przekonany co do swojej seksownej strony. Corin ona nie istnieje
  - James, a spójrz na mnie. Mam płaskie cycki i w dodatku brzuszek
  - Nie zgadzam się - Lukey się wtrącił, ale zignorowałam go.
  - A bedę paradowała przed wami w szortach i górze ze stroju kąpielowego. 
  - Jesteś dziewczyną wystarczy dekold i dobry stanik i goście będą się ślinić na twój widok 
  - Dlatego pracujemy dwójkami i ja będę z tobą i wtedy będziemy się dowartościowywać - uśmiechnęłam się 
  - Nie zgadzam się ! - krzyknął Lu i objął w pasie po czym uniósł nad ziemię - Ty pracujesz ze mną 
  - Luke 
  - Z Jamesem będzie pracować Beau i tyle - zaśmiałam się 
  - James ?
  - Dobra niech wam będzie - jęknął. Staliśmy na początku bogatszych osiadl gdzie za zgodą rodziców mojej znajomej z dawnej szkoły Veronici  stanęliśmy z wiadrami i gabkami. Dziewczyna podeszła do nas.
  - Hej Cors 
  - Hej Veronica - w poprzedniej szkole było kilka osób, które mimo mojego załamania traktowały mnie normalnie. Veronica może nie rozmawiała ze mną codziennie, ale utrzymałyśmy kontakt i właśnie dziś on się przydał. 
  - Chcecie ciepłej wody czy coś? - spojrzała na Jamesa i uśmiechnęła się. Na co chłopak zrobił się lekko zakłopotany.
  - Bierzcie wiadra musimy nalać wody nie ? Bez tego nie ruszymy - chłopcy wcięli każdy po wiadrze i ruszyliśmy do domu znajomej. Nalaliśmy do wiader wody do połowy ponieważ resztę zajęła pianę - Ver ? 
  - Tak ?
  - Możemy węża też pożyczyć ? 
  - Jasne - uśmiechnęła się i pociągnęła mnie ze sobą na bok 
  - Jak się nazywa ten wysoki ?
  - James chodź przedstawię cię - zaśmiałam się i wróciłyśmy do chłopaków - Chłopcy dla jasności to Veronica, a to Luke, Daniel, James, Jai i Beau - wymienili się usciskami dłoni i ruszyliśmy do pracy. Zaczynając od rozebrania się poczekałam chwilę, aż Luke ściągnie koszulkę by móc podziwiać jego dobrze zbudowane ciało, a następnie sama szybko ściągnęłam bluzkę. 
  - Wiecie co ja ją biorę na stronę - zażartował i podbiegł do mnie biorąc mnie na ręce i wbiegając w jakieś krzaki. 
  - Jesteś pojebany 
  - Dobrze mi z tym - zaśmiał się i położył mnie na ziemi 
  - ON MNIE GWAŁCI! - wydarłam się, gdy chłopak powiedział mi na ucho bym udawała, że uprawiamy seks - BOŻE LUKE! JESZCZE! - starałam się nie wybuchnąć śmiechem. Usiadłam tak by nie było widać, że udajemy i zaczęliśmy trząść krzakiem.
  - A teraz na serio - chłopak zachłannie pocałował mnie przewracając na plecy i opierajac się ręką tuż nad moją głową. Położyłam rękę na jego karku, a druga obejmowałam policzek bo przypadkiem nie odsunął się ode mnie. Z dnia na dzień nasze pocałunki stawały się coraz bardziej odważne choć nie byliśmy parą. Druga dłonią zjechał na moja talię, a następnie na pośladek co szczerze mówiąc nie przeszkadzalo mi od dłuższego czasu. Od naszego " pogodzenia się" minęły dwa tygodnie, a ja wciąż nie wróciłam do domu. Oczywiście ojciec dzwonił do mnie, ale Gina pozwoliła mi zostać tak długo jak to możliwe i miałam tu ciekawsze zajęcia niż w domu. Z resztą byłam pełnoletnia i mogłam robić teraz z sobą co chciałam. Zacisnął dłoń na moim posladku wywołując u mnie pisk. Zaśmiał mi się w usta nie przerywając pocałunku i dalej napierał na mój język sprawiając mi tym niesamowitą przyjemność. 
  - Dobra dosyć tego gwałcania na niby i... - Beau odsłonił krzaki z myślą, że teraz zapewne śmiejemy się, ale troszkę się przeliczył - o fuck - Luke szybko zszedł ze mnie i wstał, po czym pomógł wstać także mi. 
  - Ciii - przyłożyłam palec do ust - ani słowa nikomu
  - Przecież wy tu prawie 
  - Prawie braciszku - Luke poklepał go po ramieniu i łapiąc mnie za rękę wróciliśmy do paczki. 
  - Nie pytam co tam się działo 
  - I tak niech zostanie - odprowiedział Luke bliźniakowi puszczając do niego oczko. Zaśmiałam się i podeszłam do wiadra. Cóż nie zdziwiłam się, gdy podjechała pierwsza klientka mówiąc, że chce aby dwóch chłopaków ją obsłużyło. Beau i James poszli na pierwszy ogień z czasem zaczynało się zjeżdżać coraz więcej osób.
  - Maleńka obsłużysz ? - uśmiechnęłam się i podeszłam do samochodu chłopaka z wiadrem w ręku, a luke wiernie za mną.
  - Ja chce tylko laleczke - chłopak powiedział bezczelnie patrząc się na moje mokre i całe z piany ciało. W Brooksie wrzało. To było widoczne na pierwszy rzut oka. Zacisnął pięści na słowa chłopaka 
  - Transakcja wiązana - uśmiechnęłam się i złapałam Lu za rękę. Chłopak wysiadł z auta i stanął trochę dalej od nas 
  - Tylko dokładnie mała - uśmiechnął sie "uwodzicielsko". Westchnęłam i zaczęłam myć jego samochód ciągle czując jego obrzydliwy wzrok na swoich dolnych częściach ciała. Umyliśmy z brunetem samochód i stanęłam obok drzwi czekając na zapłatę. 
  - Dziękuję - podał mi stu dolarówkę - może następnym razem ja będę mógł cię zmoczyć ?
  - Twój czas koleś minął - Luke przyciągnął mnie do siebie. Chłopak coś powiedział pod nosem i odjechał - Jeszcze chwila ...
  - A kulturalnie byś go pożegnał nie robiąc mu krzywdy - obróciłam się do niego przodem. Przytuliłam się do chłopaka - Lu ja do nikogo nie uciekne. Mamy mnóstwo czasu dla siebie - chłopak cmoknął mnie w czoło. Widziałam jak bardzo męczy go to nie bycie parą, ale sam nie posuwał się dalej. Wiedziałam, że miało to powiązania z naszymi problemami z Trevorem, ale szczerze to jebało mnie to co mógł zrobić. Wiem, że miał zawsze asa w rękawie, ale zawsze możemy znaleść jakiś chaczyk cokolwiek by wyciągnąć chłopców z tego gówna. Musiało coś być. Tylko nie wiedziałam co. I teraz to było moim zadaniem. Znaleść coś na Trevora. 

________________________
Wiem, że rozdział nijaki i wgl, ale ostatnio nie mam jakoś weny. Może to przez zbliżający się rok szkolny? TAK ZAŁOŻĘ SIĘ, ŻE PRZEZ TO !

Jak myślicie Corin sie uda? 
I co dalej zrobi Luke? Zrobi następny krok czy będzie dalej siedział w niepewności ?

Czekam na opinię i do napisania ♥

wtorek, 27 sierpnia 2013

Chapter 23

  - Corin ! - Luke wszedł kilka chwil po mnie. Nie chciałam z nim rozmawiać. Współczułam im, a on mnie okłamał. Perfidnie okłamał. Myślałam, że jest w straconej pozycji, a tak naprawdę był w połowie drogi do piekła, które sam sobie stworzył. Był winny tego jak teraz go traktuję. Zasłużył na to nie mówiąc mi całej prawdy.  Myślałam, że zaufał mi, ale myliłam się. Wolał opowiedzieć mi jedynie tę część, która była dla niego wygodna, i która robi z niego ofiarę, a tak naprawdę było zupełnie inaczej i to boli. Poczułam do niego coś, ale gdy darzysz kogoś uczuciem masz zamiar dzielić się z ta osoba wszystkim, a czym jest związek bez szczerości i zaufania? Niczym. Nawet przyjaźń bez tego nie może przetrwać. 
  - Nie chce cie znać rozumiesz?! - krzyknęłam odrywając się od Beau. Jego i reszty nie winiłam ponieważ oni myśleli, że o wszystkim wiem, że to co powiedział Luke zawierało całą ich przeszłość, a chłopak pominął te najważniejsze szczegóły.
  - Posłuchaj mnie
  - Nie będę cie słuchać rozumiesz?! Okłamałeś mnie!
  - Nie powiedziałem wszystkiego ! 
  - Na jedno wychodzi!
  - Corin !
  - Nie! - obróciłam się i pobiegłam w kierunku najstarszego z braci Brooks. Zamknęłam drzwi na zamek i położyłam się na łóżku zwijając w kłębek. Nie chciałam go widzieć. Nie chciałam go znać. Jak mógłbyć takim dupkiem. Zupełnym samolubem.
      Myśli błądzące w mojej głowie coraz bardziej sprawiały, że chciałam cofnąć czas. Po moich policzkach spływały kolejne łzy. Jak mogłam być tak głupia by mu uwierzyć? Czułam się coraz bardziej zmęczona, to wszystko mnie przytłaczało jedynym ukojeniem jakie istniało dla mnie w tym momencie był sen. Sen, który złapał mnie i nie chciał puścić. Zamknęłam powieki oddając się mu z nadzieją, że jutro będzie lepiej.  
      
  - Corin - pukanie do drzwi i głos dobiegający zza nich obudził mnie. Rozpoznałam w nim głos osoby, którą dzisiaj jako ostatnią chciałam widzieć. Naprawdę nie chciałam go widzieć. Jego osoba przypominała mi wczorajszy dzień i te wszystkie złe, no i dobre chwile. Dobre chwile, które byłyby idealne, gdyby nie fakt, że Luke ciągle krył przedemną prawdę.
      Usłyszałam oddalające się kroki chłopaka i postanowiłam wstać. Była już 7 rano, a dziś miałam na godzinę 9. Leniwie ruszyłam do drzwi by je otworzyć. Miałam nadzieję, że nikogo nie zastanę pod nimi i nie myliłam się. Było pusto. Ruszyłam do swojego plecaka, który leżał w holu i wzięłam z niego czyste ubrania. W domu było cicho co oznaczało, że wszyscy oprócz osobnika, który mnie obudził jeszcze śpią. Zapukałam w drzwi łazienki, a gdy upewniłam się, że nikogo tam nie ma weszłam by wziąć poranną toaletę. 

      Weszłam po cichu do kuchni by nie skierować na siebie uwagi Brooksa, co niestety mi się nie udało. Podeszłam do kranu by nalać sobie wody, gdy jego spojrzenie utkwiło we mnie. 
  - Cori 
  - Nie - szybko odstawiłam szklankę i zaczęłam się ewakuować. Jednak chłopak nie miał najmiejszego zamiaru tym razem odpuścić. Zastawił mi swoim ciałem całe przejście czego efektem był brak jakiejkolwiek ucieczki. 
  - Porozmawiaj ze mną - spojrzałam na salon. Nie wiem jakim cudem Jai i Beau tam się znaleźli, ale siedzieli i niczym w kinie obserwowali to co działo się między bliźniakiem, a mną. 
  - Nie mamy o czym
  - Corin mamy
  - Nie 
  - Corin porozmawiaj ze mną! 
  - Nie chce rozumiesz?! Okłamałeś mnie, a to mnie zabolało! Zaufałam ci, a ty to zaprzepaściłeś w jednej sekundzie podejmując decyzję, że nie powiesz mi wszystkiego! Kurwa Luke! To boli! Cholernie! Ja zaczynałam do ciebie kurwa coś czuć! - nigdy nie sądziłam, że tak łatwo przyjdzie mi przyznać się, że coś do niego poczułam. Ten napływ złości i sytuacja dała temu upust, a także pozwoliła uwolnić się wszystkiemu co czułam przez miniony dzień. 
  - Corin - chłopak zaczął, ale nie chciałam go słuchać. Chciałam stąd wyjść i po prostu zniknąć. Przestać być i nie czuć tego wszystkiego co teraz kumuluje się we mnie.
  - Wiesz Luke ja chyba muszę się stąd wynieść 
  - Nie musisz - złapał mnie za rękę, gdy starałam się przejść obok niego. Chciałam sie wyrwać, ale było to nadaremno.
  - Luke puść mnie proszę - spojrzałam na rękę
  - Nie - szarpnęłam ręką co sprawiło, że Luke pociągnął mnie do siebie. Szybkim ruchem ujął moją twarz w dłonie i starał się pocałować. Przyznam nogi mi zmiękły i przez chwilę poddałam się jego wargom, ale nie mogłam pokazać, że uchodzi mu to na sucho. Gdy jego dłonie rozluźniły uścisk odepchnęłam go traktując jego policzek uderzeniem z tzw. "liścia". Szybszym krokiem wybiegłam przed dom i ruszyłam w kierunku szkoły. Na szczęście wszystkie książki i zeszyty, które na dziś potrzebowałam miałam w szafce dzięki czemu nie musiałam nieść plecaka z sobą. Weszłam na teren szkoły i ruszyłam w złym humorze na boisko by w ciszy przeczekać do godziny 9. Usiadłam na jednym z krzesełek na trybunach boiska i dla uspokojenia nerwów zaczęłam grać w "Fruit Ninja". Kroiłam owoce jeden po drugim wyobrażając sobie, że są one moimi problemami.

      Wyszłam z klasy pani Hood cała zła ponieważ co chwila zostawałam upominana za brak zainteresowania lekcją. Nie moja wina, że mam problemy! Czy ona myśli, że mam w dupie zainstalowany guziczek z napisem "problemy poza szkolne on/off" ? Takie coś nie istnieje i choćbym niewiadomo jak się starała o tym nie mysleć i tak będę to robić. Tak właśnie działa człowiek. Jeśli ma jakiś problem on go męczy wszędzie i nie robi wyjątków bo jestem w szkole na jakże interesującej lekcji Geografii. 
  - Garson - głos Tracy przyprawił mnie o ciarki
  - Tracy nie teraz
  - Teraz Corin - uśmiechnęła się złośliwie - odbiłaś mi Brooksa
  - Nikogo nie odbiłam Tracy
  - Odbiłaś
  - Tracy mówiłem ci coś chyba - głos chłopaka przeszył moje ciało. Nie spodziewałam się go. 
  - Luke nie wtrącaj się - powiedziałam do niego kiedy zasłonił mnie swoim ciałem.
  - Mówiłem ci coś wczoraj Tracy, a jeśli nie dotarło mogę powtórzyć. 
  - Brooks daj spokój - starała się go złagodzić, ale misja została zakończona niepowodzeniem.
  - Nie-Dam - spojrzał na nią zlowrogo, a dziewczyna się wycofała - Zrobiła ci coś ? - obrócił się do mnie wypowiadając słowa z opiekuńczym tonem
  - Nie - rzuciłam i ruszyłam ku wyjściu ze szkoły. Moje problemy doprowadzą do tego, że nie zdam. Mówię wam. Ciągle uciekam, nie słucham nauczycieli i zawalam kartkówki.
  - Corin nie uciekaj to nie ma sensu - Miał rację. Moje ucieczki nigdy na dobre nie wychodziły, ale nie chciałam go czuć w pobliżu. Oczywiście wciąż czułam te motylki tam w środku, ale też czułam złość na myśl o tym jak mnie okłamał - I tak nie uciekniesz od problemów. Nie lepiej to wytłumaczyć? Proszę - spojrzałam na niego. W jego oczach można było zobaczyć skruchę. Wiedział, że zrobił źle nie mówiąc mi o tym.

Może powinnam go wysłuchać ?
Okłamał cię
Miał swoje powody 
To go nie usprawiedliwia
Zawsze jest jakiś sensowny powód, który ma swoje wytłumaczenie

      Kłóciłam się z samą sobą. Czułam się z dnia na dzień coraz bardziej psychiczna. Rozmowy z sobą nie były czymś dobrym, ale cóż taka byłam. Stwierdziłam, że musze z nim porozmawiać. Może to da mi w końcu upragniony spokój ?  
  - Dobrze - powiedziałam wracając do chłopaka. 
  - Nie zamierzasz wracać na lekcje ?
  - Dziś już nie, po drugie zostały mi tylko dwie - uśmiechnęłam się i idąc tuż obok nastolatka ruszyliśmy w kierunku parku. To było jedyne miejsce gdzie czułam spokój choćby nie wiadomo co się działo. Usiadłam na ławce, a tuż obok mnie brunet. Siedzieliśmy przez dłuższą chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Choć może wiedzieliśmy, ale nikt nie chciał być osobą, która pierwsza się odezwie. 
  - Dlaczego ? - Zadałam proste, ale za to najbardziej pasujące do momentu pytanie. 
  - Nie chciałem byś źle na nas patrzyła. Wzięłabyś nas za takich jak Trevor, a tacy nie jesteśmy. Robilismy to bo musieliśmy, a pieniądze były skutkiem ubocznym, który jako jedyny szedł na naszą korzyść
  - Musieliście?
  - Trevor. On groził nam. Pierw, że pozabija nas, a gdy zobaczył, że nie zależy nam na naszym życiu zaczął grozić naszym rodzinom. To był przymus. Nie potrafiliśmy tego uniknąć. Proszę wybacz mi. Nie chciałem cię okłamać. Nie chciałem cię stracić - w mojej głowie robił się jeszcze jeden mętlik. Uczucia, obawy i rozsądek zaczęły się mieszać dając mi uczucie niepewności. Nie wiedziałam co mam zrobić. Uczucia mówiły wybacz mu, obawy : on zapewne znów kłamie, a rozsądek przebijał wszystko mówiąc bym dała sobie czas na przemyślenie. Wiadome było, że rozsądek musiał być wyeliminowany ponieważ to doprowadziłoby mnie ponownie do takiej sytuacji. Chłopak usiadł do mnie przodem patrząc na mnie, a ja wciąż myślałam nad tym kto ma racje. Obawy czy uczucia. Jedna z opcji napewno była błędna, ale teraz muszę sobie postawić pytanie : "która opcja była błędna". Całe życie kierowałam się obawami co chroniło mnie od niebezpieczeństw i zapewniło samotne życie przez co zaryzykowałam i wybrałam uczucia. Podniosłam się na ławce i przytuliłam chłopaka. Po chwili odsunęłam i ryzykując odtrąceniem pocałowałam go. Na początku zdziwienie wzięło nad nim górę i czułam jego wzrok na sobie, ale po kilku sekundach i on zaangażował sie w ten pocałunek. Jego usta szybko złapały rytm i zaczęły poruszać się przyprawiając mnie o dreszcze. Jego ręce powędrowały na moją talię by następnie usadzić mnie na jego kolanach, na których usiadłam okrakiem (proszę tego źle nie zrozumieć). Zarzuciłam ręce na jego szyje splatając je ze sobą by móc być jeszcze bliżej ciałem jego niż wcześniej. Trwało by to tak w nieskończoność, gdyby nie ogrniczona ilość powietrza w naszych płucach. 
      Oderwałam się od chłopaka uśmiechając i spojrzałam na niego. 
  - Czy to znaczy, że mi wybaczasz 
  - Domyśl się - zagryzłam dolną wargę. Jego oczy błyszczały. Były takie piękne, duże i idealne. Zatopiłam w nich swój wzrok myśląc nad tym czy można zakochać się w oczach. Widocznie można było. Ja tego dokonałam. 
  - Sądzę, że to - cmoknął mnie w usta - w wersji dłuższej było odpowiedzią pozytywną 
  - Brawo Sherlocku - zaśmiałam się. Wciąż siedziałam w tej samej pozycji nie mając najmniejszego zamiaru zmienić jej. Teraz miałam chłopaka całego do swojej dyspozycji i nigdzie nie mógł uciec ( bez skojarzeń ). Zbliżyłam się do niego by móc wtulić się w niego - Luke?
  - Tak ?
  - Nie okłamuj mnie już 
  - Już nie będę - pocałował mnie w czoło i oparł się brodą o czubek mojej głowy przytulając do siebie. 

  - Anderson się wkurzył, gdy nie przyszłaś do niego na lekcję - James rzucil torbę na ziemię koło huśtawek. 

  - Przeżyje jedną lekcję bez mojej obecności. Przynajmniej zacznie was uczyć, a nie szczerzyć się do mnie jak idiota - Profesor Anderson był żywym przykładem typowego nauczyciela śliniącego się do młodych uczennic i ja byłam jego obiektem westchnień na lekcjach. Szczerze to, że ostatnimi czasy byłam w centrum zainteresowania dwóch chłopaków pozwoliło mi zrozumieć zachowanie owego nauczyciela co mnie naprawdę krępowało na jego lekcjach. 
  - Co ? - Luke spytał zdezorientowany. No tak skąd mógł wiedzieć o tym co robi nauczyciel nie miał z nim lekcji. Wstałam z huśtawki kiedy podszedł do mnie. On usiadł na moim dawnym miejscu, a później usiadłam na jego kolanach. 
  - Nie ważne - cmoknęłam go w policzek 
  - A wy? - Daniel spojrzał krzywiąc się
  - Nie zrozumiesz - powiedzieliśmy niemal jednocześnie. Chłopak objął mnie w talii przytulając jednocześnie
  - Was się nie da zrozumieć - Beau położył plecak na ziemi i usiadł na nim. 
  - I dobrze, ale przejdźmy do sprawy Trevora - wzięłam głos - ile tym razem chce ?

  - Corin nie możesz nam dać tej kasy 
  - Ale mogę pomóc zdobyć - uśmiechnęłam się do chłopaków dając tym znak, że znalazłam sposób na rozwiązanie ich problemów w choć kilku procentach. 


______________________________

Przepraszam za niedodawanie przez dwa dni rozdziałów, ale nie miałam weny i sił zbytnio. Ciągle gdzieś latam i coś robię więc mam nadzieję, że będzie mi to wybaczone ♥


Jak sądzicie co wymyśliła Corin? 
Czy jej decyzja o wybaczeniu Brooksowi była dobra? 

Do napisania ♥

sobota, 24 sierpnia 2013

Chapter 22

  - Mogę cię prosić ? - Ojciec powiedział niezbyt miłym tonem i wszedł do domu. Ja z pomocą Beau wyszłam z basenu i wycierając sie po drodze ręcznikiem, weszłam do domu. Ojciec siedział z niezadowoloną miną i stukał palcami o blat - To są twoi przyjaciele? - splunął słowami, gdyby byli najgorszą rzeczą świata. 
  - Tak - uśmiechnięta usiadłam naprzeciw niego tak, że przez okno widziałam jak chłopacy powoli zbierają się i wycierają w ręczniki. Przyznam przez ich prawie nagie i mokre ciała niesłuchałam przez chwilę ojca - Co ?
   - Nie możesz się z nimi przyjaźnić 
  - CO?! - jego słowa wstrząsnęły mną. Jak to nie mogłam? Czy on też chce podejmować za mnie decyzje? Nie ma do tego prawa. Byłam pełnoletnia i szczerze miał mało do gadania. Jakim prawem on miał zamiar dokonywać za mnie decyzje?
  - To co słyszałaś Corin. Nie znasz tych chłopców, a ja wiem kim oni są i w co są wplątani
  - Ja też wiem w co są wplątani, jestem pełnoletnia i nie możesz mi zabronić ... 
  - Mogę i właśnie to robię - ojciec mi przerwał 
  - Przekonamy się - wyszłam do ogrodu - Chłopcy zrywamy się stąd
  - Corin o co chodzi ? - Jai spytał się zmartwiony
  - Ktoś myśli, że może mnie kontrolować - spojrzałam na nich później w kierunku wejścia do domu - mogę się u was zatrzymać na parę nocy ? 
  - Emm jasne, ale Corin przemyśl to
  - Przemyślałam - biegiem ruszyłam do swojego pokoju i do plecaka spakowałam parę rzeczy jak pieniądze, buty, spodnie i bluzki, a następnie weszłam do łazienki i spakowałam szczoteczkę i kosmetyczkę. Zbiegłam na dół gdzie stali chłopcy w dość nietypowym humorze.
  - Corin co ty wyprawiasz - ojciec rzucił się w moim kierunku 
  - Nie twoja sprawa - wyrwałam się z uścisku ponieważ złapał mnie za ramię. O psa nie musiałam się martwić, ponieważ wciąż czekał na mnie w domu braci Brooks. Szybszym tempem, które ja narzuciłam udaliśmy sie właśnie tam. 

  - Corin nie powinnaś tak robić
  - A on powinien mi mówić z kim mogę się przyjaźnić, a z kim nie? - emocje zbierały we mnie coraz bardziej. Oczy zaczynały szczypać, ale starałam się nie wypuścić łez na światło dzienne choć głowa zaczynała mnie coraz bardziej od tego wszystkiego boleć. Gdy poczułam, że łzy zaczynały być coraz bardziej nie posłuszne i spływały po moich policzkach ruszyłam tak szybko by chłopcy szli za mną nie widząc, że nie jestem, aż tak silna za jaką się uważałam.
  - Corin! - Chłopcy wołali na zmianę, ale nie chciałam się poddać i pokazać mojego aktualnego wyglądu twarzy. Czułam, że jestem cała czerwona od płaczu i tym samym rozmazana od wycierania łez wewnętrzną częścią dłoni. Nie mogłam. Nie chciałam im pokazać, że takie bzdety doprowadzają mnie do płaczu. 
  - Kurwa mać - usłyszałam głos Lukeya coraz bliżej, a następnie parę rąk oplatających moją talię przez co zatrzymałam się by móc jakoś zrzucić jego ręce z mojego ciała - Corin stój i uspokój się - uniósł mnie kilkanaście centymetrów nad ziemią, a gdy przestałam z nim walczyć postawił mnie spowrotem - co się dzieje ?
  - Nic Luke - spojrzałam na chłopaków stojących obok nas, a następnie w dół by włosy mogły zasłonić moją twarz. Zobaczyłam kilka par nóg mijających mnie. Chłopcy odeszli, ale wciąż stała przedemną jedna para butów Vans, która należała do chłopaka, który wcześniej zatrzymał moją ucieczkę przed problemami. Powoli założył włosy opadające mi na oczy za ucho i podniósł palcem wskazującym moją twarz napierając nim na brode od dołu. 
  - Corin proszę cię powiedz co się dzieje 
  - Luke nic rozumiesz nic? 
  - Corin widzę, że coś się dzieje chce ci pomóc
  - Luke ty i tak nie zrozumiesz
  - A może chociaż spróbuje? - rozejrzałam się dookoła, a następnie skierowałam swój wzrok na chłopaka
  - Nie zrozumiesz bo nigdy nie byłeś w mojej sytuacji! Zawsze miałeś przyjaciół, nigdy nie straciłeś matki i brata przez swoją głupotę ! - słowa stawały się coraz mniej wyraźne przez przepływające mnie fale płaczu 
  - Mój ojciec był skurwielem zostawił matkę z trojgiem dzieci i poszedł w pizdu. Mam tam małą dramę na koncie 
  - Ale to nie to samo - jęknęłam
  - Ale masz teraz przyjaciół, masz nas tak?
  - Ale ojciec powiedział, że nie mogę się z wami przyjaźnić. Teraz, gdy zdobyłam pierwszych w życiu przyjaciół rozumiesz? - rozpłakałam się na dobre stojąc niczym mała dziewczynka z rękoma Luke'a na swoich ramionach. Chłopak chwilę ogarniał słowa, które mu przekazałam po czym przytulił mnie z całej siły. Tego potrzebowałam teraz wsparcia zamiast słów. Wtuliłam się w niego z całych sił i pozwoliłam sobie na zmoczenie jego bluzki. Staliśmy tam jakiś czas póki nie zorientowaliśmy się, że chłopcy już dawno nas zostawili samych i staliśmy niczym w filmie na środku ulicy przytulając się
  - Znam dobry sposób na odreagowanie - w odpowiedzi jedynie uśmiechnęłam sie do niego. Chłopak jedynie złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w bliżej nieznane mi miejsce splatając palce. Na widok naszych dłoni zrobiłam się cała czerwona, a na mojej twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech. Nie wiedziałam gdzie idę, ale czułam, że to teraz nie ważne i żyłam chwilą starając się zapomnieć o problemach.

*POV Beau*

  - Jak myślicie gdzie teraz są ? - Jai rozwalił się na kanapie od kiedy tylko weszliśmy do domu i leżał niczym wielki pan i władca. 
  - Pewnie Luke ją gdzieś zaciągnął, a teraz rucha - Skip nie miał z czym wyskoczyć. Czy on myśli jedynie o seksie? Dobra jesteśmy nastolatkami potrzebujemy czasem zrobić to i tamto, ale nie potrafię sobie wyobrazić mojego brata z Corin w jakimś obskurnym zaułku robiących to co myśli Daniel, że robią. Corin taka nie jest. Może nie znam jej bardzo długo, ale na tyle by wiedzieć, że jest to dla niej poważny temat i nie zrobiłaby tego od tak. Z resztą Lukey też taki nie jest. Może przeleciał kilka pustaków, ale to tylko dlatego, że same tego chciały i prowokowały go do tego, a czuję, że między nim i Corin coś sie dzieje i to coś większego. 
  - Skip jesteś idiotą - rzuciłem w niego poduszką i zacząłem modlić się w duchu, żeby Trevor ich nie złapał. Nigdy nie wiadomo co to gówno wymyśli. 
  - Pewnie wziął ją gdzieś żeby poczuła się lepiej i takie tam - James trafiłeś w 10! Jedyny, który myśli normalnie. Chociaż czasem w to wątpię. Z naszej piątki nikt nie był normalny. Jedynie Corin, gdy zaczęła się z nami przyjaźnić jakoś unormalniła atmosferę. 

      Im dłużej ich było tym bardziej robiłem się rozdrażniony. Powinni już dawno wrócić ponieważ na zegarku dawno wybiła godzina 22. Może to nie była, aż tak niebezpieczna dzielnica, ale mimo tego było tu niebezpiecznie tym bardziej, że Trevor groził nam. Ma swoich ludzi, którzy mają kontakty itd. Niczym gra w domino. Z każdą minutą zaczynałem odchodzić od zmysłów.

*POV Luke* 

      Dziewczyna szła pewnie za mną. Ufała mi co dawało mi jeszcze większą radość ze spędzanego z nią czasu. Gdy dotarliśmy na dużą łąkę za miastem, która była bezpieczna od wszelkiej maści niebezpieczeństw pomijając przebiegające co jakiś czas kangury. Usiedliśmy na trawie i siedzieliśmy w ciszy.

  - Wykrzycz to 
  - Słucham ?
  - Wykrzycz swoje obawy, lęki lub to co cię denerwuje. Nie będą podsłuchiwał - zatkałem uszy 
  - I tak usłyszysz 
  - No też fakt - zaśmiała sie rozglądając wokoło. Widać, że rzadko bywa w takich miejscach bo jej twarz, aż promieniała z radości. 
  - Jak znalazłeś to miejsce ? - oparła się brodą o ręce, które w łokciach podpierały się o nogi.
  - Kiedyś uciekałem przed bandą gości, których nieźle wkurwiłem i jakoś tak wyszło
  - Czemu wy się ciągle pakujecie w kłopoty?
  - Taka nasza natura - zaśmiałem się i popatrzyłem na nią przyglądała mi się tak inaczej niż wcześniej. Poczułem jak moja twarz od bardzo długiego czasu robi się czerwona
  - Dziwna natura 



  - Nie obwiniaj się o śmierć Matki i Brata to nie twoja wina - wyskoczyłem jak głupi po kilku minutach ciszy
  - Luke nie było cię tam. To nie ty wygłupiałeś sie z bratem i to nie przez ciebie matka obróciła się i straciła panowanie nad kierownicą
  - Cori tak musiało się stać. Jak nie w ten sposób to w inny - Jej oczy przepełnił ból i smutek. Żałowałem, że poruszyłem ten temat. Jak zwykle musiałem powiedzieć za dużo - Przepraszam już się zamykam
  - Nie Lu jest okey. To ja ciągle wracam do starych spraw, które już dawno powinnam zamknąć w szufladzie i ruszyć dalej
  - Możesz zacząć teraz 
  - I chyba spróbuję - zaczęła bawić się palcami zagryzając wargę. Czułem jak robię się coraz bardziej spięty na myśl o tym co tak bardzo chciałbym zrobić, ale nie mam odwagi - Luke?
  - Tak ?
  - Możesz coś dla mnie zrobić? - poprawiła spadającą jej na oczy grzywke całą dłonią.
  - Oczywiście co tylko chcesz - przysunęła sie bliżej mnie 
  - Pocałuj mnie - jej głos lekko zadrżał wypowiadając te słowa. Czułem jak mój żołądek skręca się w środku milion razy. Tak bardzo chciałem to zrobić, a ona mnie o to poprosiła. Czytała mi w myślach? Położyłem dłoń na jej spoczywającej na kolanie przysuwając się. Lewą dłonią odsłoniłem kosmyki, które nieposłusznie opadły jej na twarz i w żółwim tępie przybliżyłem twarz do jej. Spojrzałem na jej usta oświetlone jedynie światłem odbijanym od księżyca i musnąłem je, po czym zrobiłem to kolejny raz i kolejny zanim dziewczyna nie zaangażowała się w to także podnosząc ciało do pozycji klęczącej i nastepnie nie położyła mnie na ziemi by samej usiąść na mnie ułatwiając sobie dostęp do moich ust. Kilka kolejnych muśnięć i do akcji wkroczyły nasze języki, które zaczęły delikatnie ocierać się o siebie. Położyłem ręce na jej talii co sądząc po uśmiechu na jej ustach spodobało jej się. Jednak nie przerwaliśmy pocałunku, który przechodził na coraz to wyższy poziom. Języki splatały się i napierały na siebie, lecz nic nie trwa wiecznie i po kilkudziesieciu sekundach zabrakło nam tchu przez co musieliśmy odkleić się od siebie. Nie zmieniliśmy pozycji przez co dziewczyna dominowała nade mną położeniem. 
   - Nawet nie wiesz jak bardzo chciałem to zrobić - powiedziałem na jednym wydechu.
   - Ja też Luke, ja też - uśmiechnęła się, po czym przysunęła twarz do mojej i zetknęła nasze czoła patrząc mi w oczy. Czułem się wspanialej niż kiedykolwiek. Nagle miałem gigantyczny przypływ energii i humoru. Pomimo tak późnej pory mogłem skakać i robić fikołki jakby był początek dnia. Nie rozumiałem szczerze tego co się tak naprawdę ze mną teraz działo, ale chciałem więcej. Zdecydowanie więcej. To było lepsze niż trawka i prochy połączone razem. To uczucie było niesamowite. Gdy dziewczyna wciąż się nademną nachylała miałem ochotę znowu ją pocałować, gdyby nie głupi telefon, który dźwiękiem " One Direction - Live While We're Young" oznajmił, że Beau dzwoni. Tak, każdy z chłopaków miał u mnie swoją piosenkę One Direction i nie wstydzę się tego. Byłem ich fanem i nie interesowało mnie zdanie innych. Najważniejsze było to, że słucham tego czego chce, a nie tego co jest mi narzucane. 
  - Czego ? - powiedziałem ostro ponieważ brat przerwał mi w jednym z najlepszych momentów jakie kiedykolwiek przeżyłem 
  - Gdzie wy jesteście jest prawie 23 !
  - Beau dramatyzujesz 
  - GDZIE!
  - Będziemy za pół godziny i nie denerwuj się tak bo ci nie stanie w nocy - zaśmiałem się i rozłączyłem się
  - Czemu ty się tak na niego drzesz? - spytała Corin praktyczne siedząc na moim kroczu. Czy ona nie wiedziała, że to miejsce jest niebezpieczne dla niej?
  - Przerwał nam
  - To nie powód
  - Przepraszam 
  - Powiesz to jemu nie mi - ułożyła ręce na moim torsie. Złapałem jej dłoń i pocałowałem. 
  - Dobrze - zrobiłem minę zbitego szczeniaczka przez co dziewczyna nachyliła sie i dała mi przelotnego całusa schodząc ze mnie i stając na równe nogi
  - Idziemy - wyciągnęła w moim kierunku rękę. Złapałem ją i zamiast starać się wstać pociągnąłem ją na siebie powodując przewrócenie się dziewczyny na mnie całym ciałem - Lukey nooo - jęknęła, gdy oplotłem ją rękoma w talii 
  - Jeden całus i wstanę - cmoknęła mnie w policzek - Całus, a nie całusek
  - Nachalny jesteś 
  - Bywa - zaśmiała się i krótko, ale za to jak satysfakcjonująco pocałowała mnie w usta. Zgodnie z obietnicą wstałem i pomogłem jej także wykonać tę czynność. Złapałem jej plecack leżący obok nas i przewiesiłem sobie przez ramię i łapiąc ją za rękę ruszyliśmy do mojego domu. Dziewczyna splotła nasze palce i uśmiechnięta szła tuż obok mnie nie chcąc oddalić się zbytnio ode mnie. Proszę państwa własnie wygrałem życie! - cieszyłem się w duchu jak małe dziecko jednak po twarzy można było rozpoznać jedynie większy uśmiech i spoglądanie na dziewczynę ukradkiem. Gdyby kiedyś ktoś mi powiedział, że będę szedł z dziewczyną za rękę wyśmiałbym go. Byłem szczerze przekonany, że do końca życia będę forever alone i będę z chłopakami udawał orgazmy w windzie. Jednak głupota Beau zmieniła to. Może ne jesteśmy parą, ale sądzę, że jesteśmy na dobrej drodze by zacząć gdzieś wychodzić i robić te różne rzeczy, które robią pary. Oczywiście nie widziałem siebie w tej roli, ale wszystko jest możliwe. Zaśmiałem się w duchu wyobrażając siebie wystrojonego i czekającego na Corin by pójść na randkę. To nie było dla mnie, ale to uczucie, że coś tam w środku mnie chce tego jak niczego innego nie dawało mi spokoju. Widocznie taka była kolej rzeczy, a ja nie miałem na to wpływu. To było silniejsze ode mnie. 

  - Macie tydzień - usłyszałem głos, który powodował u mnie wrzenie krwi w żyłach 
  - Co ty tu kurwa robisz? - stanąłem tak by zasłaniać swoim ciałem Corin
  - Pilnuje swoich pieniędzy
  - Oddaliśmy ci tyle ile mieliśmy
  - Odsetki wzrosły kochany i przy okazji Corin uważaj z kim sie zadajesz
  - Jakbyś był lepszy - zakpiła wyłaniając się zza mnie

  - Przynajmniej nie mam tajemnic - na jej twarzy malowało się zdezorientowanie


* POV Corin* 

  - Przynajmniej nie mam tajemnic - głos Trevora denerwował mnie coraz bardziej, ale teraz było ważniejsze to o czym on mówił. 
  - O co ci chodzi 
  - Spójrz na tego ćpuna, a potem na mnie i kto tu jest lepiej ubrany - prychnął i zniknął. Spojrzałam na Lukeya. nie widziałam w nim nic dziwnego. Buty Vans, rurki, t-shirt i Full Cap firmy Obey. Teraz mnie olśniło. Skąd on miał firmowe ubrania? 
  - Luke ?
  - Tak ? - spojrzał na mnie
  - Skąd masz firmowe ubrania ?
  - Corin 
  - Luke - nasza wymiana imion nie była zbyt inteligenta

  - Bo nie powiedziałem ci całej prawdy 
  - Więc słucham - usiadłam na krawężniku i spojrzałam na chłopaka. Przykucnął przedemna opierając się o moje kolana. Na jego twarzy malował się smutek. Nie chciałam go takiego widzieć, ale musiałam wiedzieć o co chodzi - co pominąłeś
  - My oprócz brania tego świństwa sprzedawaliśmy to przez co mieliśmy kasę, ale potem, gdy wydawało się, że stoimy z tym wszystkim czysto on powiedział, że ceny już dawno wzrosły i mamy mu oddać tyle ile brakuje. Corin ja nie chciałem cię okłamać.
  - Luke - wstałam. Zaufałam mu. Wszystko było takie piękne, a on nie powiedział mi o tak istotnym szczególe. Biegiem ruszyłam do domu chłopaka. Nie chciałam go teraz widzieć. Wiem, że tam i tak go zobaczę, ale zawsze mogę iść do innego pokoju, zamknąć się w łazience cokolwiek. Nie byłam zła na chłopaków bo oni myśleli, że Lukey powiedział wszystko, ale właśnie na Luke'a. On miał powiedzieć wszystko, a zataił ten jedn istotny fakt, że wciągali ludzi w takie samo gówno w jakim byli oni. Wparzyłam do ich domu jak dzika i rzuciłam sie Beau w ramiona. Potrzebowałam teraz, żeby ktoś mnie przytulił, a on był jedyną osobą, której ufałam. Mialam już tego wszystkiego serdecznie dosyć.

______________________________

Uffff... Pisałam ten rozdział wczoraj wieczorem i dziś rano go dopiero skończyłam. 


Co o nim sądzicie?
Jak widać było słodko, ale zapowiada się niezła drama.
Jak sądzicie co dalej zrobi Corin? 
Jak będzie się zachowywał Luke i Beau?
Co wymyślił Trevor?

BIG DRAMA IS COMING!

+ chcesz być informowanym? Zostaw swój nick w komentarzu ♥

Do napisania ♥

piątek, 23 sierpnia 2013

Chapter 21

* POV Beau* 

      Nie byłem pewien czy robię dobrze biorąc Corin z nami na spotkanie z Trevorem.
  Po pierwsze : Kiedyś ją coś z nim łączyło.
  Po drugie : Trevor mógł coś jej zrobić.
      Pomimo tego iż obawy nie dawały mi spokoju pozwoliłem jej iść z nami ponieważ jej upartość wygrała ze mną i wszyscy stwierdzili, że jeżeli pożycza nam pieniądze ma prawo z nami iść.

  - Trzymasz się za nami z tyłu rozumiesz Corin ? - powiedziałem, gdy zatrzymaliśmy się w parku w umówionym z Trevorem miejscu.  Gdy dziewczyna stanęła za nami dołączył do niej Luke. To zaczynało robić się podejrzane. Za każdym razem, gdy mówiłem do Corin Luke stał gdzieś w pobliżu, a gdy coś się działo on biegł do niej pierwszy. Braciszku chyba coś zaczyna iskrzeć między wami, a przynajmniej od ciebie. Usmiechnąłem się do niego znacząco na co on spojrzał na mnie jakby chciał mnie zabić. Wkopał się. Zaśmiałem się i obróciłem do nich tyłem by zorientować się czy Trevor już się zbliża. I właśnie tak było. Szedł do nas z tym swoim uśmieszkiem. Ubrany w obdarte spodnie, koszulę rozpiętą do połowy i włosami rozwalonymi w każdą stronę świata i myślał, że wygląda dobrze. Prychnąłem, gdy podszedł do nas i spojrzał czekając na pieniądze.
  - Macie? - rozejrzał się po naszej paczce, a jego wzrok utkwił w Corin. Przyznam po jego minie można było odebrać, że był zdziwiony - Corin co ty robisz z tym chłamem ?
  - Dokonuję prawidłowego wyboru - powiedziała pewna siebie i wyrwała się przed nas - Masz - wręczyła mu z całej siły pieniądze do dłoni - i odpierdol się od nich 
  - Skarbie - przeliczył pieniądze - brakuje - jego kąciki ust uniosły się jeszcze bardziej niż były. 
  - Miały być trzy tysie! - nie wytrzymałem. Wybuchnąłem. Powiedział 3 tysiące i koniec. Co on teraz odpierdala? Podszedłem do niego i unosząc go za strzępki koszuli przyparłem go do drzewa - Więcej ci nie damy ! Spłaciliśmy swój dług, a teraz spadaj - puściłem go przez co zsunął się po drzewie na ziemie.
  - Zapłacisz za to Brooks. Wszyscy zapłacicie - wstał otrzepał się i odszedł tak samo jak wczoraj dając nam to gówniane uczucie bycia pod kontrolą.


*POV Corin*

  - To skurwiel! - James wydarł się na cały dom krążąc wokół stoła ustawionego po środku salonu. po incydencie z Trevorem, gdy to ja przekazałam pieniądze postanowiliśmy iść do mnie, ponieważ tutaj było najbliżej. Chłopcy mieszkali za centrum, a ja miałam całkiem blisko do parku. 
  - James uspokój się i usiądź - Jai starał się jako jedyny tutaj zachować zimną krew. Cała atmosferabyła tutaj tak napięta, że ledwo wytrzymywaliśmy bez rozwalenia czegoś. Nawet ja miałam ochotę wziąć coś ostrego i potraktować tym Trevora. Teraz jeszcze bardziej obrzydzała mnie jego osoba. Ale ta cała akcja nakręciła mnie niesamowicie na pomoc chłopakom. Moiże ktoś uznałby, że jestem naiwna. Daje im tyle pieniędzy za nic, jestem z nimi na dobre i złe, a w dodatku staje za nimi w sytuacji, która całkowicie się mnie nie dotyczyła. Ja po prostu naoglądałam się filmów, i gdyb w końcu zdobyłam przyjaciół mam zamiar im pomóc znając ich sytuację. Wstałam całkowicie zmieszana sytuacją. Nie wiedziałam jak im pomóc. Poszłam do kuchni i z dolnej półki wyciągnęłam vódkę ojca. Wiem, że nie był to dobry pomysł, ale pamiętałam jak te wszystkie problemy zniknęły po jednym kieliszku. Wtedy czułam sie bardziej beztroska i postanowiłam wypić tylko jeden by nie napinać tej sytuacji jeszcze bardziej. Stając na palcach spięłam sie na wyższą półkę po kieliszek i napiłam się jednego, a po nim kolejnego póki do kuchni nie wszedł Luke odbierając mi trunek.

*POV Luke* 

- Luke sprawdź co z nią - powiedział Daniel starając się rozluźnić poprzez granie na telefonie w "Pou". Może ta gra była totalnie nie w naszym stylu, ale potrafiła nas niesamowicie uspokoić. Wstałem z kanapy i szybszym krokiem ruszyłem za Corin do kuchni. Byłem gotów na to, że coś będzie jadła lub robiła coś co do niej nie pasuje, ale nie sądziłem, że spotkam ją pijącą vódkę. Podbiegłem do niej i wręcz wyrwałem jej z dłoni kieliszek, który zamierzała opróżnić
  - Zwariowałaś ?
  - Nie wiem o co ci chodzi - można było w jej głosie wyczuć totalny luz spowodowany spożyciem alkoholu. Jej mięśnie wszystko było jakby z waty. Ledwo siedziała na krześle. Podszedłem do szafki i schowałem butelkę, a kieliszek odstawiłem do zlewu. Dziewczyna zeskoczyła z krzesła i chciała do mnie podejść, ale ledwo co postawiła dwa kroki już lądowała na ziemi.
  - Jesteś pijana - podniosłem ją i posadziłem na blacie wysepki.
  - To, że człowiek ma humor nie znaczy, że człowiek jest pijany - wyczuwacie ten pojacki akcent? Ja tak. Oparłem się rękoma po obu stronach jej ciała by asekurować ją, gdy myślałem co zrobić by szybciej to z niej zeszło - ale ty jesteś słodki Luke - położyła dłonie na moich policzkach 
  - Jesteś pijana Corin 
  - Ale to nie znaczy, że straciłam rozum - uśmiechnęła się i przyłożyła wargi do moich próbując wywołać pocałunek. Nie chciałem tego w taki sposób. Odsunąłem się. Oczywiście chciałem ją pocałować jak nikogo innego, ale kiedy nie będzie pijana i będzie to pamiętać.
  - Corin jesteś pijana - kolejny raz powtórzyłem i zrobiłem kilka kroków w tył. 
  - Lukey czemu nie ?
  - Chłopcy! - zawołałem ich. Kilka chwil później pojawiła się cała czwórka w drzwiach. Nie wiem czy to może wydać się śmieszne czy może tandetne, ale w momencie gdy oni weszli ona padła plecami na wysepkę i zasnęła - upiła się - skomentowałem, a chlopcy ni to zdziwieni ni to rozbawieni podeszli do nas.


*POV Corin*

  - Nie byłam pijana! - zaprzeczyłam, gdy Luke z chłopakami wmawiali mi, że mój jeden kieliszek zmienił się w kilka i byłam pijana. Może napiłam sie więcej niż jeden kieliszek, dobra! Ale nie aż tyle, żeby się upić. Wstałam z kanapy i poczułam gigantyczny ból w głowie - O shit! - jęknęłam 
  - Napij się - Jai podał mi szklankę Pepsi. Wypiłam na jeden raz cała, po czym została mi postawiona kolejna szklanka i kolejna, a z każdą kolejną ból głowy, który był powszechnie nazywany "KAC" ustępował. Westchnęłam głośno i spojrzałam na chłopaków
  - Ale się załatwiłaś - powiedział Skip, po czym zaczął niekontrolowanie się śmiać. Nie dziwię mu się. Ja gdybym widziała, któregokolwiek w takim stanie miałabym taką głupawkę, że nie wiem czy dałabym radę przestać sie śmiać. Zawsze śmiałam się z pijanych osób, ponieważ mówiły wtedy takie bzdety i robili takie rzeczy jakich nigdy by na trzeźwo nie zrobili. 

  - Chodźcie na dwór - ruszyłam do ogrodu wolnym krokiem ponieważ dobrze wiedziałam, że gdy im to zaproponuję oni pobiegną na dwór jedną grupką i zablokują się w drzwiach co z resztą zrobili - Idioci - zaśmiałam się i ruszyłam im na odsiecz. Trzeba było, któregoś pociągnąć by uwolnili się z tego jakże morderczego ścisku, który wywołali. 
  - Dalibyśmy sobie radę - powiedział Daniel starając się obronić swój honor
  - Oczywiście - podniosłam brew i oparłam sie dłońmi o talię patrząc na nich.
  - Dobra niech ci będzie - zaśmiałam się z słów Jaia i położyłam na leżaku obok Lukeya. Musiałam z nim pogadać.
  - Luke ja wszystko pamiętam i przepraszam - głupio mi było za ten pocałunek i za to co gadałam. Przecież to, że zazwyczaj staliśmy obok siebie mogło być zwykłą oznaką przyjaźni, a ja pozbawiona jakichkolwiek blokad przez alkohol pocałowałam go. O ile przywarcie do niego ustami z kompletnym brakiem reakcji można nazwać pocałunkiem
  - Cori jest okey - uśmiechnął się do mnie i złapał za dłoń. Przeszły mnie ciarki. Boże chłopaku jak ty na mnie działasz. Odwzajemniłam uśmiech i wstałam.
  - Wskakujemy? - zaproponowałam, gdy zobaczyłam, że wszyscy już pływaja w basenie. 
  - Dajesz - wstał i zaczął się rozbierać. Pierwszy raz w życiu widziałam go bez koszulki i szczerze czułam się jakby ktoś przygwoździł mnie do ziemi i sparaliżował. Miał idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową, na której widniało kilka tatuaży. Jak Znak "simby" na lewej piersi, który Rafiki narysował w bajce "Król Lew", pod nim zachód słońca i postacie z tego samego filmu, a na prawej piersi napis "if you cant, you must, if you must you can" i na prawym biodrze znak szczekającego psa ( pominęłam tatuaże na lewej ręce). 
  - Ślinka ci pociekła - powiedział przechodząc obok mnie wskakując do basenu. Przyłapał mnie! W myślach uderzyłam się w głowę i wykonałam te same ruchy zostając w bluzce, majtkach i staniku. Ja im nie dam tej satysfakcji oglądania mnie w całkowitym braku ubrań tak jak to oni zrobili. Co ciekawe miałam strój w pokoju, ale byłam tak leniwa, że wolałam już wskakiwać w tym stroju. 
  - Co powiecie na meczyk wodnej siatkówki ? - stanęłam przy basenie w bezpiecznej odległości by nie zostać wciągnięta do wody 
  - Masz siatkę?
  - Mam - zaśmiałam się i po kilkunastu minutach przy pomocy Daniela i Jaia rozłożyliśmy siatkę. Rzuciłam piłkę Jamesowi i stanęłam koło niego i Beau. Graliśmy póki słońce nie zaczęło zachodzić. Pomimo tego, iż byłam dobra w tę grę przegraliśmy ponieważ serwy bliźniaków były zbyt mocne jak dla mnie i zazwyczaj nie potrafiłam odebrać ich piłki za co traciliśmy punkty. 

  - Corin ? - usłyszałam głos ojca. Było już tak późno?

_____________________________

Yeah ... teraz te rozdziały ida mi niesamowicie szybko. Stres z pracy i zmęczenie nie dawały mi weny i ochoty, ale teraz to się poprawiło. Co sądzicie o tym rozdziale? 

Jak myślicie jaka będzie reakcja taty na 5 chłopaków w basenie z Corin?

Co będzie dalej ? 

Jak potoczy się sytuacja z Luke'iem i Corin ?

Czekam na waszą opinie ;)

+ Dalej istnieje możliwość informowania was na Twitterze ;) 
Wiecie co robić ♥ 

Do napisania ♥

czwartek, 22 sierpnia 2013

Chapter 20

* POV Beau*
      
      Nie mogłem pozwolić na to by Corin była w mieszana w tę całą sprawę. Może pomysł by pożyczyć od niej kasę był dobry, ale jakbym wyglądał w jej oczach? Miała mnóstwo kasy i mogła pomyśleć, że nasza przyjaźń istnieje tylko dla stanu jej konta. Nie chciałem jej stracić dlatego wolałem nie spotykać jej przez jakiś czas. To rozwiązanie było bezpieczniejsze. 

  - Luke odprowadź ją i wracaj do domu - powiedziałem bratu i ruszyłem z resztą do domu. 
  - Nie uważasz, że byłeś za surowy? 
  - Nie Skip. Znasz Trevora może ją wykorzystać i dobrze wiesz do czego jest zdolny. Nie pamiętasz akcji z twoją siostrą? 
  - Dobra już - wycofał się i teraz szliśmy w ciszy póki nie przerwał jej Jai
  - Skąd weźmiemy kasę?
  - Nie wiem
  - Właśnie Beau masz tak duże ego, że nie potrafisz poprosić kogoś o pomoc 
  - Nie mam dużego Ego tylko myśle też o tym co Corin o nas pomyśli - stanąłem i obróciłem się przodem do brata - Ma kasę. Kupe kasy, a my dwa miesiące po poznaniu jej prosimy o taką sumę! To będzie wyglądać jakbyśmy się z nią zadawali dla pieniędzy. Chcesz tego ?
  - No nie, ale czy mamy inne wyjście? - Jai starał się poprawić naszą sytuację, ale nie chciałem się ugiąć nie mogłem. Nie chciałem stracić przyjaciółki. To była jedyna dziewczyna, która nie patrzyła na mnie jak na obiekt westchnień lub jak na totalnego idiotę. Traktowała mnie normalnie bez żadnych głupich scen i co najważniejsza akceptowała mnie. Była dla mnie jak siostra i to był kolejny powód dlaczego nie chcę jej stracić. To było by głupie stracić przyjaciółkę dla dawnych błędów, które popełniłem z braćmi i przyjaciółmi. Teraz to my musimy je naprawić i nie chce w to mieszać osób trzecich. 

*POV Luke* 

      Wolnym krokiem ruszyłem z Corin do jej domu. Cały czas w głowie chodziło mi jedno zdanie "Zapytaj się jej". Wiedziałem, że bracia i przyjaciele mogą być na mnie za to źli, ale nie miałem wyboru musiałem jakoś nas wyciągnąć z tego gówna, w które wpakowaliśmy się. Zachciało nam się dwa lata temu prochów i zióła, więc teraz musimy zapłacić za to. Za sam towar mamy zapłacone, ale odsetki, które nalicza nam Trevor za dni zwłoki dobijają nas. On naliczył nam juz ponad 200%. byliśmy dłużni 1,500, a już wzrosło do 3.000 i z każdym dniem rośnie coraz więcej. Staramy się załatwić jak najwięcej pieniędzy zapożyczamy się u znajomych, których uświadomiliśmy w jakim stanie jesteśmy, ale to ciągle za mało. Gdybym tylko mógł cofnął bym czas żeby Corin nie była teraz w zagrożeniu. Po tym jak Trevor straszył nas śmiercią siostry Daniela wolałem nie ryzykować i zrobić wszystko co można było nawet jeśli miało to oznaczać zapożyczenie się u Corin co mogła źle odebrać. Doszliśmy do jej domu i nie wiedziałem co mam zrobić
  - Luke wejdziesz? - byłem zaskoczony. Myślałem , że powie " dzięki za odprowadzenie, a teraz spadaj", a ona zapraszała mnie do środka. Chwilę potrzymałem ją w niepewności bo dobrze wiedziałem co odpowiem.
  - Jasne z przyjemnością - puściłem oczo i wszedłem do gigantycznego holu. To był mój drugi raz, gdy wchodzę do środka i za każdym razem ten widok zapiera mi dech w piersiach. Jak można być tak obrzydliwie bogatym? Przecież ty mogły by mieszkać spokojnie cztery rodziny, a mieszkały dwie osoby. Nie żebym miał do niej o to żal, ale mój dom był conajmniej 4 razy mniejszy.
  - Chcesz coś do picia jedzenia?
  - Nie dziękuję - odpowiedziałem jej i wziąłem duży wdech siadając na krześle barowym postawionym przy wyspce na środku kuchni - Corin mam sprawę ...
  - Jaką ? - spojrzała na mnie uśmiechając się promiennie. nie miałem sił zadawać jej tego pytania i niszczyć jej humoru, ale musiałem. Musiałem uratować siebie i braci i przy okazji ją przed głupimi pomysłami Trevora.
  - Nie odbierz tego źle, ale ... - zawachałem się. To było trudniejsze niż się wydawało - czy pożyczyłabyś mi pieniądze?
  - Emmm ... - jej odpowiedź z pewnoscią zabrzmi nie - dobrze pożyczę ile tylko chcesz, ale musisz mi powiedzieć jedno : O co w tym wszystkim chodzi - oparła się kolanem o krzesło po drugiej stronie wysepki i oparła się łokciami o blat patrząc na mnie z zainteresowaniem
  - Corin nie wiem czy powinienem
  - Chcesz pieniędzy ? Dam ci je, ale chce tylko wiedzieć w co wy się wplątaliście - spojrzała na mnie z takim poczuciem władzy. Była pewna, że teraz powiem jej to czego chce i nie myliła się. Powiedziałem jej całą historię jak wpakowaliśmy sie w to gówno, jakim gościem jest Trevor, co robił, co my robiliśmy i jak bardzo teraz tego żałujemy. Ku mojemu dziwieniu jej reakcja była inna niż się spodziewałem. Nie krzyczała, nie zwyzywała mnie tylko w ciszy usiadła na krześle i spojrzała na mnie smutna 
  - Kiedy musicie oddać te pieniądze 
  - Dzisiaj do osiemnastej 
  - Ile ?
  - Trzy tysiące - spojrzała na zegarek. Wstała i poszła na górę bez słów. Ruszyłem za nią. Nie wiedziałem co miałem robić
  - Corin ? 
  - Zaraz przyjde czekaj na mnie na dole - usłyszałem przez zamknięte drzwi jej pokoju. Nie chciałem iść na dół i siedzieć tam sam. Usiadłem na ziemi opierając się o przeciwległą ścianę do jej drzwi. Czekałem, aż wyjdzie. 

*POV Corin *
 
      Wpadłam do pokoju jak szalona. Gdzie sa te cholerne pieniądze ! - denerwowałam się coraz bardziej niepotrafiąc znaleźć w głębokiej szufladzie z bielizną zwoju gotówki, który tam schowałam. Przerzucałam bielizne w prawo i lewo, aż w końcu znalazłam grubszy zwinięty plik 100 dolarówek. Zaczęłam liczyć, gdy doliczyłam się trzech tysięcy odetchnęłam z ulgą. To co przezli chłopcy nie było niczym. Przezywali piekło. Pierw jakiś gościu na imprezie namówił ich do spróbowania tego świństwa, potem karmił ich tym za darmo, a gdy już wpadli w nałóg kazał im zaplacić za każdy gram. Te pieniądze, które oszczędzali na wakacje, pożyczki. To musiało być jak wyścig o życie. Tym bardziej iż dowiedziałam się o tym, że chłopak, któremu oddałam swój pierwszy pocałunek był andlarzem i to on ich w to wciągnął, a potem groził zabiciem siostry Daniela. On był chory. Nigdy więcej nie miałam ochoty go spotkać, ale musiałam zrobić to jeszcze raz by pokazać mu, że nie jestem jego. Że mogę mieć kogoś innego niż on kto zatroszczy się o mnie lepiej niż on i nie wplącze mnie w gorsze bagno niż sam jest. Że będzie chciał mnie uratować choćby miał mnie stracić. Mi wystarczyły filmy by wiedzieć, że Diler jest gorszy od klienta. Bo Diler ma tego gówna pod dostatkiem i wciąga w to wszystkich naokoło, a klient jest jedynie ofiarą, która potrzebuje pomocy. A ja byłam właśnie tą osoba, która musi pomóc chłopakom. Jestem tą, która ich wyciągnie z tego i nie pozwoli wrócić. Gdy poczułam, że to dzięki mnie chłopcy mogą być spowrotem sobą wyszłam z pokoju i przewróciłam się przez rozwalone nogi delikwenta Brooksa
  - Przepraszam - na kolanach podbiegł do mnie i pomógł mi podnieść się do pozycji siedzącej 
  - Nic się nie stało - uśmiechnęłam się szczerze. Świadomość, że niedługo ich uratuję od tego frajera dodała mi jakby nowych zapasów sił - Luke idę z wami 
  - Corin nie możesz 
  - Idę - wstałam i ruszyłam do wyjścia, a chłopak podążał tuż za mną. Gdy zamknęlam drzwi ruszyłam z nim i psem zapiętym na smycz w kierunku domu Brooks. Ciągle szła strasznie blisko Lukeya. Czułam czyiś wzrok na sobie, ale gdy obracałam się nikogo nie było. To było przerażające. Gdy usłyszałam szelest za sobą złapałam chłopaka pod rękę. Szedł spięty czułam to. Szliśmy coraz szybciej. Dopiero pod domem chłopaka to całe napięcie zniknęło.
  - Ktoś za nami szedł 
  - Też to czułaś ?
  - Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić jak bardzo - przytulił mnie w holu domu. 
  - Co ona tu robi ?! - krzyknął Beau
  - Pomoże nam 
  - Luke to nie jest dobry pomysł 
  - Ja już wszystko wiem - powiedziałam wciąż wtulona w przyjaciela. Nie wiem czemu, ale nie chciałam go puszczać. Czułam się milion razy lepiej, gdy obejmował mnie. 
  - Luke powiedziałeś jej ? I czemu wy się ciągle przytulacie?! - Na te słowa odskoczyliśmy od siebie 
  - Powiedziałem i ona nam pomoże 
  - Beau schowaj swoje ego do kieszeni i pomyśl czasem o dobrze chłopaków co ? - podeszłam do niego - Będzie dobrze pomogę wam i wszystko się ułoży - chłopak nie był pewny tego co mówię
  - Corin nic się nie ułoży. Nie znasz go jeśli mu damy całą sume to znajdzie sposób by wyciągnąc od nas więcej.
  - Więc my też znajdziemy na niego sposób - uniosłam głos - Beau nie wszystko jest takie skomplikowane pomyśl czasem o tych najprostrzych rozwiązaniach - westchnął głośniej i ruszył do salonu gdzie jak się później dowiedziałam wchodząc do niego, siedzieli chłopcy. 


_______________________

Więc jak sądzicie czy to koniec problemów?
Czy rozwiązanie Corin da takie rezultaty jak myśli ? 

Czekam na wasze opinie ;*

+ Tak jak pod wcześniejszym rozdziałem juz pisałam jeśli chcecie być informowani piszcie do mnie na tt: @Beigeee_ lub zostawcie swój nick ;)

Do napisania ♥