środa, 10 lipca 2013

Chapter 3

   - cześć skarbie - od progu przywitała mnie suczka skacząc po mnie i zachowując się niczym szczeniak. Tak mój pies nie należał do najnormalniejszych tym bardziej, gdy wracałam ze szkoły co oznaczało dla niej SPACER. Kochałam z nią wychodzić i był to jedyny pretekst by wyjść z domu na świeże powietrze. Nie miałam znajomych - na własne życzenie - a samej jest głupio iść gdzieś. Sama odebrałam sobie uroki bycia nastolatką. No cóż takie jest życie.

         Zapięłam psa w szelki i wyszłam z domu kierując się do parku w pobliżu centrum. Suczka - co dziwne - nie ciągła mnie jak narwana tylko szła grzecznie przy nodze dzięki czemu mogłam rozkoszować się wolnym spacerem i wolnością przed tym co miało nadejść jutro po szkole. Był marzec. Początek wiosny. Niedawno obchodziłam swoje 18 urodziny. Niektórzy czuliby się niezależni i wolni, ale ja jakoś nie odczuwałam tego tak jak robili to inni. Samo odebranie dowodu osobistego sprawiło, że czułam się dziwnie przytłoczona tym wszystkim. Niby byłam dorosła, ale czułam się zagubiona w tym wszystkim. Przede wszystkim czułam się sama. Taty ciągle nie było, choć rozumiałam go. Pracował na moje utrzymanie. Był prezesem jakiejś marki samochodowej z czego miał spore dochody, ale mało czasu dla mnie. Po śmierci mamy był ze mną tak długo jak się dało, ale po pewnym czasie popadł w pracoholizm. Widze go tylko kiedy wychodze do szkoły i jak wraca późnym wieczorem ponieważ codziennie czekam na niego z kolacją.

        Westchnęłam głośno myśląc o tym co dziś podam ojcu. Nie przeszkadzało mu, gdy któreś z dań podawanych mu się powtarzało, ale przeszkadzało to mnie. On pracował i zasługiwał chociażby na porządną kolację.

         Usiadłam na ławce na terenie wyznaczonym dla psów otoczonym gęstą siatką by zwierzęta nie wydostały się na zewnątrz. 
  - biegaj - odpięłam psa ze smyczy, a ta pobiegła do grupki psów goniących się nawzajem. Ze względu na wielkość wydawałoby się, że bedzie nad nimi dominować, ale te przyjęły ją jak swoją i psiaki zaczęły biegać - przynajmniej ona nie ma problemów z nawiązywaniem nowych znajomości - skarałam się w myślach. 
  - mówię ci i mam ją teraz włoskiego uczyć - rozpoznałam głos chłopaka, który właśnie wszedł na teren wybiegu. Szybko nakryłam głowe kapturem tak by mnie nie rozpoznał
  - przeżyjesz bracie - pocieszył go ten drugi. Zapewne, któryś z bliźniaków.
  - spadaj się bawić lala - usłyszałam dźwięk odpinanego karabińczyka ze smyczy i jak ławka delikatnie ugina się pod ciężarem. Dziękowałam bogu, że spięłam włosy i założyłam o dwa rozmiary za dużą bluzę co kryło moją osobę przed rozpoznaniem - mam nadzieję, że szybko nauczy się tego cholernego włoskiego bo długo z nią nie wytrzymam 
  - wiesz co ? marudzisz - ten drugi usiadł na oparciu ławki - może akurat nie jest taka zła? Szczerze to nikt z nią zbytnio nie gada i nie wiadomo jaka jest - bliźniak starał się pocieszyć jakoś brata i myśleć pozytywnie - jedyny normalny chyba. 
  - Jai ile dzisiaj wyjarałeś ? bo chyba zioło ci się w mózg wżarło - wow. Cios poniżej pasa. Oni palili marihuanę! Już wiadomo dlaczego mieli takie odpały. 
  - jak cie zaraz zdzielę to zobaczysz, że ani bucha -  było poczuć przez drgania ławki, że Jai - jak się przed chwilką dowiedziałam - kopnął Beau
  - dobra uspokój się dzika bestio - chłopak zaśmiał się głośno - jak tam nasza Ariana ? - zagadnął go - już pogodzeni ?
  - no raczej. Ona się długo na mnie nie obraża - duma w jego głosie, aż biła po uszach - znajdź sobie może kogoś, a nie ciągle tylko się z nas nabijasz
  - ty jesteś serio najarany
  - nie no serio, patrz - poklepał mnie po ramieniu - przepraszam kolega szuka towarzystwa masz może dzisiaj czas ? 
  - Jai zostaw ją - Beau zrzucił brata z ławki na co on gruchnął z całą siłą o ziemie plecami, jednak jego reakcja była przedziwna. Zamiast zwijać się z bólu ten śmiał się w niebogłosy - przepraszam za brata - usłyszałam jego głos. Wystraszona tym, że może chcieć zobaczyć moją twarz szybko wstałam, klepiąć wewnętrzną stroną o udo i cmokając przywołałam psa do siebie. Bella w kilka sekund znalazła się przy mojej nodze. Zapięłam ja na smycz i ruszyłam w powrotną drogę do domu.


** 

- to jest przepyszne - pochwalił mnie ojciec delektując się lasagne, którą przyrządziłam mu dziś na kolację. Uwielbiałam patrzeć na jego uśmiechniętą twarz. Wtedy wiedziałam, że choć w małym stopniu potrafię mu się odwdzięczyć za to jak ciężko pracuje na utrzymanie nszego życia w takim standardzie jak do tej pory. Mieszkaliśmy w dość sporym domie z olbrzymim ogrodem, basenem i mieliśmy wszystko o czym mogliśmy marzyć. Moje nastoletnie zapotrzebowania jak nowe ubrania, buty, książki do szkoły czy inne akcesoria nie były problemem jak u niektórych rodzin dzięki czemu nie żyłam ze stresem co moge kupić, a na co mi nie starczy.
  - cieszę się, że ci smakuje - obdarzyłam go jednym z najpiękniejszych uśmiechów jakie posiadałam 
  - opowiadaj skarbie jak w szkole - spytał zaciekawiony. Nie mogłam mu powiedzieć o dzisiajszym zajściu więc jutrzejszą obecność Beau musiałam inaczej usprawiedliwić
  -  wiesz ostatnio nie idzie mi za dobrze z włoskim więc poprosiłam kolegę, aby mi pomógł - na mojej twarzy zagościł grymas mówiący " nie idzie mi, ale zapewne to rozumiesz " - i może mógłby jutro przyjść do nas ? Posiedzielibyśmy w ogrodzie i pouczylibyśmy się ? - wzięłam łyk wody 
  - oczywiście, że może - widać było, że ucieszył się na tę wiadomość. Rzadko miewałam gości - nareszcie zaczęłaś zapraszać znajomych do domu - tak, tak, nie mówię mu o problemach z zawieraniem nowych znajomości 
  - no jakoś tak wyszło - uśmiechnęłam się niewinnie
  - skarbie powinnaś częściej spotykać się ze znajomymi, ciągle siedzisz w domu i bawisz się z Bellą, albo czytasz książki. Naprawdę przyda ci się to - uśmiechnął się do mnie i rodzicielskim gestem przytulił mnie do siebie. Był jedyną osobą na tym świecie, która przytulała mnie. Robił to co wieczór, ale i tak czułam się samotna. Chyba naprawdę potrzebuję znajomych. 
  - no dobrze to ja dzisiaj myję po kolacji, a ty uciekaj spać bo jutro zaśpisz szkołę - powiedział zbierając nasze puste talerze ze stołu. Boże jak ja bym chciała jutro zaspać i nie iść do szkoły. To by było moim ratunkiem, ale niestety ja mam zawsze pecha. 

____________________

Szybko mi tu idą rozdziały i tak dziwnie lekko. Hmmm czyżbym znalazła dla siebie idealną fabułę ?
Czekam na waszą opinię ♥

2 komentarze:

  1. Szkoda mi Corin :c
    Jest taka samotna...
    Beau nie ocenia się książki po okładce mój drogi
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaa dawaj następny <3
    kocham to opowiadanie
    kasztan <3

    OdpowiedzUsuń