czwartek, 25 lipca 2013

Chapter 11

      Po śniadaniu Gina - ponieważ kazała mówić do siebie po imieniu - powiedziała, że jeśli jestem sama w domu powinnam zostać u nich na obiad, ale na szczeście uratował mnie ojciec dzwoniący z wiadomością, że uda mu sie przyjechać przed kolacją.
  - Luke - Gina zwróciła się do syna - odwieziesz Corin ?
  - czemu ja ?
  - bo twoi bracia są na kacu, a ja muszę naszykować obiad - zmierzyła go wzrokiem na co chłopak jęknął i podszedł do komody by wziąć kluczyki z samochodu. Nie rozumiem go. Na imprezie był nawet miły dla mnie
, a od rany wydaje się taki wredny i wgl.
     Chłopak machnął ręką na znak żebym ruszyła za nim co z resztą zrobiłam. Pożegnałam się wcześniej z Giną i wyszliśmy z domu
  - no to gdzie mieszkasz? - podszedł do drzwi pasażera i otworzył mi drzwi.
  - podwieź mnie po prostu na obrzeża Brighton Beach* - oczy chłopaka gdyby mogły wypadły by z orbit
  - to ty mieszkasz w tej dzielnicy ? - to pytanie było dość dziwne. Myślałam, że gdy jest się głónym tematem plotek wszyscy wiedzą gdzie mieszkasz. Zazwyczaj tk było wszyscy patrzeli na mnie z góry i oceniali jako idiotkę z brakiem limitu na karcie. Zazwyczaj tak było czyli jednak nie wszyscy słuchają tych bezsensownych plotek
  - nie wiedziałeś ? - mówiłam tak jakby było to oczywiste
  - no nie
  - wszyscy o tym wiedzą i właśnie dlatego mnie nie lubią
  - a ja myślałem, że miałaś jakąś idiotyczną wpadkę z wcześniejszej szkoły - zaśmiał się - otaczają mnie idioci - parsknął głośno i odpalił samochód - po co Tracy wczoraj do ciebie podbiła?
  - ostatnio się z nią tak troszkę zapoznałam i chciała o coś spytać, ale nie przy kimś
  - pociągnęła cię do swojego stada  - spojrzał na mnie spod byka
  - nie ma przed nimi tajemnic
  - ta bo im do głowy wchodzą tylko ceny ubrań i prezerwatyw - zaśmiał się. Rozbawiło mnie to. Po raz pierwszy ktoś miał identycznie zdanie jak ja. Nigdy nie lubiłam tych dziewczyn. Te ich jak to Luke nazwał "stado" zawsze dokuczało mi na każdym kroku by uprzykrzyć mi życie w każdy znany dla nich sposób, często posługiwały się Beau czy innym chłopakiem, a oni jak to faceci wierzyli im. Nie bez powodu ich motto to " Pokaż cycki świat będzie twój ". Trochę to bolało, że chłopcy, aż tak patrzą na to jak ktoś wygląda, ale co ja mogłam zrobić ? Nic. Kiedyś wyjadę z Melbourne do Sydney lub innego miasta i zapewne tam znajdę ludzi, którzy będą myśleć inaczej. 
     Westchnęłam cicho, gdy chłopak podjechał pod moje osiedle 
  - mów gdzie dalej - uśmiechnął się i wjechał głębiej w osiedle. Mijaliśmy domy, które każdego dnia przemykały mi za oknem, gdy chciałam gdzieś pojechać. Wyprostowałam się, gdy zaczęłiśmy się zbliżać do mojego domu. Chciałam jak najszybciej zobaczyć czy tata już wrócił. Moze nie potrafiłam doczekać się jego powrotu, ale nie chciałam by zobaczył mnie wysiadającą z auta, które prowadzi chłopak w dodatku będąc ubraną w jego koszulkę ponieważ z własnej głupoty spaliłam swoją. Tak poinformował mnie o tym mój aktualny szofer. 
  - to tu - samochód stanął przed podjazdem. Pustym podjazdem. Ojciec nie miał zwyczaju chować samochodu choć posiadał gigantyczny garaż. 
  - niezła chata - schylił się by obejrzeć posiadłość w całej okazałości, a dach samochodu przeszkadzał mu w tym. 

  - dla ciebie niezłe dla mnie więzienie - westchnęłam. To było więzienie, na które sama się skazałam.

  - czemu więzienie ? 
  - mieszkam w dużym domu, nie mam przyjaciół, ojciec całe dnie spędza w pracy jak myślisz to więzienie bo nie mam z kim porozmawiać - spojrzałam na chłopaka przybita nim wyszłam 
  - zawsze możesz to zmienić - powiedział przez otwarte okno nim odjechał. 

      Nadbrałam do płuc dużą ilość świeżego powietrza. Cóż ojca nie ma, obiad zapewne będzie w restauracji jak co niedziela więc nie mam zbytnio zajęcia. Opadłam na łózko odziana jedynie gigantycznym puchowym ręcznikiem. Wilgotne włosy opadły mi na twarz, a pies leżący obok drzwi patrzył na mnie dość wymownie jakby chciał mi przekazać wiadomość 
  - co powiesz na małą odmianę ? plaża ? - zazwyczaj nie chodziłam na spacery z psem po plaży. Wolałam park gdzie roiło się od psów by chodziaż Bella mogła poprzebywać ze znajomymi - jakkolwiek to brzmi. Podpierając się dłońmi o łózko wstałam i podeszłam do szafy w celu wybrania jakichś ubrań. Postanowiłam, że założę dziś strój kąpielowy i zwykłą sukienkę by móc pobawić się z zwierzakiem w wodzie o resztę rzeczy typu zabawki dla psa czy ręczniki i inne akcesoria potrzebne na plaży nie musiałam się martwić ponieważ wszystko miałam schowane w domku na plaży, który ojciec kupił. Ubrana ruszyłam z psem do naszego " domku " po Freesbee. Zostawiłam tam także sukienkę i pobiegłam z psem bliżej wody. Odpiełam sunię, a smycz zapięłam sobie w pasie by nie przeszkadzała nikomu na plaży i by jej nie zapomnieć.  Sunia biegała za zabawka przez godzinę póki nie padłam na piasek w geście poddania się. Ona podbiegła do mnie i zaczęła zaczepiać. Sunia złapała mnie za rączke smyczy, która zwisała wolno i zaczęła ciągnąć. Czasem moja głupota mnie przeraża. poddałam się i pozwoliłam sobie na zmoczenie się w wodzie. Biegałam z nią wzdłuż brzegu i szarpałam linką co zwróciło uwagę kilku chłopaków opierajacych się o jeden z drewnianych domków. Palili coś i przyglądali się z uśmiechem na twarzy. Zapewne albo turyści, albo zupełni idioci.
  - Hej mała - podszedł do mnie jeden z nich- co robisz tutaj sama ?
  - jestem na spaczerze z psem z kim miałabym być ? - odpowiedziałam na pytanie jakby odpowiedź była czymś najoczywistrzym na świecie. Spojrzałam na niego. jego włosy były jaśniejsze niż piasek, po którym stąpałam, oczy niebieskie jak woda w zatoce za mną, ciemna opalona skóra pod którą prężyły się mięśnie. Ideał, tylko co ideał mógł chcieć ode mnie ?
  - z chłopakiem ? - prychnęłam, gdy usłyszałam owe słowo. Nie miałam przyjaciół, a co dopiero chłopaka. 
  - jakby mnie jeszcze jakiś chciał - odpowiedziałam wyśmiewającym tonem 
  - a dlaczego by nie chciał ? Śliczna ? Mądra ? Zgrabna ? Nawet nie wiesz jak działasz na facetów - westchnęłam, gdy chłopak wymieniał cechy, które nie potrafiłam za nic znaleźć w swoim lustrzanym odbiciu. Zawsze widziałam pryszczatą małolatę, której nogi są niesamowicie krzywe niczym u kaczki. Nasza rozmowa zaczęła się dopiero wtedy kleić, gdy zmieniliśmy temat na to co lubimy i co robimy na co dzień. Trevor - bo tak nazywał się blondyn - kuturalnie pożegnał się z kolegą i zaczęliśmy spacerować po plaży. Nie był taki zły jak wydawał się na początku. Tak na początku stwierdziłam, że jest to kolejny mięśniak, który jara co w łapę wpadnie i zapewne myśli tylko o seksie, ale rozmowa zmieniła moje zdanie o jego osobie nie do poznania. Okazało się, że kiedyś miał podobną historię do mojej też nie był lubiany, ale po pewnej imprezie się to zmieniło i teraz jest mu o wiele łatwiej. Ciekawe czy po wczorajszej imprezie będzie podobnie. 
 
  - Trevor musze wracać już do domu - podeszłam do domu by wziąć z niego sukienkę. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać w samym stroju kąpielowym pokazując wszystkim to jak wyglądam w bieliźnie. W sąsiadujących domkach mieszkali sami starsi meżczyźni wiec wolałam nie uaktywniać ich zboczonych fantazji na mój temat. Ich spojrzenia wystarczają mi w 100%. Szybkim ruchem przeciągłam sukienkę przez głowę, a psa zapięłam na smycz. 
  - odprowadzę cię - zaproponował, ale nie chciałam by tata zobaczył mnie w towarzystwie jakiegokolwiek chłopaka 
  - nie dziękuję. Tata pewnie wrócił - pomachałam mu i odeszłam w stronę domu. 


**

  - Hej skarbie - Tracy śmiertelnie wystraszyła mnie wyłaniając się z zaskoczenia zza drzwiczek szafki. Jej osoba wciąż budziła we mnie strach. Jej niedawna determinacja by uprzykrzyć mi życie wciąż budziła mój lęk i było to widoczne. W jej towarzystwie plątał mi się język i bałam się wypowiadanych przeze mnie słów. 

  - Hej laska - uśmiechnęłam się starając kryć swoje uprzedzenia co do niej - Jak minął weekend ? - schowałam do szafki niepotrzebne książki z torebki i zamknęłam kłódkę. 
  - kobieto wszyscy żyją imprezą u Cartera ! Dałaś czadu ! - mówiła bez żadnego zawahania. Jakby to co robiłam nie było niczym złym. Dla mnie było to upokorzenie i zupełny brak kontroli, której nigdy nie traciłam. nie byłam sobą.
  - nie krzycz tak - uciszyłam ją kiedy kilka osób spojrzało na mnie z uśmiechem na twarzy. Cały dzień od kiedy tylko weszłam do szkoy wszyscy są dla mnie mili i uprzejmi. Sam Ashton Burner pomógł mi, gdy zeszyty wypadły mi przy wychodzeniu z sali. To zaczynało się robić dziwne. Nie byłam przyzwyczajona do takiego obrotu akcji. Zazwyczaj jeszcze potrafił kopnąć owe zeszyty i podeptać żeby pokazać mi, że jestem nikim, a tu takie zaskoczenie. Może historia Trevora powtórzy się także w moim przypadku ?

______________

Co sądzicie o rozdziale ?
Pisałam go przed i po pracy i naprawdę powiem wam jedno : Ulotki. Niby nic, ale człowieka zamęczyć potrafi! 


Czekam na waszą opinię ♥

5 komentarzy:

  1. Fajny rozdział. Czekam na next.
    Uważaj, żeby się nie przemęczyć, bo nam jeszcze padniesz (i uwaga wpycha sie kostek egoista)i co ja zrobie bez następnego rozdziału(kostek egoista właśnie dostał w twarz i wyleciał przez okno), więc dodawaj rozdziały jak ci wygodnie. Ja i tak będę zaglądała tu codziennie (po 5 razy;)).
    Pozdro
    Kostek <3

    Ps.
    Głupie ulotki męczą mi moją Begieee.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaaaaaaaaa zajebiste *<* Dawaj następny *>*




    @Swagmoon_

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny ?

    OdpowiedzUsuń
  4. hmm. Ciekawe czemu ja się nie dziwię że obudził mnie ten tekst jak spałam u Patryka? "Daj mi muzyki, nalewaj drinki
    Tony marysi skręt mnie dotlenia
    Palimy kijki, płoną głosniki
    Pole marysi jest do skruszenia." hahahahaha
    Kasztanek :)

    OdpowiedzUsuń