poniedziałek, 8 lipca 2013

Chapter 1

         Wybierając szkołę średnia głównie kierujemy się tym jakiego zawodu lub jaki profil posiada, ale kierujemy się także opinią jej uczniów jak i innych osób powiązanych z daną placówką. Zazwyczaj wszyscy podążamy za swoimi znajomymi, którzy wybierają przypadkowy zawód taki jak : kucharz czy fryzjer. Ja zdecydowałam się skoczyć na głęboką wodę. Wybrałam szkołę, która mieściła się na drugim końcu miasta i w dodatku żaden z moich znajomych jej nie wybrał. Wybrałam zwykłe liceum. Chciałam być psychologiem. Wiem zazwyczaj wszyscy wybierają najkrótszą drogę by wyrwać się spod władzy edukacji, ale mnie w dziwny sposób ciągnęło do szkoły. Nie chciałam jej kończyć. Chciałam być wiecznym dzieckiem.
          - Corin jesteś pewna ? - Christy spytała mnie, gdy podczas zajęć informatycznych wypełnialiśmy swoje podania do szkół średnich. Christy była moją dobrą kumpelą. Nie miałam przyjaciół. Nie chciałam. Po tym co się wydarzyło nawet nie miałam szans na przyjaźń z kimkolwiek. Codzienie siedziałam na kozetce u profesor Griffin. Kobieta w wieku 56 lat z włosami zafarbowanymi na kolor bordowy starająca dotrzymać kroku tegorocznym trendom - niestety nie wychodziło jej to. Ale nie interesowało mnie to co zakłada na siebie. Przez 6 lat doprowadzała mnie swoimi sesjami stanu : Człowiek, a gdy już byłam w stanie funkcjonować normalnie starłam się z trudną rzeczywistością. musiałam dokonać wyboru szkoły. Ze względu na to, że większość swojego życia spędziłam w gabinecie psychologa ta profesja zaczęła mnie pociągać dlatego właśnie ją miałam zamiar wybrać. 

             Dlaczego, gdy wybrałam szkołę, która była oddalona od dawnych znajomości była tak brutalna? 2 lata temu wybrałam szkołę, w której nikt mnie nie znał. Chciałam spróbować czegoś nowego i wynik wyszedł nie całkowicie taki jakiego oczekiwałam. Miałam nadzieję, że to jaka byłam wcześniej nie wpłynie na to jakie wrażenie będę wywierać na innych uczniach, lecz niestety, gdy połowa ludzi ze szkoły dowiedziała się o tym gdzie mam zamiar kontynuować naukę przekazała informacje o mnie dalej i wszystko potoczyło się niczym domino. Każdy od każdego się czegoś dowiedział - co nie zawsze było prawdą - i powiedział dalej. Tzw. plotka zmieniająca sens życia osoby branej pod celownik. 
              Staram się nie reagować na głupie zaczepki ludzi starających się mnie wyśmiać, ale nie zawsze wychodzi. Tym bardziej, gdy do akcji wkraczają - Janoskians . Piątka chłopaków, którzy od początku mojej edukacji w owej placówce zmieniali moje życie w piekło. Nie raz zostawałam przez nich wyśmiewana w ich głupi sposób. Co najgorsze chodzę z jednym z nich do klasy. James Yammouni. Podczas zajęć siedział cicho, nie zachowywał się tak jak przy swoich kumplach. Czasem podczas lekcji zastanawiałam się jakim cudem może on mieć dwie osobowości. Podczas zajęć pilny uczeń i dobry kolega, a przy paczce idiotów zupełny bezmózg robiący wszystko na co mu przyjdzie ochota wraz z ranieniem ludzi włącznie

  - wychodzę ! - krzyknęłam do ojca biorąc do ręki torebkę i zmierzając w kierunku wyjścia.

  - uważaj na siebie - ciepły głos ojca odprowadził mnie do drzwi. Zawsze gdy wychodziłam z domu słyszałam te słowa. Niestety przez mój wybór byłam zmuszona korzystać z samochodu choć jazda nim nie kojarzła mi się miło. Zawsze, gdy siadałam na miejscu kierowcy przechodził mnie dreszcz. Nawet sesje psychologiczne nie były w stanie usunąć z mojej głowy widoku, który był ostatnim zanim zapadłam w 4 miesięczną śpiączkę. Tata mówił mi, że przez pewnien czas przychodziły do mnie koleżanki, ale po okresie miesiąca czasu zapominały o tym, a gdy wróciłam do szkoły traktowały mnie jak powietrze. Dla mnie było tak jak zwykły sen. Jak zaśnięcie wieczorem i wstanie rano. Ich zachowanie zraniło mnie, złamało po raz kolejny. Wszystkie osoby, które były ze mną blisko po prostu odeszły. A dla mnie to było wtedy wręcz niewytłumaczalne by w wieku 10 lat zapaść w śpiączkę i obudzić się całkowicie samotną. Wtedy jedynym przyjacielem stał się dla mnie mój tata. Był ze mną ciągle. Po pewnym czasie też koleżanki z klasy stały się trochę miłe w szczególności Christy, ale i jej nie mogłam nazwać przyjaciółką. Po straceniu swojej dość rozległej ilości przyjaciół - ponieważ byłam dosyć popularna w szkole z bratem - nie potrafiłam komuś zaufać od tak. Christy mówiłam tylko to co trzeba było, a swoje sekrety i prywatne sprawy dzieliłam z panią psycholog lub swoim psem, który zawsze był ze mną. Bella - tak ją nazwałam - była obecnie 9 letnią suczką rasy Labrador - zawsze miałam zamiłowanie do dużych zwierząt - gdy było mi źle szłam z nią na spacer bądź gdzie tylko było można, nie potrafiłam rozmawiać zbytnio z ludźmi. Na własne życzenie odizolowałam się od nich zagłębiając swoje myśli w książkach. Najczęściej były to zwykłe powieści pisane przez Europejskich poetów. Victor Hugo lub Adam Mickiewicz byli moimi mentorami. Uwielbiałam ich styl pisania i to jak potrafili manewrować słowami w kilku zdaniach nadając całości cudownego klimatu. Oczywiście wpółcześni pisarze także byli cudowni. Może banalnie to zabrzmi, ale podziwiałam Stephanie Meyer i j.K. Rowling za napisanie arcydzieł takich jak Harry Potter czy Zmierzch. Przecież tu trzeba mieć niewiarygodną wyobraźnię by napisać coś tak cudownego. Sama osobiście nie raz przeczytałam owe dzieła i za każdym razem czuję się jakbym czytała je po raz pierwszy. 

             Zatrzasnęłam drzwi samochodu, po czym przekręciłam kluczyk w stacyjce, a silnik samochodu wydał z siebie charakterystyczny odgłos niczym wzburzony byk podczas Corridy - słynnych walk torreadora z bykiem. Nacisnęłam stopą na pedał gazu i ruszyłam przez centrum Melbourne by jak najszybciej dotrzeć do szkoły. W głośnikach leciało " Ellie Goulding - Anything could happen ". Uwielbiałam Ellie i jej głos, który podczas przeciągania delikatnie wibrował. Zaczęłam cicho podśpiewywać pod nosem ostrożnie prowadząc samochód na każdym skrzyżowaniu sprawdzajac milion razy czy droga jest wolna i nic nie wyskoczy mi skądś i spowoduje wypadek. 
              Spokojnie zaparkowałam samochód na szkolnym parkingu i zabierając torebkę wyszłam z pojazdu zamykając go. Pierwsza była Historia. Jeden z przedmiotów, które jak to mówię " do życia mi się nie przydadzą" choć zapewne, gdyby mój tata to usłyszał powiedział by - uwaga cytuję - " naród który nie zna swej historii skazany jest na jej powtórne przeżycie ". Tak mój tata jest jednym z tych osób, które na każdą sytuację mają jakiś mądry cytat. Czasem staje się to denerwujące, ale na dłuższą metę jest to przydatne ponieważ przypomina mi on o tym, że to wszystko czego się uczę i co robię ma jakiś sens.
              Usiadłam w swojej ławce, która znajdowała się na tyłach klasy i wyciągłam z torby zeszyt i długopis - tylko tyle potrzebowałam na tej lekcji, gdyż nie robiłam na niej zbytnio dużo. Obok mnie usiadła Meredith szkolna kujonica, która miała więcej znajomych niż ja - tak jakie to dołujące.               

  - cześć - uśmiechnęła się w moją stronę ukazując mi swój nie do końca czysty aparat na zęby. W przypadku jej osoby można było już na pierwszej lepcji ocenić to co jadła w domu na śniadanie, ale nie narzekałam ponieważ zawsze kryła mnie, gdy odpływałam na lekcji i pożyczała mi książkę, której jeszcze ani razu nie przyniosłam na lekcję, a w zamian tego leżała na dnie szafki szkolnej zbierając na sobie kolejne warstwy kurzu. 
  - hej - odpowiedziałam jej uśmiechając się do dziewczyny i starając nie patrzeć na resztki śniadania zdobiące jej aparat. 
  - Dzień dobry klaso - powiedział pan Haggins nauczyciel Historii - dziś jak pamiętacie mamy sprawdzian - powiedział z takim uśmiechem jakby jedynki w naszej klasie były czymś najcudowniejszym w jego całym życiu. Nie wiem jak, ale on czerpał z tego niesamowitą radość.
              Wstał od ławki i zaczął pokolei rozdawać kartki zatrzymując się przy poszczególnych ławkach na dłużej by sprawdzić czy uczniowie, którzy byli dobrze znani ze ściągania nie mają przypadkiem owych pomocy naukowych. Ja? Zupełnie nic nie umiałam, jeśli mam być szczera. Ale za to miałam wi-fi i Meredith. Moje dwie największe pomoce naukowe, dzięki którym moja ocena na pierwszy semestr była dobra*. Gdy kartka znalazła się przed moją twarzą uśmiechnęłam się do dziewczyny ta mrugnęła do mnie na znak, że mi pomoże. Ale to nie było tak, że ona mi dawała ściągać, a ja nic. Ja siedziałam z nią na angielskim i pomagałam jej jak tylko potrafiłam - taka transakcja wiązana. Pan Haggins nigdy nie spoglądał w naszym kierunku ze względu na to, że zawsze byłyśmy cicho, a nasze oceny były dobre. Nie wiem czy był tak głupi czy co, ale ściągałam na każdym sprawdzianie i kartkówce - oczywiście formuując inaczej zdania i wypowiedzi - a on myślał, że to dzieło mojego jakże wybitnego mózgu. Szybko sprawdzałam odpowiedzi dziewczyny i w błyskawicznym tępie zmieniałam ich formę tak by miała ten sam sens, ale nie wyglądała jakbym ściagała.
  - oddajemy karteczki - nauczyciel zawołał na całą klasę dosłownie kilka sekund przed dzwonkiem kończącym lekcję.

_____________________

W pierwszym rozdziale mało akcji, ale uwierzcie to dopiero początek. Wszystko zacznie się rozkręcać z czasem.  Jak oceniacie styl pisania i fabułę ? ;)
Czekam na waszą opinię ♥

3 komentarze:

  1. Aww podoba mi się ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne opowiadanie zapowiada się fajnie :)
    Pozdrawiam:)
    Kasia:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz świetny styl pisania :)

    OdpowiedzUsuń