piątek, 20 września 2013

Chapter 31


( Ostrzegam rozdział +18 spierdzieli wam psychike jak mi. + Jeśli macie ochotę puśćcie sobie James Arthur - You're Nobody 'Til Somebody Loves You w tym nie chodzi mi o słowa, a o melodie i jak jest śpiewana. Cały rozdział przy niej pisałam i nie wyobrażam sobie innej piosenki przy tym rozdziale ;) )

Jego dłonie dalej ściskały moje pośladki, a ja zdecydowałam się na odważniejszy krok. Jego wybrzuszenie dawało mi do zrozumienia, że chłopak jest gotowy. Powoli zaczęłam całować jego tors, zahaczając o sutki, brzuch, gdy doszłam do bokserek poczułam małe wahanie czy powinnam, ale cóż jeśli doszłam już tak daleko nie powinnam się cofać. Spojrzałam na niego. Zagryzał wargę. Chciał tego. Złapałam za gumkę bokserek i pociągnęłam je w dół. Wybrzuszenie w bokserkach kłamało na temat jego wielkości. Jego członek stał gotowy na wszystkie nasze ruchy. Ujęłam go delikatnie w dłonie. Zupełnie nie wiedziałam co robić. To był mój pierwszy raz. No oczywiście jak każda nastolatka zdarzało się, że widziałam zwykłe porno np. w szkole gdzie wszyscy o tym nawijają i przytykają ci pod nos telefon lub słyszysz w szatni jak to dziewczyna zrobiła chłopakowi dobrze. Wtedy to było takie łatwe, a teraz byłam pełna obaw. Nie chciałam zrobić niczego źle. Postanowiłam zrobić to tak jak widziałam. Włożyłam go do ust i zaczęłam ssać robiąc tzw. „Loda”. Z każdym dotknięciem lub oblizaniem robił się coraz grubszy.
 
  - Cors chwila – zatrzymał mnie, gdy chciałam ponownie włożyć go do ust – Jeszcze chwilę – powiedział cicho, gdy spojrzałam na niego przerażona. Myślałam, że zrobiłam coś źle. Zrobiłam mu coś lub nie daj boże byłam słaba w te klocki – Skarbie – spojrzał na mnie łagodnie – nie chce jeszcze dojść. Nie sam – uśmiechnął się, a ja spaliłam buraka. Sama świadomość, że to mój pierwszy raz sprawiała, że czułam się niepewnie. Naprawdę chciałam zrobić wszystko jak najlepiej by Luke nie pomyślał, że jestem do niczego i nie będę potrafiła go zadowolić.
 
      Podciągnął się, uklęknął przede mną i lekko przyciągnął mnie do siebie by nasze usta ponownie się połączyły.
  - Teraz moja kolej – uśmiechnął się między pocałunkami i położył mnie na plecach. Pomimo faktu iż całowaliśmy się katem oka obserwowałam jego ruchy. Szybko ściągnął ze mnie bluzkę chwilowo przerywając pocałunek. Delikatnie wsunął dłonie pod moje plecy i zaczął szukać zapięcia ze stanika. Jego dłonie były tak ciepłe, że czułam jego opuszki palców błądzące po tylnej części mojego ciała. Gdy złapał rozpięcie uporał się z nim z małymi trudnościami. Powoli zsunął ze mnie stanik i rzucił nim na bok. Kiedy stanik już nie okrywał moich piersi chłopak bez wahania skierował swoje pocałunki właśnie na nie drażniąc przy tym moje sutki. Zaczął je lekko podgryzać i szczypać powodując u mnie przyjemne pojękiwania. Ściskał je jeszcze chwilę i zaczął kierować się niżej. Z każdą sekundą byłam coraz bardziej niepewna siebie. Delikatnie zacisnęłam uda, gdy chłopak złapał za gumkę moich majtek.
  - Skarbie – spojrzał na mnie – jeśli nie chcesz … - przerwałam mu
  - Chce – zagryzłam dolną wargę i rozchyliłam lekko uda by ułatwić mu pozbycie się jedynego materiału, który mnie okrywał. Wzięłam większy oddech kiedy chłopak zbliżał się ustami coraz bliżej mojego czułego miejsca. Wzdrygnęłam się kiedy chłopak dmuchnął delikatnie
  - Cors nie denerwuj się. Okey ?
  - Okey -

      Jego język powoli przesunął się po mojej łechtaczce, a ja cicho jęknęłam. To był pierwszy raz, gdy ktoś dotykał mnie w tym miejscu. Jednak nie dawałam po sobie poznać, że czuję się niezręcznie. Chłopak mógłby przerwać, a tego bym nie chciała. Powtarzał ruchy, a moje mięśnie za każdym ruchem napinały się coraz bardziej. W pewnym momencie poczułam największe napięcie ich. Moje oczy mimowolnie się zamknęły i zacisnęły.
  - Luu – wyjęczałam cicho. Nie mogłam być głośno. Chłopcy mogliby wejść lub nie daj boże Gina, a tego nie chciałabym ani ja, ani Luke.
  - Już skarbie – przestał – czekaj chwilkę – wstał i podszedł do szafki nocnej brata – Beau jest zawsze gotowy – zaśmiał się. Otwarł srebrne opakowanie, po czym wyciągnął z niego prezerwatywę i wolnym ruchem ręki założył go na członka. Obserwowałam jego poczynania z zainteresowaniem. Wiem nie powinnam się była gapić, ale nie potrafiłam przestać. Stanął przy łóżku i oparł się o nie. Złapał mnie za uda i przyciągnął do siebie.
  - Jesteś pewna ? Nie będzie odwrotu – spytał dla pewności.
  - Gdybym nie była pewna nie leżałabym tu naga i rozkroczona przed tobą – ponownie zaśmiał się pod nosem – jesteś zadziorna ostatnio – schylił się do moich ust i złożył pocałunek na nich – jeśli będzie boleć powiedz, przestanę.
  - Dobrze – uśmiechnęłam się. Chłopak wyprostował się i zginając kolana ustawił się na wysokości mojej kobiecości. Przyłożył go delikatnie i patrząc na moje reakcje powoli zaczął wchodzić. Poczułam jak rozpycha mnie delikatnymi ruchami. Gdy doszedł do końca poczułam ból. Syknęłam choć bardzo nie chciałam pokazać mu, że zadał mi jakikolwiek ból.
  - Cor ?
  - Jest okey – powiedziałam uśmiechając się. Chciałam mu pokazać tym, że wszystko jest dobrze i naprawdę nie zrobił nic złego. Chwilę się wahał, ale minęło kilka sekund i dalej kontynuował ruchy. Z każdym pchnięciem coraz mniej bolało. Ból zastępowała rozkosz i coraz większe pragnienie. Kiedy upewnił się, że teraz może przyśpieszyć jego pchnięcie powoli przybierały na szybkości i sile. Oplotłam go nogami przysuwając bliżej. Za posunięciem się w przód szło także opadnięcie na mnie ciałem. Prawą dłoń oparł nad moją głową, jego usta kolejny raz połączyły się z moimi, a ja z braku wiedzy gdzie mam podziać ręce zarzuciłam mu je na plecy. Każde pchnięcie doprowadzało mnie do szaleństwa. Każde dawało poczucie, że coś dla niego znaczę, że on coś znaczy dla mnie. Moje mięśnie spinały się coraz bardziej. Z moich ust wypływały coraz to głośniejsze jęki, których nie potrafiłam opanować. Co chwila byłam uciszana. To było szalone. Poruszał się we mnie coraz szybciej i szybciej, a ja zaczynałam czuć, że szczytuję i to z wzajemnością. Gdyby nie oddzielająca nas gumka poczułabym właśnie całkowite ciepło spermy chłopaka. Doszedł. Doszedł razem ze mną. Z bezsilności położył się obok mnie. Spojrzał na mnie. Leżałam cała mokra i szczęśliwa obok niego. Poprawił kosmyki włosów, które przykleiły się mi do czoła.

  - Proszę bądź moją dziewczyną – spojrzał na mnie taki szczęśliwy. Bardziej niż był jeszcze dwie godziny temu.
  - Na zawsze – podniosłam się i pocałowałam go w usta. Nasz języki na chwilę się splotły by następnie rozłączyć się byśmy mogli oddać się w krainę snów.

  - Wstawać zboczeńce ! – głos Beau uderzył w moje uszy niczym bezlitosny zawodnik WWE w przeciwnika. W dodatku zaczął skakać po łóżku. Momentalnie złapałam kołdrę tak by nie odkrył ani mnie, ani Brooksa leżącego tuż obok mnie. Cóż byłoby głupio, gdyby zobaczył, że tak naprawdę było jak mówił. Nie chciałam mu dać tej satysfakcji.
 
  - Wyjdź stąd ! – krzyknęłam podciągając kołdrę na piersi. Denerwował mnie jedynie fakt, że Lukey dalej spał i chrapał.
  - To ty wyjdź z mojego łóżka
  - Nie
  - Widzisz jesteś zboczeńcem – wytknął mi język i wyszedł z pokoju.
  - Idiota – skomentowałam i usiadłam tym razem bez konieczności zakrywania się. Zapewne wstydziłabym się gdyby Lu nie spał, ale spał i to jak głośno. Zeskoczyłam z łóżka i podeszłam do walizki. Wyciągnęłam z niej czystą bieliznę i ubrania. Na podłodze leżał mój szlafrok, który porzuciłam dzień wcześniej, więc zgarnęłam go i odziana jedynie w szlafrok ruszyłam do łazienki. Na całe szczęście była pusta, więc nikt nie mógł mi przeszkodzić w wzięciu chociażby prysznica. Zamknęłam drzwi na zamek,  zrzuciłam z siebie materiał i stanęłam naga przed lustrem. Byłam cała rozmazana, włosy poczochrane, ale byłam niesamowicie szczęśliwa. Bo od dzisiejszej nocy byłam dziewczyną Luke’a Brooksa. Podeszłam do prysznica i odkręciłam kurek z gorącą, a następnie schłodziłam ją zimną wodą. Kiedy woda była odpowiednia weszłam do kabiny i zamknęłam się w niej. Złapałam za plastikową butelkę żelu pod prysznic. Jak zawsze po pomieszczeniu rozszedł się zapach truskawek. Zaczęłam myć ciało przypominając sobie każdy dotyk chłopaka. Takich momentów się nigdy nie zapomina. Gdy byłam czysta ciałem jak i włosami wyszłam wycierając się. Nie wiem jakim cudem, ale ku mojemu zdziwieniu przede mną stał Luke i uśmiechał się.

  - Co tu robisz ? – speszyłam się i szybko zakryłam ciało.
  - Myślałem, że poczekasz na mnie z prysznicem – podszedł do mnie i wtulił się we mnie. Rozbawił mnie. Zachowywał się niczym pięciolatek któremu spadł lizak. Zrobiło mi się go żal.
  - Następnym razem poczekam misiu – cmoknęłam go w czoło i obróciłam się do lustra. Chłopak dalej stał wtulony we mnie tylko tym razem w moje plecy. Spojrzałam w nasze odbicie. Gdyby nie fakt, że stałam bez makijażu byłoby idealnie. Chłopak wessał się w moją szyję.
  - Luke – jęknęłam. Chłopak spojrzał w nasze odbicie – widzisz idealnie do siebie pasujemy – uśmiechnęłam się do niego.
  - Byłoby idealnie, gdybym była ładniejsza
  - Nie da się być bardziej rozumiesz? Nie da się

  - wyjdziecie już ? – Jai zaczął dobijać się do drzwi. Ja byłam już gotowa do wyjścia – pomijając kwestię śniadania. Wyszłam w połowie odzianym bliźniakiem. Chłopak poszedł jeszcze do pokoju, a ja do kuchni pomóc Ginie przy śniadaniu. Zrobiłyśmy każdemu po dwie kanapki do szkoły i kanapki z nutellą do zjedzenia w domu. Postawiłam talerz na stole i dosyć skrępowana zaczęłam jeść. Szczerze to od kiedy wyszłam z pokoju czułam się strasznie skrępowana. Niestety czasem nic nie potrafiło mnie uciszyć, ale mam nadzieję, że nie byłam na tyle głośno by wszyscy mnie słyszeli. Bynajmniej Gina nie patrzyła na mnie jakby coś słyszała lub była tak dobrą aktorką by to ukryć. Gdy Luke pojawił się w drzwiach dalej bez koszulki można było usłyszeć tłumiony śmiech jego braci. Gdy podszedł do lodówki po mleko na jego plecach były widoczne zadrapania. Czy to byłam ja ? – zadałam sobie pytanie w myślach fizycznie przybierając czerwonych rumieńców. Postanowiłam jakoś odwrócić swoją uwagę i kiedy będziemy sami porozmawiać z chłopakiem. Wzięłam kolejną kanapkę i zaczęłam ją panicznie pożerać. Chłopak w końcu założył na siebie koszulkę czując na sobie wzrok braci i dołączył do nas. Przy jedzeniu śmialiśmy się i wygłupialiśmy jak kiedyś. W powietrzu można było poczuć jak stare czasy wracają.

  - Lecimy ! – Luke złapał mnie za rękę, gdy wychodziliśmy.
  - Zmiany wszędzie zmiany – Beau skomentował podchodząc do nas tak, że szliśmy wszyscy w jednej linii. Po chwili dołączyli Daniel i James. Właśnie wtedy się zaczęło.
  - Boże jacy wy byliście głośni ! – Beau bez żadnej krępacji powiedział to na głos tak, że nawet osoby idące po przeciwległym chodniku mogły usłyszeć jego słowa. Speszona pociągłam swojego chłopaka w tył.
  - Luke przepraszam – powiedziałam smutna. Nie chciałam mu nic złego zrobić, a tym bardziej podrapać go tak, że przeze mnie miał teraz całe czerwone plecy.
  - Mała za co ? – objął moje ramiona.
  - Masz całe plecy podrapane – moje oczy zaczęły nabierać łez. Nie potrafiłam tego kontrolować. Było mi tak smutno i przykro, że to mu zrobiłam. Chłopak zaśmiał się i przytulił mnie.
  - Kochanie te zadrapania jedynie pokazują jak dobrze ci ze mną było co mnie w stu procentach uszczęśliwia – westchnęłam głośno – Kocham cię i choćbyś zrobiła niewiadomo co nie przestane
  - Ja ciebie też – stanęłam na palcach i pocałowałam go.


_______________________________________

 Jak widać udało mi się wypełnić obietnicy, że dziś dodam rozdział. Strasznie przybił mnie fakt, że pod poprzednim znalazł się jedynie jeden komentarz. Liczyłam na waszą opinie, ale cóż. Może pod tym znajdzie się więcej ? Zobaczymy ;)

Mam nadzieję, że nie zawiodłam was z opisywaniem +18 i było to opisanie tak jakbyście chcieli. 

Czekam na wasze opinie i do napisania ♥

czwartek, 19 września 2013

Chapter 30


      Od kilku dni atmosfera w domu zmieniła się diametralnie. Chłopcy nie mają swoich odpałów już tak często. Są strasznie nerwowi i spięci. Rzadko się uśmiechają co dodatkowo udziela się mi. Jak to niektóry mówią – zachowują się jakby mieli okres. Myślałam, że to przysłowie można przypisać jedynie kobiecie, ale teraz zmieniłam zdanie widząc ich. Ciągle chodzili nie w sosie, a gdy staram się ich rozbawić „gaszą” mnie. Jedyną osobą, która praktycznie się nie zmieniła była Ginna. Ona ciągle miała dobry humor i starała się zarazić nim chłopców pomimo ich dość niemiłych komentarzy typu „Jak masz być tak śmieszna to może wyjdź”. Nie jest to miłe, ale ja się im nie dziwię. Trevor po naszej ucieczce nie dawał oznak życia co równało się z tym, że to może być dopiero początek większych problemów. Spojrzałam na chłopaków siedzących na kanapie. Beau grał na telefonie, Jai przełączał kanały, a Luke kurczowo obejmował mnie ramieniem. Od kiedy wróciliśmy z lasu Lu ciągle był blisko mnie. Gdy gdzieś szłam on był kilka kroków za mną, gdy szłam z Ginną do kuchni pomagał nam gotować. Jedynym miejscem gdzie nie szedł za mną była ubikacja. Doszło nawet do tego, że zamienił się z Beau. Teraz to on śpi pod łóżkiem, które Beau poświęcił dla mnie. Nie śpi dosłownie pod nim, ale na materacu przystawionym do łóżka. To na początku było dosyć krępujące, ponieważ przyzwyczaiłam się do chrapiącego Beau, który często spadał z dmuchanego materaca lub wdrapywał się nieświadomie do mnie. Teraz, Lukey często zamiast spać na materacu, spał ze mną w łóżku i przytulał mnie całą noc. Nie, żeby mi się to nie podobało, ale wyobraźcie sobie, że kilka dobrych lat nie przytula was ktoś zbyt często, aż tu nagle całą noc ktoś przytula was najmocniej jak potrafi i nie chce puścić. Teraz jest to dla mnie normalne, ale wciąż nie padło to najważniejsze pytanie i nie wiem jak powinnam się zachowywać, gdy ktoś nas właśnie tak traktuje.

      Wstałam bez słowa, ale po chwili byłam ponownie pociągnięta na swoje poprzednie miejsce.
  - Gdzie idziesz ? – Luke spojrzał na mnie.
  - Do pokoju – ponownie wstałam i ku mojemu zdziwieniu Brooks dalej siedział w tym samym miejscu. To było co najmniej dziwne, ale wolałam się tym nie przejmować. Ruszyłam w kierunku schodów i nim je pokonałam sprawdziłam jeszcze raz czy chłopak za mną nie idzie. Gdy okazało się, że ciągle tam siedział szybko pokonałam schody i weszłam do pokoju. Bella spała przy nogach łóżka i pochrapywała, a lala tuż obok niej. Papużki nierozłączki i największe przyjaciółki od kiedy tu zamieszkałam. Chciałabym mieć właśnie taką przyjaciółkę, ale na razie mogę jedynie pomarzyć. Uśmiechnęłam się na widok psiaków i podeszłam do walizki. Usiadłam przed nią po turecku i rozpięłam boczną kieszonkę. Wyciągnęłam z niej portfel i zaczęłam liczyć.
  - 1.639 dolców – powiedziałam do siebie smutno. Gdy tu przychodziłam miałam kilka tysięcy, ale dokładam się tu do czynszu, kupuje jedzenie. Pieniądze znikały szybko przez ostatnie 6 tygodni. Spojrzałam na swoją kartę z bankomatu.
  - Ciekawe czy ojciec ją zablokował – wstałam z portfelem w ręku. Zabrałam z materaca, na którym śpi Luke jego bluzę i wyszłam z pokoju wkładając portfel do tylniej kieszeni spodni. Zbiegłam po schodach i udałam się do wyjścia.
  - Zaraz wracam – powiedziałam by podpuścić chłopców do wyjścia z domu.
  - CO?! – krzyknęła cała trójka jak na komendę. Ich oburzenie wywoływało ostatnio u mnie niesamowite salwy śmiechu. Ciągle siedzieli cicho, ale jak chciałam gdzieś iść sama byli jednogłośni, a co najzabawniejsze mówili praktycznie to samo i w tym samym momencie. Strasznie się zmienili. Spoważnieli i jakby to ująć trochę wydorośleli. Nie pasowało to do nich za nic. Oni byli wiecznie pięciolatkami biegającymi z bujną wyobraźnią i zboczonymi myślami.

  - Idziemy z tobą – bracia zaczęli na szybko ubierać się. Chwilę później byli gotowi do wyjścia.
  - A tak w ogóle to gdzie idziemy ?
  - Do centrum handlowego – uśmiechnęłam się do przyjaciela. Beau szedł po mojej lewej stronie, po prawej obejmował mnie Lu, a Jai szedł z boku jakiś wyraźnie przybity. Nie wiedziałam o co chodziło, ale czułam, że muszę mu pomóc.
  - Cors naprawdę masz ochotę na zakupy ? – Beau powiedział niezadowolony. Nawet nie wiedział po co tam szłam. Od razu stwierdził, że na zakupy, a tak naprawdę szliśmy by przypomnieć całej trójce, że na tym świecie istnieje również śmiech i dobra zabawa. Tęskniłam za dawnymi wygłupami. Kiedyś tylko to się dla nich liczyło, a dziś zapomnieli po co żyją. I to było moje zadanie. Przywrócić im dawne uśmiechy i poczucie humoru.

  - Zobaczysz – puściłam mu oczko i weszliśmy przez przesuwane drzwi do środka.
  - Dobra to gdzie chcesz iść ? – rozejrzałam się po centrum. Moją uwagę przykuły ruchome schody. Szybko uciekłam im i zaczęłam wbiegać schodami, które zjeżdżały w dół. No nie powiem bieg tymi schodami w górę wymaga wysiłku, ale po niecałej minucie pokonałam je. Chłopcy dalej stali na dole i patrzeli na mnie nie wzruszeni. Oni zupełnie zapomnieli co to dobra zabawa.
  - Zepsujesz schody – uniosłam brew do góry.
  - Do góry już! – krzyknęłam. Całe szczęście ochroniarzy gdzieś wywiało, więc mogliśmy się powygłupiać. Ostatnio na wejściu zostaliśmy wyrzuceni, więc miałam plan szaleć tym razem ile się da. Chłopcy ruszyli do schodów jadących w górę. No pokurwiło was – pomyślałam i kiedy byli w połowie, ja zaczęłam zjeżdżać w dół z nadzieją, że podłapią haczyk i zaczną biec w dół. Na całe szczęście wyszło mi to. Zaczęli zbiegać w dół, a ja poczułam mały sukces. Ale zanim doszli na sam dół uciekłam im w kierunku części jadalnej. Pełno stolików i żarcia. Ukryłam się za jedną z wielkich donic ustawionych koło gigantycznych filarów i patrzałam na poczynania rodzeństwa. Zaczęli mnie szukać. Na początku poważnie i bez humoru z czasem jednak chłopcy jeden po drugim zaczęli brać to jako zabawę. Luke zrobił z dłoni pistolet, a Jai i Beau udawali ninja. Zaczęli skakać po krzesłach i stolikach. Wykorzystałam moment, gdy byli w miarę daleko ode mnie i podeszłam do bankomatu stojącego w pobliżu. Język, pin i stan konta. Pieniądze dalej były, a karty nie wciągło czyli nie była zablokowana. Wypłaciłam z niej tysiąc dolarów i wróciłam na swoje dawne miejsce. Chłopcy wciąż nieudolnie mnie szukali dlatego zlitowałam się, podeszłam do jakiegoś gościa w nerdach i usiadłam naprzeciw niego. Na początku myślałam, że on tylko dla żartów nosi okulary, ale chwilę później stwierdziłam – siedzę obok kujona. Chłopak spojrzał na mnie przerażony. Miał na sobie sweterek wydziergany pewnie przez babcię na drutach, pod tym koszulę i sztruksowe spodnie wysoko uniesione. Jego włosy były jednym wielkim zbiorowiskiem tłuszczu z domieszką łupieżu. Uśmiechnęłam się do niego pomimo odrzucającego wyglądu.
  - Skarbie jesteś taki nieczuły – zrobiłam mu scenkę – Ja myślałam, że w końcu będę mogła zrobić ci loda, a ty dalej o tych pierwiastkach ! – wstałam „oburzona” i ruszyłam przed siebie zabierając mu frytki. Wszyscy dookoła patrzeli to na mnie, to na chłopaka. Było mi go nawet szkoda, ale cóż życie. Brooksowie stali jak wryci wpatrując się we mnie kiedy mijałam ich. Kilka chwil później dołączyli do mnie. Wyrwali mi frytki i zaczęli jeść. Gdy Lukey i Beau rozmawiali ja pociągłam na bok Jai’a.

  - Jai co jest ?
  - Nic
  - Tak, a ja jestem ułomna
  - Ariana
  - Co z nią ? – spytałam zmatwiona.
  - Nic tylko przez te akcję z Trevorem nie widziałem jej miesiąc – westchnęłam.
  - A gdzie ona teraz jest ?
  - U siebie w domu, a gdzie ma być ?
  - Załatwię to – przytuliłam chłopaka i dołączyliśmy do pozostałej dwójki.

      Rzuciłam się na łóżko po męczących wybrykach z chłopakami. Po akcji z frytkami wpadliśmy jeszcze po Jamesa i Daniela. Wygłupialiśmy się w parku i ogólnie spędziliśmy miłe po południe i wieczór. Moje starania nie poszły na marne. Ciągle się uśmiechali. Było jak kiedyś. Wszystko takie beztroskie i kolorowe. To właśnie było nam potrzebne. Śmiech by dawne czasy powróciły. Za tym najbardziej tęskniłam przez ostatni czas. Na mojej twarzy ponownie pojawił się uśmiech na samo wspomnienie. To było takie piękne.

      Drzwi do pokoju się otworzyły. Obróciłam głowę do nich by zobaczyć kto je otworzył. Luke Anthony Mark Brooks. Stał w samych bokserkach. Wiedziałam dobrze, że nie ma jakichś zboczonych zamiarów to była po prostu jego piżama, ale sam widok jego bez ubrań jedynie w bieliźnie powodował, że moje serce przybierało niesamowitej prędkości. Podszedł do łóżka. Od razu odsunęłam się w bok by zrobić mu miejsce. Sama nie wiedziałam po co ten materac dalej leży obok łóżka kiedy jest nieużywany. Mógł dobrze zajmować miejsce w piwnicy lub garażu, z którego go sprowadziliśmy. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Ten uśmiech był inny od tych, które widywałam przed snem. Był taki promienny i zaraźliwy. Lu był szczęśliwy
  - Dziękuję – powiedział cicho głaszcząc mnie po policzku. Poczułam nagłą chęć bliskości. Przytuliłam go, a chwilę później wpiłam się w jego usta. Nie wiem co mnie naszło. Całowałam go łapczywie jakby zaraz miał zniknąć. Miesiąc temu uderzyłabym się z liścia i zaczęła wydzierać co ja robię, ale teraz ? Teraz chciałam więcej i więcej. Hormony zaczęły we mnie buzować. Uniosłam się i usiadłam na nim okrakiem jedynie schylając się by móc dalej go całować. Moje dłonie powędrowały na jego tors, a jego na moje biodra. Byłam pewna, że to do czego nieświadomie dążę podoba mu się. Moje pocałunki zaczęły schodzić coraz niżej. Zaczęłam go całować po szyi robiąc na niej malinki. Mój cel? Pokazać mu, że jestem jego, że to nie były puste słowa, że słowo „ Kocham cię” nie było rzucone na wiatr. Delikatnie zagryzałam skórę na jego szyi, a gdy zrobiłam to mocniej on zacisnął dłonie na moich pośladkach wywołując u mnie cichy jęk. Ta gra zaczęła mi coraz bardziej wpadać w gust.


_______________________________

Wiem, że krótki, ale teraz od was będzie zależeć czy ma to być SEX STORY czy CRIMINAL STORY czy CRIMINAL/SEX STORY. Z boku macie ankietę. Następny rozdział mam napisany w obu ( cri/sex) wersjach. Od was zależy który jutro dodam ;) 

piątek, 13 września 2013

Chapter 29


      Gdy Trevor wyszedł z pokoju zaczęłam się szarpać w sznurach z nadzieją, że poluzują się choć trochę. Nie wiem czy ta nadzieja miała jakiekolwiek szanse, ale zawsze można było spróbować. To tylko sznury. Po pewnym czasie pewnie ustąpią mi. Kiedyś w końcu powinny. Kilkunasto minutowe szarpanie ich w każdą stronę zaczynało dawać efekty. Sznury lekko popuszczały. Lecz przez ten czas nie było za wesoło za drzwiami. Co chwila coś trzaskało i można było usłyszeć jęki. Domyśliłam się, że moje wymarzona odsiecz nie miała zbytnich szans z Trevorem i Theo. Do moich oczy napłynęły łzy, gdy wyobraziłam sobie, któregoś z chłopaków bitego lub chociażby związanego. To łamało moje serce. Przyjaciel, który cierpiał przeze mnie. Jeśli by tak się stało nie mogłabym sobie tego wybaczyć. Nagle trzasnęły drzwi usłyszałam jakby ktoś ciągnął duży worek lub nie daj boże jakąś osobę po ziemi.
  - Theo kutasie pomóż mi – Trevor wydarł się. Kolejne trzaśnięcie. Zaczęłam histerycznie szarpać sznur. Chciałam się uwolnić. Teraz, zaraz.
  - Kurwa Trevor gdzie masz ten sznur ?! Pewnie wszystkie użyłeś na tę małą kurwę
  - To nie jest kurwa! – syknął. Jad wychodzący z jego głosu można było poczuć, aż tu. On naprawdę wierzył, że należę do niego. Normalna osoba po straceniu ukochanej osoby była by smutna, przybita jakiś czas. Chodziła bez humoru po zobaczeniu tej osoby z innym. Trevor zachowywał się jak psychopata. W kółko powtarzał, że należę do niego. Robił ze mną co chciał i traktował zupełnie bez szacunku. Jak dla mnie był psychicznie chory i to bardzo. Tego nawet wyleczyć by się nie dało. W dodatku mieszanki alkoholu i narkotyków jakie zażywał codziennie wplątywały go bardziej. Był stracony. Dla mnie jak i dla reszty świata. Nie dało się go uratować. Może nie jestem psychologiem, ale moje wizyty w gabinecie dały mi kilka lekcji na temat ludzkiego rozumu i spokojnie mogłam dziś stwierdzić to co wcześniej. Dla niego jest już za późno.

      Szarpanie sznurów dało mi wymarzony efekt. Potrafiłam wyswobodzić ręce z mocnych wiązań , a następnie uwolnić i nogi. Odziana jedynie w bieliznę podbiegłam do okna. Starałam się otworzyć je kilkanaście sekund. Nic to nie dało. Podbiegłam do przeciwległego. Także identyczny efekt. Byłam stracona. Podeszłam powolnymi krokami do drzwi. Usłyszałam dość niewyraźną rozmowę z blondynem. Zdziwiło mnie to. Wcześniejsze krzyki chłopaka i Theo można było usłyszeć w nadmiar wyraźnie.

  - Nie wierć się Brooks. Nic ci to nie da – Brooks ? Zadałam sobie prawie bezdźwięcznie pytanie i przysłuchiwałam się dalej rozmowie. Chciałam wyczuć moment by wejść w takim momencie, który da mi większe szanse
  - Gdzie Corin ?! – Akcent Lu był wyczuwalny w każdej literce, którą wypowiadał. Pomimo sytuacji w jakiej się znajdowaliśmy jego głos sprawiał, że przez moje ciało przechodziły dreszcze, a żołądek przeżywał swój prywatny huragan Katrina. Nie wiem co ten chłopak w sobie ma, ale nie potrafiłam inaczej. Niszczył moją świadomość istnienia i to całkiem nieświadomie.
  - Czeka na mnie. Nawet nie wiesz jak seksownie wygląda w samej bieliźnie – słowa blondyna przywróciły mnie do świata żywych. On tu szedł i to pewny siebie.
  - Trevor frajerze! – zanim klamka drzwi została naciśnięta usłyszałam jęk jak gdyby ktoś go uderzył. Moje pięści ścisnęły się. Gdy drzwi zostały otwarte ja uderzyłam w nie z całej siły przez co Trev upadł na ziemie lekko oszołomiony. Ja wybiegłam ile sił z pokoju i podbiegłam do nieprzytomnego Luke’a.
  - Luke ! Luke! – panicznie krzyczałam uderzając go w policzki z nadzieją, że zaraz się obudzi. Zaczęłam krzyczeć coraz głośniej. Jego powieki delikatnie zaczęły się poruszać, ale zanim otwarł je całkowicie poczułam czyjeś dłonie w pasie.
  - Skarbie jeśli chciałaś przy kimś to zrobić wystarczyło powiedzieć – Jedną ręką trzymał mnie wystarczająco silnie bym nie mogła mu uciec za to drugą zaczął rozpinać spodnie. Luke otrzeźwiał całkowicie.
  - Przestań ! – szarpałam się w każdą stronę. Uderzałam go pięściami gdzie tylko potrafiłam. Jednak nic to nie dawało, a wręcz go rozbawiało. Luke szarpał się na krześle, ale i to było po chwili wstrzymane, gdyż Theo przyłożył mu pistolet do skroni.
  - Nie ruszaj się skurwielu mały i patrz – syknął dredziarz i z dumą patrzył na poczynania wspólnika. Ten nie tracił czasu. Gdy spodnie wraz z bokserkami znalazły się na ziemi zabrał się za mnie. Położył mnie na ziemi przyciskając swoim ciałem. To był najgorszy kontakt świata. Tyle razy wyobrażałam sobie jak to będzie wyglądać. Zawsze w mojej wyobraźni widniał obraz mojej sypialni, świec, kadzidełek i romantycznego klimatu. Chciałam by to wszystko miało w sobie jakąś cudowną magię. By chłopak był delikatny. Niewinny. Czuły. W zamian za moje marzenia otrzymałam psychopatę w ruderze i nachalny seks. Jego usta łapczywie całowały moją szyję, robiąc na niej malinki jedna, po drugiej. Jedną dłonią objął mnie w talii bym mu nie uciekła, a drugą zaczynał dobierać się do dolnej części bielizny. Wsunął dłoń pod moje majtki i powoli napawając się swoją psychiczną fantazją ściągał mi je. Z każdą sekundą zaciskałam nogi coraz bardziej. Przekręciłam twarz w prawą stronę by spojrzeć na Lu. Płakał. Tak jak ja. Był cały czerwony i sparaliżowany przez przystawioną broń. Powiedział nieme „ Kocham cię”. Zrobiłam to samo. Nie byłam tego pewna, ale nie potrafiłam kłamać. Mój mózg chyba nieświadomie uwolnił we mnie to co do niego czułam. Odpychałam jego klatkę piersiową, a resztą ciała starałam się odsuwać od nachalnego osobnika. Odchylałam twarz, gdy ten zbliżał się z pocałunkami do niej. Przesuwałam biodra i nogi, gdy chciał na nie położyć dłoń.

  - Skarbie jestem lepszy od tego frajera – mruknął przy uchu przerywając kolejną malinkę.
  - Nigdy nie będziesz od niego lepszy szmaciarzu – zebrałam w sobie wszystkie siły i uderzyłam kolanek w jego krocze z całej siły. Chłopak zwinął się zsuwając na podłogę z mojego ciała. Wykorzystałam moment i wstałam wciągając na ciało bieliznę, która była w połowie ud. Lecz ledwo co wstałam, a już byłam na celowniku drugiego z ćpunów.
  - Nie ruszaj się szmato – Theo podszedł o do mnie i wykorzystując sytuację złapał mnie za piersi i usadził na drugim krześle. Przywiązał mnie do niego i postawił tak bym była centymetry od Brooksa, ale nie mogła go dotknąć. Podszedł do Trevora zakładającego spodnie i zaprowadził go w kąt i zaczęli o czymś z nim dyskutować.
  - Lu ja przepraszam byłam taka głupia myśląc… - chłopak przerwał mi pociągając nosem.
  - Cors uspokój się mamy małe szanse by się stąd wydostać – rozejrzał się po pomieszczeniu.
  - A chłopcy ? – szybko spytałam na tyle głośno by bliźniak usłyszał mnie, a oprawcy nie.
  - Jadą, ale nie wiem czy trafią właśnie tu
  - Luke musimy wierzyć – spojrzałam na niego z poważną miną. Nie mogliśmy nie wierzyć. To był nasz jedyny ratunek.
  - Corin ?
  - Tak ?
  - Wiem, że ten moment nie jest idealny, nie romantyczny i w ogóle, ale czy zostaniesz moją dziewczyną ?
  - Luke nie myśl, że to koniec
  - Corin, a jeśli ?
  - Nie ma jeśli ci frajerzy zdążą muszą – Theo bez słów wyszedł, a my zostaliśmy z półnagim Trevorem.
  - Więc gołąbki… - zaczął i podszedł do mnie – … jakie plany na dziś ? Bo widzę, że z seksu nici – uśmiechnął się złośliwie. Podszedł do mnie i przykucnął przy mnie. Jego ręka ponownie dzisiejszego dnia powędrowała na moje uda i zaczęła wędrować po nim. Zagryzłam ze złości dolną wargę by nie powiedzieć czegoś co mogło by teraz go rozwścieczyć. Spojrzałam na Brooksa starając się uspokoić. Luke patrzył na mnie dziwnie pewien siebie. Puścił mi oczko dając tym pewność, że ma plan.
  - To jak skarbie, a może jednak ? – jego ręka wylądowała ekstremalnie blisko mojej kobiecości. Luke jak gdyby był jakimś supermanem wstał i łapiąc w dłonie krzesło zrobił zamach i uderzył w tył głowy chłopaka przez co w dość dwuznaczny sposób opadł twarzą na moje nogi. Krzesło roztrzaskując się na kawałki upadło w całości na ziemię, a Luke szybkim ruchem zrzucił ze mnie blondyna. Gdy ten leżał na ziemi szybko podszedł do niego z sznurami, którymi był związany i związał go tak jak wcześniej robił to nieprzytomny Trevor ze mną. Gdy Trev był mocno związany na ziemi Lu podbiegł do mnie i szybko zaczął mnie rozwiązywać. Ja pierwszą rzecz jaką zrobiłam było przytulanie się z całej siły do chłopaka. Potrzebowałam tego jak niczego innego. Chciałam go prostu przytulić i upewnić się, że jest tu ze mną i to nie złudzenie. Zarzuciłam ręce przez jego ramiona i przyciągnęłam całe ciało do siebie. Jedną dłoń zacisnęłam w pięść na jego włosach, a druga położyłam na karku. Zaciągnęłam się jego zapachem i bez powodu rozpłakałam się. Ten nawał emocji wypłynął ze mnie niczym woda z kranu. Luke objął mnie w talii najmocniej jak potrafił – przez co nie potrafiłam czasem złapać powietrza – i staliśmy tak chwilę. Odsunęłam się od niego i zetknęłam nasze czoła. Spojrzałam w jego oczy, które chwilę później spoczęły na moich ustach by kilka sekund później połączyć je ze swoimi. Może minął jeden dzień, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że stęskniłam się za jego ustami. To co wydarzyło się przez te kilkanaście godzin uświadomiło mnie w tym, że Lukey jest mi bliski. Bardzo bliski i dzień bez niego jest dniem zmarnowanym. Jego usta atakowały moje, a ja własnowolnie oddawałam się. Wiem, że to co przeżyłam dziś powinno mnie odrzucić od wszelkich czułości ze strony płci męskiej, ale to był Luke nie Trevor. Luke był tym, któremu mogłam oddać wszystko co miałam i być pewna, że nie robi tego dla mojego stanu konta, a dla mnie.

  Wtulona w Luke’a usłyszałam strzał za drzwiami. Podskoczyłam na sam dźwięk wystrzału. Odsunęliśmy się od drzwi. Luke szybko ściągnął z siebie bluzkę widząc jak bardzo trzęsę się z zimna i podniósł z podłogi kawałek nogi krzesła do obrony. Nie mieliśmy nic więcej. Szybko założyłam na siebie bluzkę chłopaka i stanęłam za nim. Osłaniał mnie, gdy staliśmy za drzwiami. Powoli zaczęły się otwierać. Usłyszałam kroki kilku osób. Widzieliśmy ich cienie. Na dworze zaczynało świtać przez co można było ujrzeć, że stoją tam cztery osoby. Ciarki mnie przeszły kiedy pomyślałam, że to koledzy nieprzytomnego chłopaka leżącego na ziemi, ale po chwili przyglądania się cieniom stwierdziłam, że nasza odsiecz przybyła trochę późno. Luke wyczuwając moment kiedy chłopcy weszli trzasnął drzwiami i z początkowo postawą na „polującego człowieka pierwotnego” przywitał chłopaków. Sekundy później rozpoznał ich.
  - Luke! Corin ! – Beau krzyknął. Podbiegł do mnie i mnie przytulił – Boże martwiłem się.
  - Uważajcie jest tylko nieprzytomny i przy okazji związany – pokazałam na Trevora odsuwając się od przyjaciela.
  - Spokojnie nie obudzi się przez jeszcze godzinę – James sprawdził w jakim stanie jest blondyn.
  - Spadajmy stąd – Luke podszedł do mnie i objął mnie. Ja odruchowo wtuliłam się w niego.
  - Chodźcie – Jai wyprowadził naszą dwójkę i ruszyliśmy do samochodu Brooksów. Jai prowadził, a ja z drugim bliźniakiem siedziałam przytulona na tylnych siedzeniach. W drugim samochodzie jechała reszta. Gdy samochód wyjechał z tego przeklętego lasu poczułam gigantyczną ulgę.  


_______________________________

Powiem wam jedno : Nienawidzę swojego zdrowia. Od środy chodzę i pociągam nosem, kicham i kaszlę w dodatku ledwo co mówię. Sama nie wiem czy to wina deszczu czy tego, że moja posrana klasa otwiera okna na ościerz, gdy osoby siedzące pod nimi stanowczo tego odmawiają. Tak to ja jestem tą osoba pod oknem. Szybko łapie choroby i nie mam ochoty chodzić jak to właśnie robię, ale ta banda idiotów i półmózgów myśli, że jak zarechota jak koń to będzie super. Szkoda mi do nich słów. Choć poza tymi minusami jest jeden plus. W środę byłam na Dary Anioła: Miasto Kości. Najcudowniejszy film 4Ever + Zajebiste ciacha w postaci Jamie Campbell Bowera, Kevina Zegersa ( którego wielbię od kilku dobrych lat ) i Roberta Sheehana ( który jest taki boski, że kituję w dodatku idelanie zagrał w Killing Bono )

Dziękuję ci Klaudia za to, że poszłaś ze mną. 

Dobra wracajmy do bloga. 

Co sądzicie o takim rozdziale ? 
Chciałam opisać gwałt Trevora, ale końcowo zdecydowałam się na wkurzoną Corin i nieprzyjemnie potraktowane krocze. 
Dokonałam dobrego wyboru? 

+ Dziękuję za 7 komentarzy. To jak dotychczas największa ilość i naprawde czytając wasze komentarze robi mi się tak miło, że ni umiem tego opisać 

++ Może chcecie być informowani? 
Niestety 2 osoby zmieniły na TT nick przez co nie mogę ich informować, ale może jest ktoś jeszcze chętny ? Piszcie ja nie gryzę ;)

Ok well. To chyba wszystko. Do napisania ♥

poniedziałek, 9 września 2013

Chapter 28


   *POV Luke*

      Złość rozpierała mnie od środka przez co między innymi nie potrafiłem otworzyć drzwi czy włożyć kluczyk do stacyjki. Rzuciłem nimi kiedy to kolejny raz nie potrafiłem trafić. Z bezsilności do moich oczu napłynęły łzy.
  - Kurwa! – uderzyłem pięściami o kierownicę i zakryłem je. Musiałem się opanować inaczej zamiast pomóc Cors mogłem rozbić się na pierwszym lepszym drzewie.
  - Luke! – usłyszałem głos matki. Tego teraz było mi najmniej potrzeba by słuchać jej kazań. Szybko zgarnąłem kluczyki z podłogi i z piskiem opon ruszyłem z podjazdu domu. Starałem się kontrolować oddech. Do mojej głowy ponownie tego dnia zaczęły napływać myśli co ten psychopata może z nią zrobić. Bałem się, że mogę się zgubić, pomylić drogę lub nie zdążyć. Starałem się za każdym razem je odrzucać. Nie mogłem dopuścić do siebie tego, że ona może być skrzywdzona. Nie potrafiłem znieść jej płaczu co dopiero pozwolić komuś ją zranić. Jeszcze nie byliśmy parą, a ja nie potrafię jej obronić. To by było równoważne z tym, że gdy uda nam się być razem może być gorzej. Jadąc samochodem zakręcałem tak, by dostać się do lasu, który – jak miałem nadzieję – był tym, gdzie kiedyś jeździłem z braćmi i przyjacielem. Próby by odtworzyć daną trasę jednak mnie zawiodły. Jedyne miejsce gdzie natrafiłem jadąc tak jak mówiła mi pamięć było kompletnym odludziem ogrodzonym z każdej strony. Typowa wybijalnia kangurów. Jedno z znienawidzonych przeze mnie miejsc. Kochałem te zwierzęta, a one były okrutnie mordowanie z zimną krwią. Gdyby miał jakiś na to wpływ dał bym te broń tym zwierzętom, a nie łowcom. Widząc jednego panicznie skaczącego przed siebie wyobraziłem sobie przerażoną teraz Corin. Co musiała teraz przeżywać sam na sam z tym szaleńcem. Szybko zawróciłem z miejsca i ruszyłem w powrotną drogę.

      Po kilku próbach odnalezienia miejsca sugerując się jedynie pamięcią postanowiłem skorzystać z mapy. Wiem jestem bardzo bystry. Mogłem to zrobić już na początku. Ale nie dziwcie się. Jest godzina 5 nad ranem i mój mózg coraz wolniej pracuje przez co efekty są takie jak widać. Wyciągnąłem rękę do schowka by wyciągnąć mapę Melbourne. Wziąłem także mazak by zakreślić nim najkrótszą drogę do potencjalnego lasu. Choć szczerze to u nas było kilka nie zbyt imponujących rozmiarów. Jesteśmy w końcu w Australii tu mamy tysiące kangurów, a nie miliony imponujących lasów*. Spojrzałem na kawałek papieru i od razu zauważyłem drogę, która przypominała mi tę z dzieciństwa. Zaznaczyłem mazakiem ją, położyłem na fotelu obok i ruszyłem. Strasznie bałem się, że coś znowu pomyliłem. Czasu było coraz mniej, a ja błądziłem bez sensu po ulicach, o których istnienia nie wiedziałem.

   *POV Beau*

  - Luke znikł! – krzyk brata wybudził mnie ze snu. Szybko stanąłem na równe nogi i wybiegłem niczym oparzony z pokoju. Nie potrafiłem uwierzyć, że ruszył bez nas.
  - Luke!
  - Przecież mówię, że go nie ma! – Jai oburzył się cały czerwony ze złości chociaż znając go sądzę, że najzwyczajniej w życiu popłakał się. Muszę przyznać miał słabe nerwy i był strasznie emocjonalny i nie tak odważny jak reszta, ale kochaliśmy go i nie było opcji, żeby to nas poróżniło.
  - Musimy go poszukać – James powiedział szybko cały roztrzęsiony.
  - Myślisz, że go znajdziemy ? – Skip jak zwykle wyskoczył ze swoim brakiem optymizmu.
  - Zawsze możemy spróbować – Yammouni wzruszył ramionami.
  - A może do niego zadzwonimy ? – wyskoczyłem przerywając im. To był pierwszy pomysł, który przyszedł mi do głowy. Byłem pewien, że wziął ze sobą telefon. Innego wyjścia nie było bo był do niego przyklejony 24h. Wyciągnąłem z kieszeni spodni telefon i wybrałem numer brata. Pierwszy sygnał, drugi …
  - „Halo ?” – Usłyszałem jego zdenerwowany głos. Czułem, że tak będzie, ale wciąż dziwiło mnie to, że pojechał bez nas.
  - GDZIE KURWA JESTEŚ!? – musiałem dać upust swojemu zdenerwowaniu. Może nie było to na miejscu bo krzyk tu nic nie wskóra, ale nie umiałem inaczej.
  - „Po pierwsze nie wydzieraj się, po drugie w lesie. Obserwuję domek, do którego rodzice Trevora nas kiedyś zabierali. Ten przydupas Theo stoi przed nim. Tam musi być Corin” – Jego nadzieja w głosie była wyczuwalna. On w to po prostu wierzył i to mu wystarczało. To jak Corin go zmieniła można było wyczuć na odległość milion kilometrów, a on po prostu się zakochał.
  - Luke zostań tam i czekaj na nas – w tle usłyszałem jakiś krzyk. Przez moje ciało przeszły mnie ciarki. Ten głos przypominał mi głos Corin. Tam działo się coś złego.
  - „Nie mogę czekać. Ona też nie” – Rozłączył się. Pobiegłem na podjazd, ale samochodu nie było. Przecież Luke go wziął – ukarałem się w myślach i spojrzałem w kierunku domu.
  - Skip samochód!
  - A gdzie … Dobra! – chciał powiedzieć „ wasz”, ale przypomniał sobie, że Luke zniknął. Biegiem ruszyliśmy pod dom Sahyounie. Wpakowaliśmy się całą czwórką do samochodu i ruszyliśmy z piskiem opon.

   *POV Luke*

      Wysiadłem z samochodu, gdy rozpoznałem drogę. Zamknąłem auto i ruszyłem pieszo, aby się nie zdemaskować. Kiedy byłem już w miarę blisko domku zadzwonił mi telefon.

  - Halo ? –
  - „GDZIE KURWA JESTEŚ!?” – Beau jak zwykle musiał się na mnie wyładować. Na święta ma zagwarantowany worek treningowy.
  - Po pierwsze nie wydzieraj się, po drugie w lesie. Obserwuję domek, do którego rodzice Trevora nas kiedyś zabierali. Ten przydupas Theo stoi przed nim. Tam musi być Corin – zacisnąłem pięść ukrywając się za stertą kawałków drewna ustawionych jeden na drugim. Lekko wychylałem co chwila głowę by sprawdzić czy ten idiota nie idzie się odlać czy coś. W końcu kiedyś musi, a ja wykorzystam to by go obezwładnić.
  - „Luke zostań tam i czekaj na nas” – Usłyszałem krzyk już nie mogłem czekać, aż ten baran ruszy swoją zasraną dupę, tylko musiałem ruszyć do akcji. Wybiegłem zza kupki drewien i rzuciłem się na Theo z pięściami. Zacząłem uderzać go gdzie tylko potrafiłem. Krzyki dziewczyny ustały, a ja jak w jakimś transie nie potrafiłem przestać wyżywać się na chłopaku. W pewnym momencie poczułem uderzenie w tył głowy. Straciłem przytomność.

   *POV Corin*  

      - Skarbie teraz będzie i mnie i tobie dobrze – Trevor sięgnął do paska i zaczął go powoli rozpinać. Moje przerażenie z sekundy na sekundę robiło się coraz większe. Wszystkie mięśnie się spinały, a ja starałam się uwolnić od sznurów ciągnąc je z całej siły. Jednak to nic nie dawało. Byłam związana zbyt mocno by mieć jakiekolwiek szanse na uwolnienie się. Zaczęłam dławić się płaczem. Tak bardzo Nie chciałam tego doświadczyć. Miałam nadzieję, że to zwykły koszmar i zaraz obudzę się na łóżku Beau lub na podłodze, ponieważ chłopcy zrobili mi kolejny głupi żart. Zaczęłam bełkotać coś przeplatając to z krzykiem, gdy chłopak zbliżał się do mnie pozbawiając siebie, a następnie mnie ubrań. Leżałam już w samym staniku i majtkach, gdy usłyszałam krzyk na zewnątrz domu. Czułam w środku, że to chłopcy. Wiem, że to może głupio zabrzmieć, ale nie chciałam by Trevor je usłyszał. Co mogło równać się z dalszymi jego krokami, ale przynajmniej uratowaliby mnie. Skończyło by to się i mogłabym wrócić z nimi do domu. Do Belli. Do Giny. Do Taty. Chłopak niestety usłyszał to. Założył spodnie na siebie i zostawił mnie związaną w samej bieliźnie na łóżku.

   *POV Luke*

      Obudziłem się przywiązany do jakiegoś krzesła. Zacząłem się szarpać, ale poskutkowało to jedynie silnym uderzeniem w brzuch.

  - Nie wierć się Brooks. Nic ci to nie da – usłyszałem głos Trevora. Był wypełniony taką pewnością siebie i cholerną radością, że mnie złapał. Byłem na straconej pozycji, ale przynajmniej teraz wiedziałem co ten skurwiel w danym momencie robi. Dodatkowo chłopcy tu jadą, więc ten horror niedługo może się skończyć. Jedyne co mnie męczyło to poczucie, że chłopcy mogą najzwyczajniej w świecie zgubić się tak jak ja to zrobiłem. Wtedy bylibyśmy straceni. Nie mogłem tak myśleć. Oni musieli zdążyć i tyle.
  - Gdzie Corin ?! – wydarłem się na całe pomieszczenie ponownie szarpiąc się. Nie mogłem pokazać, że boję się go, a związanie mnie oznaczało, że właśnie tak było. Inaczej nie związywał mnie i zmierzył się ze mną sam na sam.
  - Czeka na mnie. Nawet nie wiesz jak seksownie wygląda w samej bieliźnie – W tym momencie złość jeszcze bardziej we mnie wzbierała jak on mógł jej to chcieć zrobić ?! Jak mógł być, aż takim skurwielem ?! On nie jest pojebany! On jest chory psychicznie! Jak on może w ogóle myśleć o takim czymś jak seks z nią! Dobrze wiem, że dobrowolnie by mu się nie oddała. To jest Corin. Grzeczna, skryta w sobie, kulturalna i cicha Corin Garson. Ona się całować boi, a co dopiero uprawiać seks! Rozumie, że jest seksowna i w ogóle, ale to nie oznacza, że ona może robić z nią to co mu się podoba! Starałem się rozerwać sznury na moich rękach z jeszcze większą siłą, ale to dalej nic nie dawało. Chłopak stał i patrzył na mnie z dumą, po czym ruszył do pokoju łapiąc za klamrę z paska i zniknął za drzwiami sypialni.
  - Trevor frajerze! – wykrzyczałem na całe gardło. Teraz mogłem tylko robić jedno: Prowokować go słowami. Nie miałem już innej broni. Czułem się taki bezsilny słysząc kolejny raz jej krzyków. To łamało moje serce, ale równocześnie dodawało mi siły by jakoś się uwolnić. Zacząłem wykręcać nadgarstki w każdą stronę. Sznury powoli ustępowały. Ledwo co się uwolniłem, a już oberwałem w głowę. Kolejny raz straciłem przytomność.  

   *POV Beau*    

  - Tam skręć ! – pokazałem Danielowi kolejny zakręt, który zbliżał nas do tego przeklętego lasu. Zaczęło powoli się rozjaśniać, a my byliśmy w połowie Horroru. Z każdą sekundą miałem coraz to gorsze odczucia, że Luke wpadł, że Corin została zgwałcona lub co najgorsze, że mogą oboje nie żyć i właśnie być zakopywani gdzieś w środku lasu, gdzie nikt ich nie znajdzie

  - Zatrzymaj się! – krzyknąłem kiedy minęliśmy drzewo, które dobrze pamiętałem. Na nim złamałem pierwszy raz nogę. Tego nie można zapomnieć.
  - Co jest ?!
  - To tutaj – powiedziałem do chłopaka, a ten zgasił silnik i wyszliśmy. Zamknął samochód i ruszyliśmy do domku – Chłopcy sprzęt – wyciągnąłem zza paska spodni podręczny pistolet i cicho starając się nie deptać po patykach ruszyłem za stos drewnianych klocków. Najlepszy punkt obserwacyjny. Gdy w domku rozległ się trzask załadowałem pistolet i strzeliłem Theo – przybocznemu przydupasowi Trevora – w ramię. Ten padł na ziemię z jękiem, a my wkroczyliśmy do akcji. Mam nadzieję, że nie za późno.


*Jeśli mylę się co do lasów - które nie wiem czy wg istnieją w Melbourne - to wybaczcie mi, ale nie znam się zbytnio na Melbourne. Wiem tyle ile dam rade wyczytać.

Co sądzicie o takim rozwinięciu w akcji ?
Wiem. Nie jest to kolejne love story, jest tu akcja kryminalna i w ogóle, ale właśnie taki miałam zamiar zakładając to opowiadanie.
A właściwie to jak sądzicie ? Chłopcy zdążyli czy wpadli za późno ?

+ Mam małą prośbę, jeśli podoba wam się to opowiadanie to czy moglibyście polecić je znajomym ? Byłabym wdzięczna. Sama staram się je zareklamować jak największej ilości osób, ale w pojedynkę tego nie wygram ;)

Dziękuję, że czytacie to opowiadanie i do napisania ♥