czwartek, 19 września 2013

Chapter 30


      Od kilku dni atmosfera w domu zmieniła się diametralnie. Chłopcy nie mają swoich odpałów już tak często. Są strasznie nerwowi i spięci. Rzadko się uśmiechają co dodatkowo udziela się mi. Jak to niektóry mówią – zachowują się jakby mieli okres. Myślałam, że to przysłowie można przypisać jedynie kobiecie, ale teraz zmieniłam zdanie widząc ich. Ciągle chodzili nie w sosie, a gdy staram się ich rozbawić „gaszą” mnie. Jedyną osobą, która praktycznie się nie zmieniła była Ginna. Ona ciągle miała dobry humor i starała się zarazić nim chłopców pomimo ich dość niemiłych komentarzy typu „Jak masz być tak śmieszna to może wyjdź”. Nie jest to miłe, ale ja się im nie dziwię. Trevor po naszej ucieczce nie dawał oznak życia co równało się z tym, że to może być dopiero początek większych problemów. Spojrzałam na chłopaków siedzących na kanapie. Beau grał na telefonie, Jai przełączał kanały, a Luke kurczowo obejmował mnie ramieniem. Od kiedy wróciliśmy z lasu Lu ciągle był blisko mnie. Gdy gdzieś szłam on był kilka kroków za mną, gdy szłam z Ginną do kuchni pomagał nam gotować. Jedynym miejscem gdzie nie szedł za mną była ubikacja. Doszło nawet do tego, że zamienił się z Beau. Teraz to on śpi pod łóżkiem, które Beau poświęcił dla mnie. Nie śpi dosłownie pod nim, ale na materacu przystawionym do łóżka. To na początku było dosyć krępujące, ponieważ przyzwyczaiłam się do chrapiącego Beau, który często spadał z dmuchanego materaca lub wdrapywał się nieświadomie do mnie. Teraz, Lukey często zamiast spać na materacu, spał ze mną w łóżku i przytulał mnie całą noc. Nie, żeby mi się to nie podobało, ale wyobraźcie sobie, że kilka dobrych lat nie przytula was ktoś zbyt często, aż tu nagle całą noc ktoś przytula was najmocniej jak potrafi i nie chce puścić. Teraz jest to dla mnie normalne, ale wciąż nie padło to najważniejsze pytanie i nie wiem jak powinnam się zachowywać, gdy ktoś nas właśnie tak traktuje.

      Wstałam bez słowa, ale po chwili byłam ponownie pociągnięta na swoje poprzednie miejsce.
  - Gdzie idziesz ? – Luke spojrzał na mnie.
  - Do pokoju – ponownie wstałam i ku mojemu zdziwieniu Brooks dalej siedział w tym samym miejscu. To było co najmniej dziwne, ale wolałam się tym nie przejmować. Ruszyłam w kierunku schodów i nim je pokonałam sprawdziłam jeszcze raz czy chłopak za mną nie idzie. Gdy okazało się, że ciągle tam siedział szybko pokonałam schody i weszłam do pokoju. Bella spała przy nogach łóżka i pochrapywała, a lala tuż obok niej. Papużki nierozłączki i największe przyjaciółki od kiedy tu zamieszkałam. Chciałabym mieć właśnie taką przyjaciółkę, ale na razie mogę jedynie pomarzyć. Uśmiechnęłam się na widok psiaków i podeszłam do walizki. Usiadłam przed nią po turecku i rozpięłam boczną kieszonkę. Wyciągnęłam z niej portfel i zaczęłam liczyć.
  - 1.639 dolców – powiedziałam do siebie smutno. Gdy tu przychodziłam miałam kilka tysięcy, ale dokładam się tu do czynszu, kupuje jedzenie. Pieniądze znikały szybko przez ostatnie 6 tygodni. Spojrzałam na swoją kartę z bankomatu.
  - Ciekawe czy ojciec ją zablokował – wstałam z portfelem w ręku. Zabrałam z materaca, na którym śpi Luke jego bluzę i wyszłam z pokoju wkładając portfel do tylniej kieszeni spodni. Zbiegłam po schodach i udałam się do wyjścia.
  - Zaraz wracam – powiedziałam by podpuścić chłopców do wyjścia z domu.
  - CO?! – krzyknęła cała trójka jak na komendę. Ich oburzenie wywoływało ostatnio u mnie niesamowite salwy śmiechu. Ciągle siedzieli cicho, ale jak chciałam gdzieś iść sama byli jednogłośni, a co najzabawniejsze mówili praktycznie to samo i w tym samym momencie. Strasznie się zmienili. Spoważnieli i jakby to ująć trochę wydorośleli. Nie pasowało to do nich za nic. Oni byli wiecznie pięciolatkami biegającymi z bujną wyobraźnią i zboczonymi myślami.

  - Idziemy z tobą – bracia zaczęli na szybko ubierać się. Chwilę później byli gotowi do wyjścia.
  - A tak w ogóle to gdzie idziemy ?
  - Do centrum handlowego – uśmiechnęłam się do przyjaciela. Beau szedł po mojej lewej stronie, po prawej obejmował mnie Lu, a Jai szedł z boku jakiś wyraźnie przybity. Nie wiedziałam o co chodziło, ale czułam, że muszę mu pomóc.
  - Cors naprawdę masz ochotę na zakupy ? – Beau powiedział niezadowolony. Nawet nie wiedział po co tam szłam. Od razu stwierdził, że na zakupy, a tak naprawdę szliśmy by przypomnieć całej trójce, że na tym świecie istnieje również śmiech i dobra zabawa. Tęskniłam za dawnymi wygłupami. Kiedyś tylko to się dla nich liczyło, a dziś zapomnieli po co żyją. I to było moje zadanie. Przywrócić im dawne uśmiechy i poczucie humoru.

  - Zobaczysz – puściłam mu oczko i weszliśmy przez przesuwane drzwi do środka.
  - Dobra to gdzie chcesz iść ? – rozejrzałam się po centrum. Moją uwagę przykuły ruchome schody. Szybko uciekłam im i zaczęłam wbiegać schodami, które zjeżdżały w dół. No nie powiem bieg tymi schodami w górę wymaga wysiłku, ale po niecałej minucie pokonałam je. Chłopcy dalej stali na dole i patrzeli na mnie nie wzruszeni. Oni zupełnie zapomnieli co to dobra zabawa.
  - Zepsujesz schody – uniosłam brew do góry.
  - Do góry już! – krzyknęłam. Całe szczęście ochroniarzy gdzieś wywiało, więc mogliśmy się powygłupiać. Ostatnio na wejściu zostaliśmy wyrzuceni, więc miałam plan szaleć tym razem ile się da. Chłopcy ruszyli do schodów jadących w górę. No pokurwiło was – pomyślałam i kiedy byli w połowie, ja zaczęłam zjeżdżać w dół z nadzieją, że podłapią haczyk i zaczną biec w dół. Na całe szczęście wyszło mi to. Zaczęli zbiegać w dół, a ja poczułam mały sukces. Ale zanim doszli na sam dół uciekłam im w kierunku części jadalnej. Pełno stolików i żarcia. Ukryłam się za jedną z wielkich donic ustawionych koło gigantycznych filarów i patrzałam na poczynania rodzeństwa. Zaczęli mnie szukać. Na początku poważnie i bez humoru z czasem jednak chłopcy jeden po drugim zaczęli brać to jako zabawę. Luke zrobił z dłoni pistolet, a Jai i Beau udawali ninja. Zaczęli skakać po krzesłach i stolikach. Wykorzystałam moment, gdy byli w miarę daleko ode mnie i podeszłam do bankomatu stojącego w pobliżu. Język, pin i stan konta. Pieniądze dalej były, a karty nie wciągło czyli nie była zablokowana. Wypłaciłam z niej tysiąc dolarów i wróciłam na swoje dawne miejsce. Chłopcy wciąż nieudolnie mnie szukali dlatego zlitowałam się, podeszłam do jakiegoś gościa w nerdach i usiadłam naprzeciw niego. Na początku myślałam, że on tylko dla żartów nosi okulary, ale chwilę później stwierdziłam – siedzę obok kujona. Chłopak spojrzał na mnie przerażony. Miał na sobie sweterek wydziergany pewnie przez babcię na drutach, pod tym koszulę i sztruksowe spodnie wysoko uniesione. Jego włosy były jednym wielkim zbiorowiskiem tłuszczu z domieszką łupieżu. Uśmiechnęłam się do niego pomimo odrzucającego wyglądu.
  - Skarbie jesteś taki nieczuły – zrobiłam mu scenkę – Ja myślałam, że w końcu będę mogła zrobić ci loda, a ty dalej o tych pierwiastkach ! – wstałam „oburzona” i ruszyłam przed siebie zabierając mu frytki. Wszyscy dookoła patrzeli to na mnie, to na chłopaka. Było mi go nawet szkoda, ale cóż życie. Brooksowie stali jak wryci wpatrując się we mnie kiedy mijałam ich. Kilka chwil później dołączyli do mnie. Wyrwali mi frytki i zaczęli jeść. Gdy Lukey i Beau rozmawiali ja pociągłam na bok Jai’a.

  - Jai co jest ?
  - Nic
  - Tak, a ja jestem ułomna
  - Ariana
  - Co z nią ? – spytałam zmatwiona.
  - Nic tylko przez te akcję z Trevorem nie widziałem jej miesiąc – westchnęłam.
  - A gdzie ona teraz jest ?
  - U siebie w domu, a gdzie ma być ?
  - Załatwię to – przytuliłam chłopaka i dołączyliśmy do pozostałej dwójki.

      Rzuciłam się na łóżko po męczących wybrykach z chłopakami. Po akcji z frytkami wpadliśmy jeszcze po Jamesa i Daniela. Wygłupialiśmy się w parku i ogólnie spędziliśmy miłe po południe i wieczór. Moje starania nie poszły na marne. Ciągle się uśmiechali. Było jak kiedyś. Wszystko takie beztroskie i kolorowe. To właśnie było nam potrzebne. Śmiech by dawne czasy powróciły. Za tym najbardziej tęskniłam przez ostatni czas. Na mojej twarzy ponownie pojawił się uśmiech na samo wspomnienie. To było takie piękne.

      Drzwi do pokoju się otworzyły. Obróciłam głowę do nich by zobaczyć kto je otworzył. Luke Anthony Mark Brooks. Stał w samych bokserkach. Wiedziałam dobrze, że nie ma jakichś zboczonych zamiarów to była po prostu jego piżama, ale sam widok jego bez ubrań jedynie w bieliźnie powodował, że moje serce przybierało niesamowitej prędkości. Podszedł do łóżka. Od razu odsunęłam się w bok by zrobić mu miejsce. Sama nie wiedziałam po co ten materac dalej leży obok łóżka kiedy jest nieużywany. Mógł dobrze zajmować miejsce w piwnicy lub garażu, z którego go sprowadziliśmy. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Ten uśmiech był inny od tych, które widywałam przed snem. Był taki promienny i zaraźliwy. Lu był szczęśliwy
  - Dziękuję – powiedział cicho głaszcząc mnie po policzku. Poczułam nagłą chęć bliskości. Przytuliłam go, a chwilę później wpiłam się w jego usta. Nie wiem co mnie naszło. Całowałam go łapczywie jakby zaraz miał zniknąć. Miesiąc temu uderzyłabym się z liścia i zaczęła wydzierać co ja robię, ale teraz ? Teraz chciałam więcej i więcej. Hormony zaczęły we mnie buzować. Uniosłam się i usiadłam na nim okrakiem jedynie schylając się by móc dalej go całować. Moje dłonie powędrowały na jego tors, a jego na moje biodra. Byłam pewna, że to do czego nieświadomie dążę podoba mu się. Moje pocałunki zaczęły schodzić coraz niżej. Zaczęłam go całować po szyi robiąc na niej malinki. Mój cel? Pokazać mu, że jestem jego, że to nie były puste słowa, że słowo „ Kocham cię” nie było rzucone na wiatr. Delikatnie zagryzałam skórę na jego szyi, a gdy zrobiłam to mocniej on zacisnął dłonie na moich pośladkach wywołując u mnie cichy jęk. Ta gra zaczęła mi coraz bardziej wpadać w gust.


_______________________________

Wiem, że krótki, ale teraz od was będzie zależeć czy ma to być SEX STORY czy CRIMINAL STORY czy CRIMINAL/SEX STORY. Z boku macie ankietę. Następny rozdział mam napisany w obu ( cri/sex) wersjach. Od was zależy który jutro dodam ;) 

1 komentarz: