czwartek, 5 września 2013

Chapter 26


  - Mina tego gościa bezcenna - zaśmiałam się, gdy wyszliśmy z pizzerii. Chłopcy ciągle robili z siebie idiotów. Rzucali w siebie resztkami z pizzy i dodatkami, które ściągali z ciasta. Wyglądali jak świnie wypuszczone z chlewa. Myślałam, że nie można być bardziej brudnym, ale chyba jednak można było. Jai nie patrząc pod nogi potknął się i wywrócił wpadając w błoto. Mistrzu przebiłeś siebie. Wpadłam w atak śmiechu, który za nic nie potrafiłam powstrzymać. Zwinęłam się stojąc i śmiałam się na cały głos.
  - Boże ! Ja z wami .... nie ... nie ... nie umie! - jąkałam się przez śmiech. Mięśnie brzucha po chwili zaczęły mnie niesamowicie boleć ponieważ przez tych imbecyli cały czas miałam takie napady.
  - Jai aka pizda - James skomentował, a Daniel podał rękę Jaiowi.
  - Oj no nie bądźcie tacy, przecież każdy ma prawo się opiździć - sam zaczął się niesamowicie głośno dołączając tym do naszej grupki " debilnych głupawek". Jai z resztą po chwili nieudanego FOCHA (bez tłumaczeń typu " Fachowe obciąganie chuja") dołączył do nas. Wszystko było by pięknie, gdyby nie to, że przez ową głupawkę zachciało mi sie do ubikacji.
  - Chłopcy ja nie umie. Musze siku - krzyżując nogi podczas chodu - oczywiście wywołując tym śmiech u Janoskians aka idiotów - ruszyłam spowrotem do pizzerii. Uśmiechnęłam się do kelnerki, która nas obsługiwała i robiąc większe kroki weszłam do jednej z kabin.

      Po załatwieniu swoich potrzeb fizjologicznych podeszłam do lustra by poprawić się. Przez śmiech pod moimi oczami znalazły się spore ilości tuszu więc musiałam szybko naprawić swój makijaż. Tusz i błyszczyk poszły w ruch by przywrócić moją twarz do stanu "człowiek". Kilka muśnięć na rzęsach i ustach i wyglądałam przyzwoicie by móc pokazać się ponownie ludzkości nie przyprawiając ich o zawały lub masowe samobójstwa spowodowane moim wyglądem. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia, schowałam kosmetyki do kosmetyczki, a następnie plecaka i wyszłam trzymając go w ręku. Telefon schowałam jak zwykle do kieszeni lecz, gdy chciałam wyjść z części typowo "sanitarnej" ktoś zagrodził mi drogę.
  - Dzień dobry ponownie

*POV Beau*

  - Nie no rozumie, że jest dziewczyną, ale ile ona może w kiblu siedzieć - jęknąłem czekając z chłopakami kolejne pięć minut na Corin, która wyszła do ubikacji i wciąż nie wracała. Rozumie to dziewczyna ma te swoje babskie potrzeby jak makijaż, porządna higiena itd., ale 15 minut w łazience to jest już przesada.
  - Jak ci coś nie pasi to idź po nią - Skip powiedział leżąc na chodziku
  - A żebyś wiedział ! - krzyknąłem i wszedłem do lokalu od razu bez żadnych zahamowań kierując się do damskiej łazienki. Jednak zanim tam doszedłem zauważyłem koło gaśnicy plecak dziewczyny. Zaalarmowany złapałem go i ruszyłem do łazienki. Otwierałem kabina po kabinie ( swoją drogą na szczęście były puste ) i w żadnej nie było dziewczyny. Wybiegłem z pomieszczenia i ruszyłem na salę. Tam również jej nie było. Zrobiło mi się gorąco, a w głowię się zakręciło. Nigdzie jej nie było. W mojej głowie przeskakiwały najgorsze scenariusze. Od porwania, poprzez gwałty i zabójstwo. Obiecałem jej, że będzie bezpieczna, że nic się jej nie stanie, że wszystko będzie dobrze, a w zamian tego ona zniknęła i nie wiedziałem gdzie jej szukać. Wybiegłem z restauracji. Nie było jej z chłopakami. Wziąłem do ręki telefon i zadzwoniłem na jej telefon. Jeden sygnał, drugi, nic. Zadzwoniłem ponownie. Sytuacja się powtórzyła. Dziewczyna nie odebrała. Wybrałem szybko numer nieobecnego z nami bliźniaka. Jeden sygnał, drugi ...
  - "Halo ?"
  - Luke jest z tobą Corin ?
  - "Nie, co się stało ?"
  - Zniknęła - rozłączyłem się nie potrafiłem powiedzieć czegokolwiek. Ostatnia iskierka nadziei zniknęła jak światło świecy. Zawiodłem. Upadłem na kolana i pomimo tego, iż nigdy, ale to przenigdy nie pokazywałem nikomu, że poza dobrym humorem i zboczonymi myślami miałem także wrażliwą stronę, zacząłem płakać. Po prostu pozwoliłem łzom by spływały po moich policzkach. Byłem bezradny. Nie wiedziałem co robić. Nie wiedziałem gdzie jest. Jak ją uratować. Ona była jedyną dziewczyną, która była ze mną tak blisko. Była moją jedyną przyjaciółką.

      Wibracje w mojej kieszeni nie ustawały. Brat nie chciał odpuścić, a reszta wraz ze mną rozdzieliła się by móc przeszukać okolicę. Musieliśmy coś znaleźć co pomoże nam znaleźć dziewczynę. Pomimo tego, że poszukiwania były dokładne nic nie dały. O 1 w nocy wróciliśmy do domu. Nikt nie chciał spać. Wszyscy byli tak zmotywowani do poszukiwań, że nawet nie chcieli siedzieć.
  - Chodzeniem i wkurwianiem się jej nie znajdziemy! - Jai krzyknął na cały dom. Wszyscy usiedliśmy na kanapach.
  - Musimy przemyśleć wszystkie opcje gdzie mógł ją wziąć - wziąłem głos i wstałem. Zaczęliśmy wymieniać miejsca gdzie mógł ją wywieźć. Zapewne zrobił to by zdobyć więcej pieniędzy. Nie mógł jej nic zrobić ponieważ stracił by na jej cenie. Bałem się jedynie tego, że zwróci się do jej ojca, a ten będzie nas za to winić. Dobrze wszyscy wiemy, że była to nasza wina. Pozwoliliśmy jej się do nas zbliżyć i wciągnąć w to gówno, ale nie są nam teraz potrzebne inne problemy. Musimy ją znaleźć. 

  - Chłopcy musimy iść spać - Jai wstał - nie pomożemy Corin ledwo stojąc na nogach. Jutro rano sprawdzimy stary magazyn na obrzeżach. Często tam siedzi - ruszył do pokoju. My poszliśmy w jego ślady i położyliśmy się tam gdzie się dało. Ja ruszyłem do swojego pokoju, a James i Daniel rozłożyli kanapę. Luke? Zniknął po naszych naradach.

 *POV Luke*

     Zdenerwowany ruszyłem do ogrodu, gdy brat skończył mówić o tym co mamy robić. Nie miałem najmniejszej ochoty kłaść się spać. Nie teraz, gdy nie wiedziałem gdzie jest Cori. Spojrzałem na koc i to wszystkie rzeczy, które były naszykowane dla nas na ten wieczór. Gdyby nie to, że Trevor porwał Corin bylibyśmy zapewne teraz parą. Najszczęśliwszą parą świata. Podszedłem powoli do tego wszystkiego i usiadłem na kocu. Wyglądała by pięknie w tym świetle – moje myśli robiły się coraz bardziej miękkie. Kiedyś nie pomyślałbym tak, ale dziś? Teraz jest wszystko inne. Przed poznaniem dziewczyny olalibyśmy kolejną spłatę i zapewne niedługo bylibyśmy totalnie wmieszani w to gówno. Ale ona była jak deska ratunku. Uratowała nas. Z własnej, nieprzymuszonej woli. Była z nami wiedząc co robiliśmy. Oczywiście była przez krótki czas na mnie wściekła, ale nie z powodu naszych błędów, a przez moją głupotę. Przez mój strach przed straceniem jej. Ona nas chciała uratować, a w zamian za to została porwana. I nikt nie wie co się właściwie teraz z nią dzieje. Miałem jedynie nadzieję, że ten skurwiel jej nie dotyka bo jeśli dowiem się, że choć jedna część jej ciała została dotknięta przez jego zaćpane i gówniane ręce, obiecuję, jak tu teraz siedzę, że ten skurwiel nie będzie miał czym płodzić potomstwa. Złapałem telefon i spojrzałem na ekran. Żadnych nowych połączeń i wiadomości. Czułem się taki bezsilny. Chciałem być jej aniołem stróżem. Być z nią zawsze i nie pozwolić by stała jej się żadna krzywda. Nie udało się. Załamany położyłem się na kocu myśląc, które miejsce z podanych przez chłopców najbardziej się nadawało. Magazyn, który mieliśmy jutro sprawdzić nie nadawał się zbytnio na potencjalne miejsce, w którym chłopak by mógł zamknąć dziewczynę. Z resztą żadne z miejsc, o których wspominali się nie nadawało. Przecież Trevor nie byłby taki głupi by zamknąć ją w piwnicy lub jego mieszkaniu. W pobliżu są ludzie, a oni zapewne prędzej czy później usłyszeli by krzyki Cors. 

  - Myśl Luke – uderzałem się w czoło mając nadzieję, że to jakoś pomoże mi wymyśleć miejsce gdzie dawny przyjaciel mógłby się stoczyć bez czyjejkolwiek świadomości. Tak dawny przyjaciel. Gdy byliśmy młodsi i nie znaliśmy Daniela i Jamesa przyjaźniliśmy się z Trevorem. Był normalny i całkiem zabawny. To dzięki niemu odkryliśmy nasze zamiłowanie do żartów. Później coś się zepsuło. Złamało. Poszliśmy do innych szkół. Trevor do szkoły dla bogatych dzieciaków, a my do rejonowej. Niestety nie mieliśmy wyjścia. Nie wszystkie dzieciaki w Melbourne są tak bogate jak Corin. Mama wychowywała z pomocą dziadków mnie i dwójkę moich braci. Ledwo wiązała koniec z końcem, ale było nam dobrze. I w tym momencie nasza przyjaźń jakby się skończyła. Poznaliśmy Skipa i Jamesa. Zaraziliśmy ich swoim zamiłowaniem do wygłupów i rozpoczęliśmy naszą przygodę z Janoskians. Przeszukiwałem zakamarki swojej pamięci z nadzieją na jakikolwiek pomysł, podejrzenie, coś. Przemierzałem swoje dzieciństwo kiedy wpadłem na pomysł o domu w lesie. W wieku 9 lat rodzice blondyna zabrali naszą czwórkę do owego domku. Słabo pamiętałem drogę, ale wiedziałem, że muszę tam iść. To mogło być jedne z miejsc, w którym prawdopodobnie Trevor mógł przetrzymywać dziewczynę. Było to totalne odludzie. Nikt nie usłyszałby jej krzyków, ani nie byłby tak odważny by podejść i zobaczyć co się dzieje. Wstałem i omijając dom wskoczyłem do samochodu. 

________________

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale miałam jakąś awarię z internetem i nie mogłam wejść na nic. Wczoraj z nudów napisałam rozdział + obejrzałam sobie " Monte Carlo ". Może był komputer, ale nie zdajecie sobie sprawy z tego jak bardzo boli brak internetu. To tak jakby ktoś zamknął wam okno na świat i przyjaciół. 

Jak myślicie co się dzieje z Corin ? 
Luke i chłopcy ją znajdą i uratują ?
Co będzie dalej ?

Czekam na wasze opinię i do napisania ♥

4 komentarze:

  1. niezwykły :) mam nadzieję, że już wkrótce przeczytam ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Myśle, że będzie dobrze :) Luke ją pewnie znajdzie i zostaną parą <3 Rozdział jest po prostu boski!! Już się nie mogę doczekać nn :**
    @Epic40713354 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. muszą znaleźć, bez tego nie będzie opowiadania. xd
    w ogóle super rozdział, nie spodziewałam się porwania XD
    tylko proszę, niech Corin i Luke już będą razem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. no ja Cię chyba zabije !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!też cię kocham :P
    kasztanek

    OdpowiedzUsuń