piątek, 13 września 2013

Chapter 29


      Gdy Trevor wyszedł z pokoju zaczęłam się szarpać w sznurach z nadzieją, że poluzują się choć trochę. Nie wiem czy ta nadzieja miała jakiekolwiek szanse, ale zawsze można było spróbować. To tylko sznury. Po pewnym czasie pewnie ustąpią mi. Kiedyś w końcu powinny. Kilkunasto minutowe szarpanie ich w każdą stronę zaczynało dawać efekty. Sznury lekko popuszczały. Lecz przez ten czas nie było za wesoło za drzwiami. Co chwila coś trzaskało i można było usłyszeć jęki. Domyśliłam się, że moje wymarzona odsiecz nie miała zbytnich szans z Trevorem i Theo. Do moich oczy napłynęły łzy, gdy wyobraziłam sobie, któregoś z chłopaków bitego lub chociażby związanego. To łamało moje serce. Przyjaciel, który cierpiał przeze mnie. Jeśli by tak się stało nie mogłabym sobie tego wybaczyć. Nagle trzasnęły drzwi usłyszałam jakby ktoś ciągnął duży worek lub nie daj boże jakąś osobę po ziemi.
  - Theo kutasie pomóż mi – Trevor wydarł się. Kolejne trzaśnięcie. Zaczęłam histerycznie szarpać sznur. Chciałam się uwolnić. Teraz, zaraz.
  - Kurwa Trevor gdzie masz ten sznur ?! Pewnie wszystkie użyłeś na tę małą kurwę
  - To nie jest kurwa! – syknął. Jad wychodzący z jego głosu można było poczuć, aż tu. On naprawdę wierzył, że należę do niego. Normalna osoba po straceniu ukochanej osoby była by smutna, przybita jakiś czas. Chodziła bez humoru po zobaczeniu tej osoby z innym. Trevor zachowywał się jak psychopata. W kółko powtarzał, że należę do niego. Robił ze mną co chciał i traktował zupełnie bez szacunku. Jak dla mnie był psychicznie chory i to bardzo. Tego nawet wyleczyć by się nie dało. W dodatku mieszanki alkoholu i narkotyków jakie zażywał codziennie wplątywały go bardziej. Był stracony. Dla mnie jak i dla reszty świata. Nie dało się go uratować. Może nie jestem psychologiem, ale moje wizyty w gabinecie dały mi kilka lekcji na temat ludzkiego rozumu i spokojnie mogłam dziś stwierdzić to co wcześniej. Dla niego jest już za późno.

      Szarpanie sznurów dało mi wymarzony efekt. Potrafiłam wyswobodzić ręce z mocnych wiązań , a następnie uwolnić i nogi. Odziana jedynie w bieliznę podbiegłam do okna. Starałam się otworzyć je kilkanaście sekund. Nic to nie dało. Podbiegłam do przeciwległego. Także identyczny efekt. Byłam stracona. Podeszłam powolnymi krokami do drzwi. Usłyszałam dość niewyraźną rozmowę z blondynem. Zdziwiło mnie to. Wcześniejsze krzyki chłopaka i Theo można było usłyszeć w nadmiar wyraźnie.

  - Nie wierć się Brooks. Nic ci to nie da – Brooks ? Zadałam sobie prawie bezdźwięcznie pytanie i przysłuchiwałam się dalej rozmowie. Chciałam wyczuć moment by wejść w takim momencie, który da mi większe szanse
  - Gdzie Corin ?! – Akcent Lu był wyczuwalny w każdej literce, którą wypowiadał. Pomimo sytuacji w jakiej się znajdowaliśmy jego głos sprawiał, że przez moje ciało przechodziły dreszcze, a żołądek przeżywał swój prywatny huragan Katrina. Nie wiem co ten chłopak w sobie ma, ale nie potrafiłam inaczej. Niszczył moją świadomość istnienia i to całkiem nieświadomie.
  - Czeka na mnie. Nawet nie wiesz jak seksownie wygląda w samej bieliźnie – słowa blondyna przywróciły mnie do świata żywych. On tu szedł i to pewny siebie.
  - Trevor frajerze! – zanim klamka drzwi została naciśnięta usłyszałam jęk jak gdyby ktoś go uderzył. Moje pięści ścisnęły się. Gdy drzwi zostały otwarte ja uderzyłam w nie z całej siły przez co Trev upadł na ziemie lekko oszołomiony. Ja wybiegłam ile sił z pokoju i podbiegłam do nieprzytomnego Luke’a.
  - Luke ! Luke! – panicznie krzyczałam uderzając go w policzki z nadzieją, że zaraz się obudzi. Zaczęłam krzyczeć coraz głośniej. Jego powieki delikatnie zaczęły się poruszać, ale zanim otwarł je całkowicie poczułam czyjeś dłonie w pasie.
  - Skarbie jeśli chciałaś przy kimś to zrobić wystarczyło powiedzieć – Jedną ręką trzymał mnie wystarczająco silnie bym nie mogła mu uciec za to drugą zaczął rozpinać spodnie. Luke otrzeźwiał całkowicie.
  - Przestań ! – szarpałam się w każdą stronę. Uderzałam go pięściami gdzie tylko potrafiłam. Jednak nic to nie dawało, a wręcz go rozbawiało. Luke szarpał się na krześle, ale i to było po chwili wstrzymane, gdyż Theo przyłożył mu pistolet do skroni.
  - Nie ruszaj się skurwielu mały i patrz – syknął dredziarz i z dumą patrzył na poczynania wspólnika. Ten nie tracił czasu. Gdy spodnie wraz z bokserkami znalazły się na ziemi zabrał się za mnie. Położył mnie na ziemi przyciskając swoim ciałem. To był najgorszy kontakt świata. Tyle razy wyobrażałam sobie jak to będzie wyglądać. Zawsze w mojej wyobraźni widniał obraz mojej sypialni, świec, kadzidełek i romantycznego klimatu. Chciałam by to wszystko miało w sobie jakąś cudowną magię. By chłopak był delikatny. Niewinny. Czuły. W zamian za moje marzenia otrzymałam psychopatę w ruderze i nachalny seks. Jego usta łapczywie całowały moją szyję, robiąc na niej malinki jedna, po drugiej. Jedną dłonią objął mnie w talii bym mu nie uciekła, a drugą zaczynał dobierać się do dolnej części bielizny. Wsunął dłoń pod moje majtki i powoli napawając się swoją psychiczną fantazją ściągał mi je. Z każdą sekundą zaciskałam nogi coraz bardziej. Przekręciłam twarz w prawą stronę by spojrzeć na Lu. Płakał. Tak jak ja. Był cały czerwony i sparaliżowany przez przystawioną broń. Powiedział nieme „ Kocham cię”. Zrobiłam to samo. Nie byłam tego pewna, ale nie potrafiłam kłamać. Mój mózg chyba nieświadomie uwolnił we mnie to co do niego czułam. Odpychałam jego klatkę piersiową, a resztą ciała starałam się odsuwać od nachalnego osobnika. Odchylałam twarz, gdy ten zbliżał się z pocałunkami do niej. Przesuwałam biodra i nogi, gdy chciał na nie położyć dłoń.

  - Skarbie jestem lepszy od tego frajera – mruknął przy uchu przerywając kolejną malinkę.
  - Nigdy nie będziesz od niego lepszy szmaciarzu – zebrałam w sobie wszystkie siły i uderzyłam kolanek w jego krocze z całej siły. Chłopak zwinął się zsuwając na podłogę z mojego ciała. Wykorzystałam moment i wstałam wciągając na ciało bieliznę, która była w połowie ud. Lecz ledwo co wstałam, a już byłam na celowniku drugiego z ćpunów.
  - Nie ruszaj się szmato – Theo podszedł o do mnie i wykorzystując sytuację złapał mnie za piersi i usadził na drugim krześle. Przywiązał mnie do niego i postawił tak bym była centymetry od Brooksa, ale nie mogła go dotknąć. Podszedł do Trevora zakładającego spodnie i zaprowadził go w kąt i zaczęli o czymś z nim dyskutować.
  - Lu ja przepraszam byłam taka głupia myśląc… - chłopak przerwał mi pociągając nosem.
  - Cors uspokój się mamy małe szanse by się stąd wydostać – rozejrzał się po pomieszczeniu.
  - A chłopcy ? – szybko spytałam na tyle głośno by bliźniak usłyszał mnie, a oprawcy nie.
  - Jadą, ale nie wiem czy trafią właśnie tu
  - Luke musimy wierzyć – spojrzałam na niego z poważną miną. Nie mogliśmy nie wierzyć. To był nasz jedyny ratunek.
  - Corin ?
  - Tak ?
  - Wiem, że ten moment nie jest idealny, nie romantyczny i w ogóle, ale czy zostaniesz moją dziewczyną ?
  - Luke nie myśl, że to koniec
  - Corin, a jeśli ?
  - Nie ma jeśli ci frajerzy zdążą muszą – Theo bez słów wyszedł, a my zostaliśmy z półnagim Trevorem.
  - Więc gołąbki… - zaczął i podszedł do mnie – … jakie plany na dziś ? Bo widzę, że z seksu nici – uśmiechnął się złośliwie. Podszedł do mnie i przykucnął przy mnie. Jego ręka ponownie dzisiejszego dnia powędrowała na moje uda i zaczęła wędrować po nim. Zagryzłam ze złości dolną wargę by nie powiedzieć czegoś co mogło by teraz go rozwścieczyć. Spojrzałam na Brooksa starając się uspokoić. Luke patrzył na mnie dziwnie pewien siebie. Puścił mi oczko dając tym pewność, że ma plan.
  - To jak skarbie, a może jednak ? – jego ręka wylądowała ekstremalnie blisko mojej kobiecości. Luke jak gdyby był jakimś supermanem wstał i łapiąc w dłonie krzesło zrobił zamach i uderzył w tył głowy chłopaka przez co w dość dwuznaczny sposób opadł twarzą na moje nogi. Krzesło roztrzaskując się na kawałki upadło w całości na ziemię, a Luke szybkim ruchem zrzucił ze mnie blondyna. Gdy ten leżał na ziemi szybko podszedł do niego z sznurami, którymi był związany i związał go tak jak wcześniej robił to nieprzytomny Trevor ze mną. Gdy Trev był mocno związany na ziemi Lu podbiegł do mnie i szybko zaczął mnie rozwiązywać. Ja pierwszą rzecz jaką zrobiłam było przytulanie się z całej siły do chłopaka. Potrzebowałam tego jak niczego innego. Chciałam go prostu przytulić i upewnić się, że jest tu ze mną i to nie złudzenie. Zarzuciłam ręce przez jego ramiona i przyciągnęłam całe ciało do siebie. Jedną dłoń zacisnęłam w pięść na jego włosach, a druga położyłam na karku. Zaciągnęłam się jego zapachem i bez powodu rozpłakałam się. Ten nawał emocji wypłynął ze mnie niczym woda z kranu. Luke objął mnie w talii najmocniej jak potrafił – przez co nie potrafiłam czasem złapać powietrza – i staliśmy tak chwilę. Odsunęłam się od niego i zetknęłam nasze czoła. Spojrzałam w jego oczy, które chwilę później spoczęły na moich ustach by kilka sekund później połączyć je ze swoimi. Może minął jeden dzień, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że stęskniłam się za jego ustami. To co wydarzyło się przez te kilkanaście godzin uświadomiło mnie w tym, że Lukey jest mi bliski. Bardzo bliski i dzień bez niego jest dniem zmarnowanym. Jego usta atakowały moje, a ja własnowolnie oddawałam się. Wiem, że to co przeżyłam dziś powinno mnie odrzucić od wszelkich czułości ze strony płci męskiej, ale to był Luke nie Trevor. Luke był tym, któremu mogłam oddać wszystko co miałam i być pewna, że nie robi tego dla mojego stanu konta, a dla mnie.

  Wtulona w Luke’a usłyszałam strzał za drzwiami. Podskoczyłam na sam dźwięk wystrzału. Odsunęliśmy się od drzwi. Luke szybko ściągnął z siebie bluzkę widząc jak bardzo trzęsę się z zimna i podniósł z podłogi kawałek nogi krzesła do obrony. Nie mieliśmy nic więcej. Szybko założyłam na siebie bluzkę chłopaka i stanęłam za nim. Osłaniał mnie, gdy staliśmy za drzwiami. Powoli zaczęły się otwierać. Usłyszałam kroki kilku osób. Widzieliśmy ich cienie. Na dworze zaczynało świtać przez co można było ujrzeć, że stoją tam cztery osoby. Ciarki mnie przeszły kiedy pomyślałam, że to koledzy nieprzytomnego chłopaka leżącego na ziemi, ale po chwili przyglądania się cieniom stwierdziłam, że nasza odsiecz przybyła trochę późno. Luke wyczuwając moment kiedy chłopcy weszli trzasnął drzwiami i z początkowo postawą na „polującego człowieka pierwotnego” przywitał chłopaków. Sekundy później rozpoznał ich.
  - Luke! Corin ! – Beau krzyknął. Podbiegł do mnie i mnie przytulił – Boże martwiłem się.
  - Uważajcie jest tylko nieprzytomny i przy okazji związany – pokazałam na Trevora odsuwając się od przyjaciela.
  - Spokojnie nie obudzi się przez jeszcze godzinę – James sprawdził w jakim stanie jest blondyn.
  - Spadajmy stąd – Luke podszedł do mnie i objął mnie. Ja odruchowo wtuliłam się w niego.
  - Chodźcie – Jai wyprowadził naszą dwójkę i ruszyliśmy do samochodu Brooksów. Jai prowadził, a ja z drugim bliźniakiem siedziałam przytulona na tylnych siedzeniach. W drugim samochodzie jechała reszta. Gdy samochód wyjechał z tego przeklętego lasu poczułam gigantyczną ulgę.  


_______________________________

Powiem wam jedno : Nienawidzę swojego zdrowia. Od środy chodzę i pociągam nosem, kicham i kaszlę w dodatku ledwo co mówię. Sama nie wiem czy to wina deszczu czy tego, że moja posrana klasa otwiera okna na ościerz, gdy osoby siedzące pod nimi stanowczo tego odmawiają. Tak to ja jestem tą osoba pod oknem. Szybko łapie choroby i nie mam ochoty chodzić jak to właśnie robię, ale ta banda idiotów i półmózgów myśli, że jak zarechota jak koń to będzie super. Szkoda mi do nich słów. Choć poza tymi minusami jest jeden plus. W środę byłam na Dary Anioła: Miasto Kości. Najcudowniejszy film 4Ever + Zajebiste ciacha w postaci Jamie Campbell Bowera, Kevina Zegersa ( którego wielbię od kilku dobrych lat ) i Roberta Sheehana ( który jest taki boski, że kituję w dodatku idelanie zagrał w Killing Bono )

Dziękuję ci Klaudia za to, że poszłaś ze mną. 

Dobra wracajmy do bloga. 

Co sądzicie o takim rozdziale ? 
Chciałam opisać gwałt Trevora, ale końcowo zdecydowałam się na wkurzoną Corin i nieprzyjemnie potraktowane krocze. 
Dokonałam dobrego wyboru? 

+ Dziękuję za 7 komentarzy. To jak dotychczas największa ilość i naprawde czytając wasze komentarze robi mi się tak miło, że ni umiem tego opisać 

++ Może chcecie być informowani? 
Niestety 2 osoby zmieniły na TT nick przez co nie mogę ich informować, ale może jest ktoś jeszcze chętny ? Piszcie ja nie gryzę ;)

Ok well. To chyba wszystko. Do napisania ♥

6 komentarzy:

  1. kocham, kocham, kocham :* czekam na ciag dalszy :)))
    @ebulbio

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tobą nawet na koniec świata pójdę <3
    dziękuję Ci że tak wspaniale to piszesz, bardzo to doceniam...
    mi się podoba taki rozwój sytuacji :)
    kasztanek ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział.!! Genialnie to opisałaś ;) też byłam na Dary Anioła:Miasto Kości super film polecam,a teraz czytam książkę :) troche różni się od filmu ale jest równie dobra i szybko się ją czyta a wracając do rozdziału dobrze zrobiłaś wybierając tą wersje :*** :D

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowne <3
    świetnie to rozegrałaś :D
    aż sama zaczęłam się bać o Corin xd
    a to jak Luke "wyszeptał" Kocham Cię, a potem ona ... jeju, słodkie, tylko okoliczności trochę ten tego XD
    dziękuję, że spełniłaś moją prośbę i dodałaś dzisiaj, wiem, że sama podjęłaś tą decyzję, a nie mój komentarz Cię nakłonił, ale i tak dziękuję :)
    a no i oczywiście zdrówka, weny i dużo komentarzy życzę XD

    OdpowiedzUsuń
  5. niesamowite! kocham Ciebie i tego bloga! <3 czekam na nn (:

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne. Naprawdę cudowne. Niesamowite, Kocham cię i twojego bloga <3

    OdpowiedzUsuń