piątek, 1 listopada 2013

Chapter 35


  - Znaleźliśmy ją – słowa Beau natychmiast mnie przebudziły i w kilka sekund stałem już na równych nogach.
  - Gdzie ?! – złapałem brata za rękaw. Byliśmy już blisko. Wiedzieli gdzie ona jest, a teraz zostało nam jedynie pojechać tam i ją odbić.  Tak bardzo chciałem mieć ją już tuż obok mnie. Przytulić, pocałować, poczuć jej ciepło. Nie było jej zaledwie kilka godzin, a czułem jakby minęła wieczność. Szybko ubrałem na siebie spodnie dresowe i bluzkę.
  - Spokojnie jest u siebie w domu tylko … - Tak Beau, gdy przerywasz zdanie w takim miejscu jest to takie zajebiste jak nie wiem co – Ojciec nie chce jej wypuścić – podrapał się po szyi lekko się krzywiąc.
  - Co ?! – Jej ojciec przekraczał wszelkie granice. Pierw wyrzucił nas ze swojego domu – to rozumiem, ale ta kłótnia w centrum handlowym była nienormalna, a to porwanie przekracza wszelkie granice zdrowego rozsądku! Ona była pełnoletnia przecież, więc jakim prawem on przetrzymywał ją tam bezwłasnowolnie. To było totalnie wkurwiające co tłumaczy mój 10 minutowy sprint w kierunku jej domu. Nie myślałem o niczym robiłem wszystko pod wpływem chwili, a dodatkowo nikt nie mógł mnie zatrzymać. Zatrzymałem się dopiero pod bramą jej domu, która była zamknięta.
  - Fuck ! – przekląłem pod nosem i oddaliłem się kilka kroków w tył by obmyślić na szybko plan przedostania się na drugą stronę. Przede mną były metalowe kraty, przytrzymywało je betonowe ogrodzenie pomalowane na beżowo. W prawo wyglądało to identycznie. Krata, beton, krata, beton. Spojrzałem na lewo znajdując swoje wybawienie. Ogrodzenie było w 2/3 zakryte jakimś rosnącym zielskiem, które pięło się do murku, a potem w dół na zewnątrz. Podszedłem do krzewu rozglądając się czy przypadkiem nikt nie idzie uznając to na napad na mienie, a gdy teren był czysty wspiąłem się i przeskoczyłem na drugą stronę. Dobrze wiedziałem gdzie znajdują się okna dziewczyny i zdając się na drzewo rosnące pod nimi pobiegłem tam. Zdajecie sobie sprawę jak bardzo zdziwiony byłem, gdy ujrzałem jedynie wycięty pień ? W środku mnie zaczęło się wszystko gotować jak olej na frytki. Zresztą zjadłbym teraz frytki … Boże jaki ja jestem nieskoncentrowany. Zacząłem się rozglądać. Jedyne wejście do domu to drzwi z ogrodu. Przechodząc pod oknami domu stanąłem na tyłach domu. Ojciec Corin przechadzał się po domu z telefonem przy uchu prowadząc zaciętą rozmowę.
  - Tak … Jeszcze dziś przywiozę córkę … Tak … Tak … Niestety w mojej sytuacji pańska szkoła jest dla mnie zbawieniem … Tak … Dziękuję … Do usłyszenia – Czy ja przed chwilą słyszałem jak ten skurwiel planuje wywieźć Corin ? Żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku zagryzłem pięść. Miałem coraz mniej czasu.

      Gdy mężczyzna wszedł bardziej w głąb domu stwierdziłem, że to moja jedyna szansa. Bezszelestnie stawiając kroki wszedłem do domu.

*POV Corin*
      Od rozmowy z Beau byłam bardziej odprężona. Chłopcy wiedzieli gdzie jestem i przyjadą po mnie. Bynajmniej taką miałam nadzieję. Byli teraz wszystkim co miałam i jedynym ratunkiem. Leżałam na łóżku i co chwila spoglądałam na zegarek. Czas jakby na złość stanął w miejscu, a wskazówki coraz to wolniej poruszały się na tarczy. Od rozmowy z Brooksem minęło dopiero pół godziny, a czułam jakby minęło przynajmniej 6 godzin. Wstałam nerwowa z łóżka i podeszłam do okna. Nic ciekawego się nie działo. Żadnych psychopatów biegnących z ratunkiem. Nic. Usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Drzwi otworzyły się, a do pokoju wszedł ojciec.
  - Corin … - powiedział stanowczo. Taki ton nigdy nie oznaczał niczego dobrego przez co moje ciało przeszedł dreszcz, a wszystkie mięśnie się spięły – pakuj się
  - Słucham ?
  - Zapomniałem wszystkie ubrania masz u tych … ludzi – słowo ludzi bardzo mocno podkreślił swoim zniesmaczeniem. Coraz mniej widziałam w nim swojego miłego i kochanego taty, z którym przeżyłam tyle lat.
  - Co ty planujesz? – spytałam zaniepokojona. Chciał mnie wywieźć ? Jeśli tak to gdzie i na jak długo ? a co najważniejsze to po co ? Coraz bardziej jego słowa zaczęły mi mówić, że jego odpowiedź na nic mi się nie spodoba. No bo niby jak mogła by mi się spodobać jakakolwiek odpowiedź poprzedzona takim zwiastunem? To nie wróżyło nic dobrego i ja o tym powinnam wiedzieć najlepiej. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego.
  -  Skarbie jedziesz do szkoły. Z internatem. Przynajmniej tam ta banda ćpunów cię nie znajdzie
  - Co ? – wstałam gwałtownie z łóżka - Jak to internat? Czy ty się słyszysz?
  - Skarbie jestem twoim ojcem i moją rolą jest chronić cię od złego i właśnie teraz wykonuję swoje rodzicielskie zadanie
  - Rodzicielskie zadanie? No kurwa zaraz mnie tu szlag trafi! Od kiedy rodzicielskim zadaniem nazywasz obrażanie mojego chłopaka i jego przyjaciół! W dodatku chcesz mnie wywieźć stąd odbierając jedyną radość z życia jaką miałam od wypadku! Jestem cholernym samolubem i ja się do cholery pytam gdzie się zgubił mój ojciec?! – Nie potrafiłam wytrzymać tego natłoku burzliwych myśli w głowie i wyrzuciłam to wszystko z siebie. Może nie była to najlepsza z opcji  jakie teraz istniały, ale ostatnimi czasy staję się bardziej wulgarna i odważna czego efekty widać.
  - Widać, że strasznie się przez nich zmieniłaś – powiedział ojciec surowym tonem i ruszył w kierunku drzwi .
  - A ty co ? Kiedyś byłeś kochanym ojcem i sugerowałeś się moim szczęściem! Teraz myślisz jedynie o tym by nie zniszczyć swojej reputacji wśród jebanych kolegów z kancelarii! – już nic nie powiedział. Jedynie wyszedł. Zaczęłam drzeć się na całe gardło i kopać niczym psychopatka w drzwi. Gdy już myślałam, że to wszystko ze mnie wypłynęło okazało się, że to był jedynie początek. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Nie wiem co się ze mną działo. Po prostu czułam jak to wszystko co zbierało się we mnie latami wychodzi na zewnątrz i nie potrafię tego powstrzymać. Spojrzałam na sufit i zaczęłam liczyć. Kolejny sposób na odstresowanie się.
*POV LUKE*
      Przejście przez salon jest jednym z najlepszych, ale nie gdy w środku znajduję się Bella, która na twój widok zaczyna się cieszyć, skakać i szczekać. To ostatnie zniszczyło wszystkie moje szanse. Ojciec dziewczyny pomimo tak wielu starań złapał mnie w kilka sekund .
  - Ty gówniarzu nie dość, że jesteś ćpunem to teraz złodziejem ? – jego ojciec był arogancki i stanowczo zbyt siebie co niestety prowokuje mnie, aż za bardzo.
  - Jeszcze nigdy nic nie ukradłem. Corin sama ze mną poszła. Teraz wracam po to co moje bo jak widać jakiś skurwiel myśli, że ma w tym temacie jakieś zdanie – ruszyłem w kierunku schodów starając się wyminąć go w jak najbardziej wyzywający sposób jaki tylko znałem. I przyniosło to efekty. Mężczyzna złapał mnie za ramię, a ja w końcu mogłem pokazać jak bardzo mi na niej zależy i co jestem w stanie dla niej zrobić. Odepchnąłem mężczyznę, ale ten za nic nie puszczał mojego ramienia. Tego się nie spodziewałem. Wykręciłem jego rękę, ale ten złapał mnie drugą.
  - Myślisz mały skurwielu, że mnie przechytrzysz? – wykonał ten sam ruch co ja przez co wygięło mnie w pół. Nie to nie mogło się tak potoczyć. Przyszedłem tu po Corin i nie miałem ochoty odpuścić. Jedynie każdy mój ruch pogarszał moją sytuację. Zrozumiałem, że byłem na straconej pozycji. Mężczyzna zaczął iść w kierunku wyjścia. Bella podeszła do nas starając się mnie bronić.
  - Głupia suka – kopnął suczkę na co ona pisnęła.
  - Pierdolony skurwielu! – zamachnąłem się nogą, ale najdalej uderzyłem do w nogę. Ten bez żadnych uczuć wyszedł głównymi drzwiami prowadząc mnie do bramy. Wypchnął mnie przez otwartą furtkę i zamknął ją.
  - Niech cię tu już więcej nie widzę bo inaczej zadzwonię po policję!
  - Luke! – usłyszałem Corin
  - Cors ! – podbiegła do bramy i jedyne co teraz dałem radę to złapałem ją za rękę. Niestety brama ograniczała moje ruchy. Mężczyzna pociągnął ją za talię i brutalnie wciągnął do domu. Moje oczy nabierały łez, a ja jedyne co teraz potrafiłem to uderzałem z całych sił w bramę.
*POV CORIN*
      Kilka chwil po wyjściu taty usłyszałam szczekanie Belli i krzyki. Ewidentnie dwóch osób. Taty i … - moje ucho bardziej do powierzchni drzwi – Lukeya! Wzięłam po raz setny wsuwkę i grzebałam nią w zamku z nadzieją, że drzwi jakimś tajemniczym cudem otworzą się. Milion razy widziałam jak robią to w filmach lecz, gdy ja chciałam to zrobić nie udawało się. To było naprawdę dziwne. W telewizji nie powinni nas okłamywać chociażby pod wzglądem wsuwek do włosów. Rzuciłam metalowy przedmiot na ziemię i zaczęłam zastanawiać się co jeszcze mogłoby mi pomóc w otwarciu tych cholernych drzwi. Podbiegłam do komody. Zaczęłam wszystko z niej wyrzucać – choć dużo tam rzeczy nie było – zauważyłam żyletkę i pilnik. Żyletka była zbyt giętka by odkręcić śruby, które trzymały zamek twardo w drzwiach. Z pilnikiem w ręce podbiegłam do drzwi. Uklękłam przed nimi i zaczęłam odkręcać śruby. Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że ojciec zabezpieczył się i po drugiej stronie drzwi zamontował zasuwkę. Byłam stracona. Poczułam jak ostatnia szansa odpływa razem z moim ciałem zsuwającym się po drzwiach. Czy zakochanie się naprawdę jest tak wielką zbrodnią? Przecież rodzic powinien się Cieszyć z tego, że dziecko jest szczęśliwe, a nie jeszcze robić właśnie takie rzeczy. Tępo wpatrywałam się w okno. Ciągle bałam się zeskoczyć z pierwszego piętra, ale na dole był Luke. Zmotywowana obecnością chłopaka wstałam i podeszłam do okna. Niepewnie je otworzyłam. Spojrzałam w dół. Blisko nie było co dodatkowo mnie przerażało. Usiadłam na parapecie i wystawiłam nogi. Przekręciłam się i teraz jedynie wisiałam na rękach. Stopami oparłam się o jakąś deskę przytrzymującą czytnik ruchu. Zaczęłam się powoli zsuwać łapiąc o coraz to mniej bezpieczne części parapetu. Nadchodził najgorszy moment skok. Przecież mogłam spaść i złamać nogę, albo co gorsza kręgosłup. To były 3 metry jak nie więcej. Ja łamałam nogi idąc po prostym chodniku, a to było niesamowite wyzwanie, które było warte wolności, która czekała mnie na dole.
  - Dasz sobie radę – powtarzałam, gdy od skoku dzieliły mnie sekundy. Serce waliło z taką prędkością, że naprawdę dziwne było to, że nie dostałam już zawału serca – 3… 2… 1… - puściłam się i z całego ciężaru upadłam na ziemię prosto na stopy przez co coś w lewej nodze mnie zabolało. Upadłam na ziemię i złapałam się w kostce. Strasznie bolało. Byłam tym wszystkim oszołomiona przez chwilę. Nie potrafiłam złapać oddechu i cała się trzęsłam. Dodatkowo w głowie zaczęło mi się kręcić.
  - Spokojnie Corin oddychaj – mówiłam pod nosem do siebie. Zamknęłam oczy i chwilę później mój organizm się uspokoił. Serce zwolniło tak jak oddech i w głowie przestało mi się kręcić. Powoli wstałam, ale mimo tego zachwiałam się. Oparłam się jeszcze na chwilę ręką o ścianę i znów zaczęłam wdychać głośno powietrze.
- Niech cię tu już więcej nie widzę bo inaczej zadzwonię po policję ! – usłyszałam krzyk ojca co nie wróżyło niczego dobrego dla Brooksa. Zaczęłam biec w kierunku, z którego usłyszałam krzyk. Ojciec wypychał chłopaka przez bramę. Przyśpieszyłam, ale i tak było za późno żeby wybiec za nim. Złapałam się kraty jedną ręką, a drugą złapałam jego dłoń. Ułamki sekundy były jednymi z najlepszych na świecie. Jego dłoń była tak ciepła i miękka. Stęskniłam się za tym. Chciałam uciec stamtąd, ale drzwi były zamknięte, a gdy chciałam się wspiąć po bramie ojciec złapał mnie w tali zaczął wciągać do domu. Poczułam jak moja miłość do niego coraz bardziej przeradza się w nienawiść. Szarpałam się, kopałam, nawet gryzłam jednak mój ojciec nie wzruszony wciągnął mnie do garażu, a następnie wsadził do auta. Zamknął drzwi i wyjechał. Szybko wyszedł na sekundę zamknąć dom i wrócił na miejsce kierowcy. Byłam stracona i uwięziona. Ojciec ruszył, a brama automatycznie się otwarła. Przywarłam do szyby, gdy Luke podszedł i przyłożył do niej dłoń. Im bardziej ojciec przyśpieszał tym szybciej on biegł. Jednak w pewnym momencie nic to już nie dawało bo ojciec jechał zbyt szybko. Obróciłam się do tyłu i patrzyłam jak jego sylwetka jest coraz mniejsza, aż w końcu znikła.
  - Nienawidzę cie! – krzyknęłam na cały samochód.
  - Tak ci się zdaje skarbie w internacie zrozumiesz, że to dla twojego dobra – Nie odpowiedziałam. Nie czułam takiej potrzeby. Musiałam teraz znaleźć sposób, żeby uwolnić się stąd zanim ojciec będzie zbyt daleko by dać radę wrócić samotnie.

_____________________________

Bardzo przepraszam za taką dużą przerwę, ale nie miałam jak napisać rozdziału. Kabla dalej nie ma do monitora bo gościu musiał zamówić, ale udało mi się nie wiem jakim cudem włączyć tego grata. Po 20 wyłączeniach i włączeniach załapał z monitorem kontakt -,-'
Nie mam sił normalnie. 
Ostatnio dużo myślałam o rozdziałach i wgl i stwierdziłam, że będę je dodawać raz na tydzień. Regularnie w soboty. Zdecydowałam się także na powrót do Oath więc niedługo pierwszy rozdział 2 części ^^ 
Dziękuję, że jesteście ze mną mimo takich utrudnień. 
Miło by było przeczytać jakiś komentarz ♥ 
Dzięki jeszcze raz i do napisania ;) 

3 komentarze:

  1. łał... internat ale jak to?!?!?! :((((((( biedny lukey i biedna corin ;((((( ♥ czekam na nowy rozdział ♥♥♥

    @labilex

    OdpowiedzUsuń
  2. Internat.. nie no przegięcie... Ale w sumie, to z internatu można chyba dzwonić. Mogłaby np. zawiadomić Brooks'ów, gdzie jest i uciec. Albo zadzwonić po policję! W końcu to w sumie porwanie.. A tak w ogóle, to rozdział genialny :** Czekam na nn <3
    @Epic40713354

    OdpowiedzUsuń
  3. Popłakałam się ! To najlepsze opowiadanie ever ! Jak ojciec Corin może być takim chujem ?! Niecierpie go ! Niech tylko Luke ją uratuje !

    OdpowiedzUsuń