środa, 2 października 2013

Chapter 32


      Odliczanie do dzwonka jest najgorszą katuszą w ciągu całego dnia nauki. Robimy to codziennie, co godzinę i za każdym razem są to najgorsze minuty życia. Nie znam osoby, która nie znałaby tego uczucia, gdy spogląda się co chwila na zegarek, a czas jakby stanął w miejscu kiedy nauczyciel omawia kolejny nudny temat na temat historii Australii. Wiem, niektórzy są tym czasem zainteresowani, ale nie wtedy, gdy za oknem słońce cudownie świeci, jest 33 stopnie Celsjusza, a zegarek utkwił na kilka godzin w miejscu dając nam bezlitosne złudzenie, że minęło dopiero 5 minut. Najgorsze są momenty, gdy ma się po 8-9 lekcji, a czas staje w miejscu już na 4 lekcji. Wtedy lepiej byłoby od razu położyć się na torach i czekać na rozpędzony pociąg. Uczucie zapewne mniej by bolało niż rozciąganie się w temacie naszej historyczki, która myśli, że pozjadała wszystkie rozumy. No dobrze może z historii była dobra, ale czasem mogła by powstrzymać się od uwag na temat naszych ocen w dziennikach, które pochodzą całkowicie z innych lekcji niż te, które ona prowadzi. Zawsze wtyka nos w nieswoje sprawy.

      Westchnęłam zmieniając rękę podpierającą moją głowę. Spojrzałam za okno. Chłopcy już skończyli lekcje przez co czekali na nas na dziedzińcu gdzie zapewne poprzez to czekanie złapią niesamowitą opaleniznę. Spojrzałam na swoja bladą skórę. Tyle czasu spędzam z nimi na dworze biegając, kąpiąc się i robiąc inne głupie rzeczy, a ona niczym u wampira dalej miała ten nienaturalnie blady odcień. Czasami zastanawiałam się czy ja naprawdę mieszkam w Australii od urodzenia czy przyjechałam wczoraj i słońce mnie jeszcze nie zdążyło ujrzeć w swoim świetle. Mój wzrok znów przeniósł się na chłopaka, z którym przeżyłam najpiękniejszą noc w życiu. Śmiał się z czegoś co powiedział pewnie Beau. Uśmiechnęłam się i usłyszałam niewyraźny komentarz z tyłu klasy na temat mojego związku z chłopakami. Jedyną osobą jaka mogła wypowiedzieć słowa typu : „ frajerka myśli, że oni ją lubią” była Tracy. Mój humor niestety nie mógł być zepsuty przez nią ponieważ zrobiło to postanowienie nauki jakie postawiłam sobie na początku szkoły średniej. Nie chciałam skończyć bez pracy i na cudzym utrzymaniu. Niestety nie jestem jedną z tych osób, które idą na łatwiznę. Nie miałam ostatnio łatwo, ale zaczęłam nadrabiać w nauce i jak na razie jest dobrze.

      Dzwonek. Najpiękniejszy dźwięk w ciągu całego okresu nauki u młodzieży jak i dzieci. Każdy kochał ten dzwonek o ile oznaczał on koniec lekcji. Ten, który oznaczał ich początek był znienawidzony przez wszystkich. Jeden ten sam dźwięk, a jak różny kiedy oznacza on lekcję jak i jej koniec.

      Podniosłam się z ławki i zabrałam torbę, która już była spakowana. Biegiem ruszyłam do szafki. Tam wrzuciłam szybko do niej torbę i z uśmiechem na ustach wyszłam za mury szkoły. Chłopcy dalej siedzieli tam gdzie wcześniej. Podbiegłam do obkolczykowanego z bliźniaków ten zaś uniósł mnie nad ziemię i obrócił nami dookoła.

  - koniec katuszy – zaśmiałam się, gdy James podszedł do nas pozbawiony jakiejkolwiek radości. Widziałam jak bardzo męczy się na lekcjach, ale twardo siedział. Nie raz mi mówił, że chce skończyć tak jak ja szkołę, ale za bardzo się męczył i widziałam to. Zakładam już dziś, że niedługo zrezygnuje tak jak to mają w planach Daniel i Beau. Tak planują to już od dłuższego czasu, ale czekają na odpowiedni moment.

  - Nie denerwuj – usiadł na stole do ping ponga – co dzisiaj robimy? – spojrzał na chłopaków, a gdy ci wzruszyli ramionami spojrzał na mnie. Siedziałam Lu na kolanach, gdy ten tak jak J siedział na stole.

  - Co powiecie na centrum handlowe ? Poszłabym coś zjeść dawno nie jedliśmy Fast foodów – wyszczerzyłam się udając, że nie mam zamiaru podbić kolejny raz do bankomatu. Wolałam swoje plany trzymać w tajemnicy. Wystarczyło mi, że Jai był już w to wtajemniczony. Zwłaszcza, że szłam do bankomatu ze względu na niego. Gina miała ostatnio mały kryzys w budżecie nawet kiedy dokładałam się im do rachunków. No niestety, ale zniszczona weranda dokładniej przez Beau i Daniela musiała być naprawiona, a bała się powierzyć tę pracę synom, gdyż było to od początku skazane na niepowodzenie, a nawet możliwe, że na większe szkody. Chłopcy też nie jedzą mało. I tak wyszło, że matka musiała mu odmówić wyjazd, a Ariana zaczęła zdjęcia do „Sam i Cat” przez co nie mogła opuścić Ameryki dla chłopaka i to on musiał pomimo swojej sytuacji jakoś znaleźć fundusze na wyjazd. I tak właśnie miała wyglądać moja pomoc tej parze.



      Gdy doszliśmy do centrum handlowego zaczęłam na szybko główkować jak pozbyć się reszty chłopaków. W końcu musiałam zostać sam na sam z Jai’em najwyżej mogłam wziąć Lukeya, ale to wymagało wdrążenia go w temat lub zrobienia to w taki sposób by nawet nie zorientował się co robie, a było to dosyć trudne, gdyż chłopak ciągle trzymał mnie za rękę i za nic nie chciał puścić.

  - Dobra to podchody ! – na wejściu krzyknęłam do chłopaków – Ja biorę bliźniaków, ty Beau resztę i wy uciekacie my gonimy – uśmiechnęłam się na myśl wolnego czasu. Gdy chłopcy pobiegli ja spojrzałam na Jai’a. Dobrze wiedział o co chodzi. Szybszym krokiem udaliśmy się w przeciwną stronę niż chłopcy.

  - Gdzie wy idziecie ? – Lu stanął zatrzymując nas i równocześnie marnując czas, którego było strasznie mało.

  - Musimy coś załatwić, a ty nas zwalniasz – zaczęłam ciągnąć go za rękę. Jeśli pytał przecież mógł to robić w drodze, a nie zatrzymywać się. Po chwili ciszy chłopak ruszył i mogliśmy wykonać nasze zadanie – Luke zostań tu z Jai’em – spojrzałam na chłopaka.

  - Idę z tobą – zaprotestował. W jego oczach pojawiła się iskierka strachu. Ciągle miał poczucie winy, że to przez niego zostałam porwana. Nie było tak, ale nie wytłumaczysz tego komuś kto przeżył to co Brooks. On od czasu porwania ma jakąś blokadę. Boi się, że jeżeli zniknę z zasięgu jego wzroku choć na chwilę, zniknę na zawsze. Postanowiłam wkręcić go w swój plan. Podeszłam i przytuliłam go.

  - Nie zniknę – szepnęłam wtulona w jego tors – chodź – odsunęłam się i pociągłam go w kierunku bankomatu. Podeszłam do urządzenia. Język, pin, kwota i zadanie skończone. Wyciągnęłam plik gotówki z otworu maszyny i podałam bliźniakowi.

  - Dziękuję – wahając się odebrał pieniądze, po czym mocno mnie przytulił – nie wiem co bym bez ciebie zrobił – dalej przytulał mnie do swojego ciała co po pewnym czasie przestało się podobać jego bratu i odchrząknął dosyć głośno i jednoznacznie. Jai odsunął się w błyskawicznym tempie i stanęliśmy w niezręcznej ciszy.

  - Ruszamy za nimi ? – powiedziałam lekko mrużąc oko. Chłopcy bez odpowiedzi ruszyli tam gdzie mieliśmy zacząć swoje podchody. Już kilka kroków w kierunku, w którym pobiegli znaleźliśmy strzałkę z ketchupu. Tak oto Janoskians robią strzałki w centrum handlowym ketchupem. Zapewne Daniel znalazł go w kieszeni. On ma tam dosłownie wszystko. Zaklęcie zmniejszająco- zwiększające działa perfekcyjnie. Biegliśmy w wyznaczonym kierunku póki Luke nie znalazł kolejnej strzałki i kolejnej.

  - Oni są pojebani – Jai usiadł przy stoliku w części jadalnej. Szczerze ? Przegięli z tym uciekaniem. Nawet nie wiedzieliśmy gdzie mogli teraz być centrum jest gigantyczne, a my w ciągu godziny przeszliśmy tylko połowę.

  - Ja już więcej ich nie szukam – westchnęłam głośniej – mogłam wymyślić coś innego – w tym momencie moje uderzenie z otwartej dłoni w czoło było idealną karą. Wstałam od stolika i spojrzałam na chłopaków.

  - Idę do KFC po picie z dolewką chcecie coś ?

  - Pić

  - Cokolwiek – uśmiechnęłam się widząc zmęczonych chłopaków i podeszłam do kasy.

  - Dzień dobry co mogę podać ? – niska blondynka uśmiechała się zza lady i czekała na moje zamówienie w tym beznadziejnym stroju składającym się z czerwonego polo i czapki z daszkiem.

  - Dwa napoje z dolewką, trzy Hamburgery, dwa razy duże frytki i nuggetsy – uśmiechnęłam się do niej na co ona spojrzała na mnie dosyć wyśmiewającym wzrokiem, po czym zapisała zamówienie na Kasie, przyjęła zapłatę, wydała resztę i poszła szykować zamówienie dla mnie. Stałam oparta bokiem o ladę i spoglądałam na chłopców, którzy nie spuszczali ze mnie wzroku. Wciąż nie potrafiłam pojąć, że miałam przyjaciół i nie tylko. Niedawno jeszcze uciekałam jak myszka żeby nikt mnie nie zauważył by nie być odrzucona, a teraz miałam przyjaciół i w dodatku chłopaka.



  - Pani zamówienie – pod ręce została wsunięta taca przez co prawie się przewróciłam. Widziałam jak bardzo chłopcy wpadli jej w oko, ale żeby takie rzeczy robić. Zaśmiałam się pod nosem i wzięłam tace. Z gigantycznym bananem na ustach podeszłam do chłopaków, postawiłam tacę na stoliku i usiadłam.

  - Fuck – przeklęłam pod nosem – zapomniałam o słomkach – wstałam szybko od stolika i podbiegłam do kas. Dziewczyna dalej tam stała. Wzięłam trzy słomki i posłałam jej wredny uśmieszek.

  - Corin ? – usłyszałam znajomy głos. Obróciłam się i ujrzałam ojca. Kłopoty się zbliżają. Spojrzałam na niego marszcząc czoło.

  - Co ty robisz?

  - Może lepiej powiesz mi co ty tutaj robisz ?

  - Stoję, wiesz grawitacja oddziałowuje na moje ciało przez co nie latam – zakpiłam z niego. Nie chciałam go spotkać nie teraz, nie po tych wszystkich wydarzeniach. Zrobiłam krok w bok by móc go wyminąć, ale zastawił mi drogę.

  - Nie bądź bezczelna miałem na myśli co robisz z swoim życiem. Mieszkasz na jakiś slumsach mieszkasz z trójką chłopaków !

  - Nie unoś głosu na mnie – gdy kolejny raz chciałam wyminąć złapał mnie za ramię dosyć mocno przez co syknęłam.

  - Będę robić co tylko zechce, a ty wracasz do domu – ruszył w kierunku wyjścia i pomimo moich sprzeciwów i szarpań szedł dalej przed siebie niewzruszony.

  - Luke! – krzyknęłam przez co ojciec zatrzymał się w miejscu.

  - Jesteś moją córką i żaden ćpun ci nie pomoże – wyszliśmy z budynku. Dalej nie chciałam dać za wygraną. Wybrałam takie życie i nawet jeśli miałabym pracować jak inni zrobiłabym to bo dopiero teraz potrafiłam sobie uświadomić jak bardzo on mnie kontrolował. Zamykał mnie w domu, gdy byłam młodsza, zabraniał spotykać z kimkolwiek, grał dobrego ojca, a tak naprawdę był przeciwieństwem słowa dobry. Dawał mi jedynie złudzenie opiekuńczego i zatroskanego ojca, a gdy nauczyłam się żyć tak jak on tego chciał dał mi wolność, której już nie chciałam zaznać. Dzięki chłopcom zaczęłam nowe życie, a on ponownie chciał mnie zamknąć w klatce.

  - Cors! – głos ukochanego. Wybiegł z centrum i podbiegł do nas – Niech pan ją puści ! – krzyknął starając się rozluźnić uścisk mojego ojca. Nic to nie dawało, a jeszcze bardziej zacieśniał dłoń na mojej ręce.

  - Puść mnie! – zaczęłam tupać i pomagać drugą ręką. Jai dołączył do nas i zaczął jak tylko mógł odciągać od nas mojego ojca. On był wręcz niepokonany dwóch młodych chłopaków starało się jedynie uwolnić moją rękę od jego uścisku, a on był nie wzruszony! W końcu puścił sam z siebie i spojrzał na mnie pełen wrzutu.

  - Nawet nie wiesz co oni robią ! – Luke szybko przyciągnął mnie do siebie w opiekuńczym geście. Wtuliłam się w niego z całych sił i spojrzałam na ojca.

  - Wiem co robią i co robili, ale teraz są innymi ludźmi, a ty traktujesz ich jak wszyscy ! – do moich oczu napłynęły łzy. Nic o nich nie wiedział. Nie wiedział jacy są teraz, znał ich z przeszłości, której wstydzą się jak niczego innego. Przeszłości, od której chcą uciec, a on wraca do niej jakby to wszystko działo się wczoraj. Jakby to wczoraj sprzedawali biały proszek doprowadzający ludzi do skrajnej euforii kończącej się w najgorszym przypadku śmiercią, jakby to wczoraj Trevor miał nad nimi kompletną władzę i nic nie mogło ich uratować. Patrzył jak inni widział tylko to co już przeżyli nie to jak mogą żyć dalej.

  - Corin tacy ludzie się nie zmieniają !

  - Nie zmieniają się ludzie, którzy nie mają pomocy ! Oni ją otrzymali, a ty teraz to wszystko chcesz zniszczyć ! – złapałam Lukeya za rękę i ruszyłam w kierunku domu Brooksów.

  - Corin wróć do domu – powiedział milszym tonem. Błagalnym. Stanęłam na chwilę i obróciłam się.

  - Jeśli przestaniesz widzieć oczami, a zaczniesz sercem wtedy wrócę – przetarłam szybko rękawem oczy by nie rozpłakać się. Chciałam teraz podbiec do taty jak mała dziewczynka i przytulić go, ale musiał w końcu pojąć, że ludzie nie są tacy jakich ich widzi. Potrzebował teraz czasu na przemyślenie swoich słów, decyzji i tego co robił w akcie desperacji kilka minut temu. Jak bardzo mnie skrzywdził.

  – Luke, Jai chodźmy do domu reszta do nas dojdzie – ruszyłam kolejny raz w kierunku domu. Może nie był to mój dom, ale tak czułam się jak w prawdziwym rodzinnym domu nie to co miałam z ojcem, który wychodził rano i wracał późnym wieczorem by zjeść kolację przygotowaną przeze mnie. Tam Gina robiła nam posiłki, śmialiśmy się całą piątką, wygłupialiśmy się, bawiliśmy, robiliśmy to co każda rodzina powinna robić. Spędzaliśmy ze sobą czas. Bolał mnie fakt, że ojciec mieszkał teraz sam i nawet psa nie miał w domu, ale jeśli na to zasługiwał tak musiało się stać.  






Przepraszam was bardzo za tak długą przerwę, ale niestety 2 tygodnie leżałam w łóżku i nie miałam ochoty na nic więcej jak spanie czy siedzenie na twitterze. Nawet zwykłe ruszenie się z łóżka do kuchni sprawiało mi problem, gdyż głowa niemiłosiernie mnie bolała. Napisałam pewnej czytelniczce w sobotę, że rozdział pojawi się w poniedziałek lub wtorek lecz niestety pisałam go kawałkami ponieważ wena po chorobie ma swój wolny zapłon. Dziś jednak mimo oglądania „ Killing Bono” skończyłam rozdział i mam nadzieję, że nie zawiodłam osób, które jeszcze tu zaglądają bo dobrze wiem, że przez moją nieobecność straciłam czytelników. 



W każdym razie mam nadzieję, że pobijecie tym razem swój rekord komentarzy, który jak na ten moment wynosi : 8. Te komentarze naprawdę mi pomagają. Pokazują co jest dobrze, a co źle, więc jeśli widzicie jakiś błąd chociażby ortograficzny czy interpunkcyjny napiszcie mi o tym. To pomoże tak samo mi jak i wam.



Dziękuję za 5 tysięcy wejść na bloga i liczę, że nie opuścicie Corin i reszty ;)

7 komentarzy:

  1. Ejjj gdzie dla mnie te jedzenie? Jai!!!!!!!!! Co do rozdziału spisałaś się na medal.
    KFC kocham kurczaki.
    może do jutra kasztanek <3

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniały :) a ta akcja z ojcem :) no nic czekam na ciąg dalszy :)
    @labilex

    OdpowiedzUsuń
  3. Meega.!! Fajnie że taki długi,super akcja i wgl. świetnie piszesz :)) weny życze czekam na nexta <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Omg świetny!!! Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
  5. Po prostu ekstra!! Może coś wreszcie dotrze do jej ojca.. Uwielbiam to ff ♥ Czekam na nn :)
    @ Epic40713354

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział
    Luke jest taki słodki, że oh i ah <3
    mam nadzieję, że kolejny już niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
  7. wpadłam tu przez przypadek i sądzę, że świetnie piszesz. czekam na następny :)
    zapraszam do siebie: http://i-knew-you-were-trouble.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń