piątek, 3 stycznia 2014

Chapter 39


Westchnęłam i udałam się do samochodu. Siadłam na tylnym siedzeniu, po czym dwóch z braci Brooks ścisnęli mnie masą swojego ciała. Byłam od jakiegoś czasu już do tego przyzwyczajona, gdyż chłopy mieli w zwyczaju zgniatać mnie i wszystkich naokoło. Często nie było to zamierzone, ale czy chciane czy nie bolało tak samo.

Poprawiłam się na fotelu by moja pozycja na „wciskana w siedzenie” zmieniła się na „jestem zadowoloną pasażerką”. Luke w kilka sekund złapał moją drobną dłoń swoją i starał się bym jednak nie miała w głowie tych samych myśli co wcześniej. Ciągle męczyło mnie to, że to teraz przeze mnie chłopcy mają kłopoty. Gdyby nie ja, teraz zapewne spłacali by jedynie dług, a nie ocierali się co chwila o śmierć. Byłam teraz głównym ryzykiem dla nich i bliskich. Nie chcę by Gina czy mój ojciec cierpieli przez to, że popełniliśmy kilka błędów lub dlatego, że dokonaliśmy złego wyboru. Coraz bardziej wpadaliśmy w gówno i coraz gorzej radziliśmy sobie z tym.  Może nie było to takie trudne jak można sobie to wyobrazić, ale było gorzej niż gorzej. Trevor ciągle polował na mnie, chłopcy mieli problemy z pieniędzmi, a na dodatek tego wszystkiego mój ojciec chciał mnie gdzieś wywieźć i jeśli nie znajdzie mnie, może zadzwonić na policję co zaowocuje wizytą mundurowych w domu Brooks’ów i będę wyprowadzona stamtąd mimo woli. Musiałam znaleźć szybko rozwiązanie nawet jeśli musiało ono oznaczać rozłąkę. Ich dobro było ważniejsze od mojego.

Wysiadłam z samochodu, gdy Daniel wjechał na betonowy podjazd. Pożegnaliśmy się z chłopakami i wraz z rodzeństwem Luke’a weszłam do domu, w którym czekała na nas zaniepokojona Gina. Od samego progu podeszła do mnie i przytuliła mnie z całych sił cała zapłakana.

  - Boże co się z tobą skarbie działo.

  - Już jest dobrze – uśmiechnęłam się. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu jakaś kobieta była dla mnie jak matka. Nie. W Ginie była jakby moja matka, która nawet nie będąc ze mną ciałem jest ze mną duchem przemawiającym przez nią. Wtuliłam się w kobietę na co ona zaczęła gładzić swoją zmęczoną dłonią po moich włosach. Coraz bardziej brakowało mi matki i powracał cały ból związany z jej utratą. Ten sam ból poczują wszyscy moi bliscy, jeśli czegoś nie zrobię. Plan z godziny wcześniej był dobry. Wyjechać na jakiś czas. Sama. Wtedy to Trevor szukał by mnie, ale była jedna wada: by znaleźć mnie mógł posłużyć się moimi bliskimi i to mogło zagrozić ich życiu. Byłam w rozsypce. Gdy zjedliśmy kolację, za którą tak tęskniłam poszłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko niegdyś zamieszkiwane przez Beau i wtuliłam się w poduszkę w kształcie czerwonego żelka. Pamiętam tę poduszkę z dzieciństwa. Kiedyś ukradłam ją bratu i za nic nie chciałam oddać. Teraz była moim życiowym przyjacielem. Znosiła wszystkie moje łzy i nigdy nie było jej dosyć. Była jak gąbka na wszystkie smutki. Wchłaniała je i pozwalała by zostały w niej na wieczność. Westchnęłam. Była to jedyna okazja by wymyśleć jakiś plan. Choć wszyscy dobrze wiedzieli, że jedyne i najlepsze dla wszystkich rozwiązanie to dać chłopakowi tego czego chciał. Nie chciałam się mu oddać. Może jeszcze jakiś czas temu pobiegłabym do niego z radością. Teraz? Czułam jedynie odrazę do jego osoby. To co zrobił było niewybaczalne i skreśliło go to w każdy możliwy sposób. Moja głowa została pochłonięta przez wszystkie plusy i minusy tego rozwiązania. Jedynie co teraz wiedziałam to, to, że muszę stąd zniknąć. Nie wiem jak i nie wiem gdzie, ale muszę to zrobić.
Drzwi pokoju się otwarły, a światło dobiegające z przedpokoju rzuciło na ścianę jak i moje ciało długi cień sylwetki chłopaka. Nie odwróciłam się. Nie chciałam żeby zobaczył mnie zapłakaną, a nawet jeśli by mnie zobaczył od razu by poznał, że planuje coś. Nie umiałam przed nim niczego ukryć. Wtuliłam bardziej w poduszkę zakrywając tym twarz i czekałam, aż stwierdzi, że powinien mi dać spokój. Nie stało się tak. Poczułam jak łóżko lekko ugina się pod jego ciężarem, a następnie ręce obejmują mnie w talii przyciągając bliżej swojego ciała. Poczułam jego oddech na karku. Był nierównomierny.

  - Wiem, że coś planujesz – powiedział dosyć cicho, tak bym usłyszała to tylko ja. Moje mięśnie spięły się na jego słowa. Nic nie potrafiłam ukryć. Nawet jeśli nie pokazywałam mu twarzy. Wtulił twarz w zagłębienie między moją głową, a ramieniem – nie chce żebyś mnie zostawiała. Jeśli chcesz wyjechać weź mnie ze sobą – jego słowa mnie bolały. Nie mogłam go wziąć. Musiała to sama załatwić. Prawda od nich się wszystko zaczęło, ale czy to był powód by dalej wplątywać ich, jeśli teraz to nie oni byli celem? Nie. To byłoby zupełnie bezsensu – Corin odezwij się – odwróciłam się do niego przodem i wtuliłam w klatkę piersiową. Musiałam dać mu zrozumieć, że wszystko jest dobrze. Przynajmniej na chwilę.

  - Luke, ja nic nie planuje – uniosłam na chwilę głowę uśmiechając się do niego – tylko czuję się winna tego co się stało, ale nie chce o tym mówić kochanie – westchnął i spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami. Nawet teraz, gdy w pokoju było całkowicie ciemno można było ujrzeć, że jego oczy są smutne. Teraz ten widok ranił mnie niesamowicie, więc nie chciałam wyobrazić sobie tego, co będzie rano, kiedy obudzi się, a obok niego będzie jedynie puste miejsce. Wiedziałam, że go to zaboli, ale taka była cena ich bezpieczeństwa.

  - Corin … - przerwałam mu kładąc palec wskazujący na środku ust. W ciszy i jedynie przy świetle księżyca zaczęłam przyglądać się jego twarzy. Pieprzyk na nosie, piękne czekoladowe oczy, pełne malinowe usta. Wszystko było idealne i moje, choć nie na długo. Zdobyłam się na odwagę i złapałam za koniec bluzki szatyna zaczynając ja delikatnie podwijać rękoma badając jego tors. Pod dłońmi przemykały jego mięśnie, a ja po chwili ściągnęłam z niego materiał i zaczęłam delikatnie całować usta. Chłopak ponownie położył dłonie na mojej talii by móc unieść mnie i posadzić na swoim ciele tak by mógł patrzeć na mnie w wygodnej pozycji. Jego ręce zaczęły naśladować moje i także ściągać bluzkę z mojego ciała. Duże dłonie przyciągnęły moją twarz do jego i kontynuował przerwany chwilę temu pocałunek. Moje dłonie zatrzymały się na jego policzkach przez chwilę jak i pocałunek, ale z każdą chwilą przenosiłam się coraz niżej, zostawiając na szyi malinkę by pamiętał, że jest mój na zawsze. Dla większości malinka jest znakiem przynależności by pokazać to innym. W tym momencie miała być znakiem, że byłam, jestem i będę, że nie zostawię go, a jedynie zniknę na jakiś czas, ale powrócę. Po kilku „pamiątkach” zaczęłam składać pocałunki coraz niżej. Gdy doszłam do dolnej części jego garderoby rozpięłam rozporek i ściągnęłam spodnie razem z bielizną, ale nim zdążyłam cokolwiek zrobić zostałam podniesiona.

  - Corin dzisiaj ja – położył mnie na plecach, wsunął chłodne ręce pod moje plecy i w kilka sekund zdjął ze mnie stanik. Jego usta delikatnie pieściły moje sutki, co chwila wysuwając język, by doprowadzić mnie do jeszcze większego podniecenia jego poczynaniami. Gdy stwierdził, że jego praca na tym miejscu mojego ciała została zakończona, jego dłonie wsunęły się pod spodnie dresowe, które miałam na sobie i szybko je ściągnął. Podniósł moje nogi tak by móc mieć całkowity dostęp do mojej kobiecości. Wciąż miałam to głupie uczucie wstydu, gdy leżałam przed nim totalnie naga, choć dobrze wiedziałam, że kochał mnie taką jaka byłam. Schował twarz między moimi nogami, a ustami delikatnie sunął po czułym miejscu. Składał delikatne pocałunki, co jakiś czas dodając do tego pracę języka. Zagryzłam dolną wargę starając się nie wydawać żadnych jęków, by współlokatorzy nie usłyszeli co dzieje się za ścianą. Każdy jego, choćby najmniejszy, ruch doprowadzał mnie do coraz większego podniecenia. Język posunął się dalej i zaczął penetrować mnie od środka tym razem sprawiając, że moje mięśnie zaczęły spinać się jeszcze bardziej i zbliżając mnie do granicy między podnieceniem, a orgazmem. Kiedy chłopak poczuł, że zaraz mogę dojść zatrzymał się. Uniósł się nade mną i sięgnął do szafki. Spojrzał na mnie.

  - Luke proszę – jęknęłam wciąż zagryzając dolną wargę. Moje ciało pulsowało od środka z podniecania i nienasycenia jego dotykiem. To jest jak narkotyk. Zaczynając myślisz, że możesz się zatrzymać, ale z czasem chcesz więcej i nie umiesz się zatrzymać. Chcesz więcej i więcej.

 Nasunął na członka prezerwatywę i nachylił się nade mną. Położyłam rękę na jego karku i delikatnie przyciągnęłam do siebie. Chłopak jedną ręką oparł się na moją głową, a drugą złapał w talii kiedy zaczął powoli we mnie wchodzić. Jęknęłam w jego usta podczas pierwszego pchnięcia. Poczułam jak uśmiecha się. Położyłam dłonie na jego plecach, a gdy pchnięcia były głębsze jęczałam mu w usta, wbijając paznokcie w plecy, po czym zapewne będzie ślad na jakiś czas. Może to była już lekka przesada z tym pozostawianiem śladów na jego ciele, ale po prostu nie umiałam odpuścić. Chciałam by pamiętał jak najwięcej z tej nocy bo nie wiedziałam kiedy następnym razem mnie zobaczy. Poprawił sobie moją nogę narzucając ją na siebie i przyśpieszając  tak, że wystarczyło parę kolejnych pchnięć by moje mięśnie spięły się, a moje ciało doznało orgazmu.

  - Luke – jęknęłam mu do ucha przyciągając mocniej. Chłopak zaśmiał się i po chwili także doszedł ściskając mnie nieco mocniej niż ja jego. Uśmiechnął się i pocałował mnie jeszcze nim położył się obok mnie. Poprawił kołdrę, która już nie zakrywała nas tak solidnie jak na początku naszych igraszek, po sam nos i przyciągnął mnie do siebie całując w czoło.

Przeczekałam dwie godziny udając w miarę realistycznie, że śpię, a gdy Brooks zasnął wstałam starając nie obudzić go ze snu i zaczęłam na szybko ubierać. Zabrałam do torby najpotrzebniejsze rzeczy jak bielizna, ubrania czy kosmetyki  do torby i wyszłam bezszelestnie z pokoju. W przedpokoju natknęłam się na Bells, ale i ta nie dała radę mnie powstrzymać pokazując swoje najpiękniejsze oczy. Wyciągnęłam z portfela dwustu- dolarówkę i położyłam podpisując na serwetce, że jest to na jedzenie dla psa. Przytuliłam kudłatą psinkę, ucałowałam i wyszłam z domu z bólem serca. Przypominało mi to jeden z filmów hollywoodzkich, gdzie bohaterka poświęca się. Nie raz widziałam takie filmy i za każdym razem zauważałam lepsze wyjście jak wszyscy widzowie, lecz dopiero teraz, gdy znalazłam się w tej samej sytuacji co bohaterowie filmu zrozumiałam, że sytuacja nie jest taka prosta jak się wydaje. Łatwo jest powiedzieć co ktoś powinien zrobić w danej sytuacji, ale gdy dochodzi do tego, że trzeba samemu podjąć decyzję jesteśmy w kropce i nie potrafimy zrobić nic. Jesteśmy bezsilni. Tak jak ja teraz. Myślałam, że jestem już na dnie, ale to kolejne sztuczne dno w tym oceanie, które zaraz zapadnie się rzucając mnie w gorsze dno.
Stanęłam niczym wryta na australijskim lotnisku. Tyle lotów, a brak jakichkolwiek pomysłów. Spojrzałam na te, które niedługo miały wylecieć. Chile, Londyn, Tennessee, Los Angeles. Może właśnie to było rozwiązanie? Nie byłabym tam sama, ale nikt by o mnie nie wiedział. Podeszłam do kasy biletowej.

  - Dzień Dobry w czym mogę pomóc – starsza kobieta ok. 50 lat siedziała za okienkiem i uśmiechała się do mnie dosyć zmęczona. Nie dziwię się była 3 w nocy.

  - Najbliższy lot do Los Angeles.

  - Dowód tożsamości ? -  Spojrzała na mnie dosyć podejrzanie. Miałam od niedawna 18 lat i nie wszyscy o tym wiedzieli. Podałam jej wszystkie potrzebne dokumenty. Ta bacznie je przejrzała upewniając się czy nie są podróbkami i oddała – za 30 minut odlatuje z pasa numer 7 – zapłaciłam jej i ruszyłam w wskazanym przez nią kierunku. Torbę oddałam przy kontroli i zostało mi jedyne 10 minut do lotu. Zdążyłam kupić sobie kawę w Starbucks i wchodząc na pokład samolotu wyrzucić pusty kubeczek do kosza na śmieci. Wsiadłam do samolotu i usadowiłam się na wolnym miejscu przy oknie. Zwinęłam w kłębek i włożyłam słuchawki do uchu. Ten odlot bolał, ale taka była cena i właśnie ją płaciłam.

Miłość to najważniejsza rzecz na świecie bo bez niej nie było by niczego

Dla miłości walczyłam.

Dla miłości cierpiałam.

Dla miłości poświęcę nawet życie.



__________________________

Przepraszam, że od miesiąca nic nie dodawałam, ale miałam szlaban na komputer przez oceny i dzisiaj kuzynka pozwoliła mi wejść na komputer i napisać rozdział. Mam nadzieję, że nie zawiodłam was takim przebiegiem zdarzeń.
Nie mam jak was poinformować więc jeśli się n ie obrazicie ten rozdział będzie po prostu tak dodany ;) 
I jeślio możecie napiszcie mi swoje tt / GG / FB / aski co tylko chcecie ;) tam mogę was informować/ lajkować czy co tam chcecie ;) z fona na szczeście się da ;P

Jeszcze raz przepraszam i liczę na choć krótką opinię